czwartek, 21 czerwca 2012

wyprzedaż w Mamanii

TYLKO dziś w Wydawnictwie Mamania trwa wyprzedaż! Myślę, że warto zajrzeć. Wyprzedawane są egzemplarze poekspozycyjne. Są spore przeceny. Sama zamówiłam właśnie kilka książek, na które od jakiegoś czasu miałam chrapkę. Wyszło o kilkadziesiąt złotych taniej. No i przy zamówieniu powyżej 100 zł - wysyłka gratis. Klikajcie tutaj.

Dla mojej koleżanki, która niedługo zostanie mamą, zamówiłam tę fantastyczną, ciepłą książkę:
Sama przeczytałam ją już dwa razy i nawet notatki robiłam. Żałuję, bardzo żałuję, że nie dotarłam do niej przed narodzinami mojego F.


A dla siebie na długie letnie wieczory zamówiłam te oto pozycje:






PS U nas gorączka znikła tak szybko, jak się pojawiła. Znów mieliśmy więc "jedniodniówkę". Uff...

wtorek, 19 czerwca 2012

kochany dziubeczek

Zwariowane są te ostatnie dni. Mały biega do późna, rano śpimy wszyscy do 9 lub dłużej (mąż chodzi na drugą zmianę), w dzień F. śpi długo, a wieczorem znów szaleje i tak w kółko:) Dziś w nocy Misiek miał gorączkę 38, 4. W dzień 37,5, choć zmierzyć mu gorączkę pod paszką to niezły wyczyn. Teraz śpi i chyba nie gorączkuje, bo czółko nie jest szczególnie ciepłe. Kochany dziubeczek. Czekam co dalej. Może to tylko zęby i minie samo, a może - nie daj Boże - coś się z tego wykluje? Miejmy nadzieję, że nie...

czwartek, 14 czerwca 2012

hapfffffff

Kto nie idzie do przodu, ten się cofa. "Do tyłu" - dodałby pewnie mój mąż:) Dążę więc do realizacji mojego planu, choć idzie mi nieco opornie, ale może coś będzie, może coś się rozkręci. Póki co proszę nie pytać mnie o nic. Dziecię śpi, a ja pewnikiem też się ułożę obok niego pod kołderką. A oto słownik dziecięcia naszego.
Anio - Franio
- słoń
aba - żaba
bika - biedronka
kapo - krokodyl
koto - kot
mi-a - kot
hapfffff - pies
me!me! (a raczej: mi!mi!) - owieczka
nemni - delfin
ijaija - konik
mama - mama
tita - tata
ato - auto
momo - motor
mimo - misio
pyta - płyta
pucha - pieluch
kapa - kapcie
cicio - cycuś
djetjo - dzięcioł

sobota, 9 czerwca 2012

i znów weekend...

Tydzień intensywnych wrażeń za nami. Miło będzie wrócić jutro w swojskie domowe pielesze. Zaliczyliśmy weselisko, na którym młody bawił się dzielnie. Poprawiny, trochę towarzyskich wizyt i oto znów weekend nam zawitał w całej swojej wspaniałości. Dopadło mnie choróbsko, walczę dzielnie, kaszlę jak Fiat 126, ale daję radę! Z mojej skrzynki mailowej powiało pozytywnie, może z tych pozytywów cosik więcej wyniknie? A syn mój coraz większy, coraz bardziej niezależny, już nie dzidziuś, choć dzidziusiem często zwany. Jest odważny i nie bał się nawet prawdziwego dzika w zagrodzie! Nauczył się symulować kaszel. Lubi przytulanki i czytanie książeczek. A u pradziadków biega po podwórku, zaczepia pieska, ogląda kury przez płot, jeździ autkiem po trawie, chodzi z dużą konewką i włazi na co popadnie. Wciąż w ruchu, ku zdziwieniu prababci ("Dlaczego on nie chce usiąść na chwilę?"). Lubię jego niezależność. Z dumą obserwuję, jak krzykiem i wiciem się reaguje na próby wsadzenia go sobie na kolana albo przytrzymania w miejscu (przez pradziadka nazywany wtedy "złośnikiem" - bez komentarza, biorę poprawkę na wiek i całokształt). Ostatnia refleksja na dziś: im więcej czytam na temat wychowania dzieci, na temat konsekwencji naszych-rodziców decyzji i reakcji na pozornie małe sprawy, tym bardziej przeraża mnie ogrom odpowiedzialności, jaki na barkach naszych spoczywa. Im więcej rozglądam się wkoło i przysłuchuję się ludziom, tym bardziej zastanawiam się jak bardzo na to, jacy są dzisiaj wpłynęło to, jak we wczesnym dzieciństwie traktowali ich rodzice. Takie mam zboczenie swoje małe.

Polecam świetne dwa ostatnie posty na blogu W świecie żyrafy Płacz i trudne emocje oraz Płacz.

sobota, 2 czerwca 2012

naprawdę... :(

Dziecię moje od 45 minut śpi na dywanie (!), wróżę więc szybką pobudkę:) Wpadłam więc dosłownie na chwilę. Mąż w pracy, dziecię w krainie Orfeusza. Strasznie krzyczy ostatnio, a mnie coś trafia, zęby zaciskam, ale ciężko, ciężko momentami... Wrzask jest o byle co, często niespodziewany, dziś nawet nadarł się ponoć w nocy - tak mąż twierdzi, ale spałam jak zabita - ponoć dałam cycka i był spokój...:) Wszystko to za sprawą zębów rosnących - ostatnio już piątkę wymacałam, że się pcha na ten świat... Jutro odjazd na wieś robię z małym, we wtorek mąż do nas dołączy, a w środę na weselu się bawimy, co mnie w stres wprowadza z powodów noclegowych - maluch będzie w pokoju motelowym z dziadkami i boję się pobudek i ryków - my będziemy 5 km dalej... Póki co uciekam, muszę złożyć na chwilę głowę na oparciu fotela. Blogów siły nie mam czytać, bo ich stan ortograficzny mnie powala. Mamy wtórny analfabetyzm, potwierdzam diagnozę kolegi w gimnazjum uczącego, spotkanego tydzień temu. Ludzie, przecież błędy Wam chyba edytor podkreśla, czy może się mylę? Gorzej ze słowami typu "naprawdę", których pewnie edytor nie podkreśla, bo słowa "na" i "prawdę" naprawdę istnieją. A naprawdę to słowo piszemy łącznie. Na pewno! Ech, złośnica ze mnie, co? Nie lubicie mnie, co? A co tam. Trudno:)))