niedziela, 29 lipca 2012

kim będzie?

Życie tak szybko upływa, a te pierwsze dwa-trzy lata z życia dziecka są w porównaniu do całego naszego życia tak króciutkim okresem! Nie wyobrażam sobie nie spędzać tych dni z moim misiem. Leżąc dziś z synkiem przy cycku i tuląc go na dobranoc, myślałam o tym, kim będzie. Ot, banalne pytanie, które każdej chyba matce przychodzi do głowy. Już za parę lat mój synek pójdzie w świat i nie będzie go raczej interesowało spędzanie całych dni i nocy z mamuśką. Potem dorośnie, wybierze swoją drogę życiową. Może będzie kierowcą ciężarówki, może pilotem, może urzędnikiem, a może misjonarzem w Afryce? Może będzie singlem, a może założy rodzinę. Może zostanie w Polsce, a może wyemigruje na drugi koniec świata. Gdy myślę o przyszłości, która szerokim i nieznanym pasem rozciąga się przed nami, jeszcze mocniej tulę go do siebie. Dziś liczą się tylko te dni spędzane razem, całe dnie, zlewające się nierzadko jeden z drugim. Tydzień za tygodniem, miesiąc za miesiącem mój syn poznaje świat. Zatrzymuje się w każdej kałuży, ze znawstwem grzebie w niej rączkami, zapamiętale ciapie nogami, z uciechą rozpryskując wodę i wołając: "ada! ada!". Każdy napotkany motor wita emocjonalnie, krzycząc "momo! momo!!!". Głaszcze napotkane kwiatki, wołając "kiaki! kiaki!". Biegnie rano do pokoju i po raz enty wraca do nas, trzymając w małych łapkach swoje okularki słoneczne i z radością informując nas: "ajy! ajy! ajy!". Znajduje na nodze bliznę lub strupek i żałosnym głosikiem stwierdza "apka! apka!" (ałka). Wiesza mi się na dekolcie, i klepie mnie po cyckach wołając: "cicio!". Po raz enty woła na ulicy "ato, ato!" lub "kako! kako! (traktor), wciąż z takimi samymi emocjami, wciąż z taką samą radością. Cieszę się razem z nim, przytakuję, powtarzam. Serce ściska się czasami, gdy wieczorem przytulam go do cycusia. Za parę lat pójdzie w świat. Niech te dobre dni spędzone z mama idą razem z nim i dają mu siłę.

piątek, 20 lipca 2012

zdrowy egozim

Bywają dni łatwe, miłe, lekkie i przyjemne, a bywają i takie jak ten dzisiejszy - trudniejsze. Trudniejsze, bo syn omiałczony okrutnie, choć staram się przytulać i być blisko, trudniejszy bo matka niewyspana i lekko chora swej roli nie wypełnia przewspaniale. Trudniejszy, bo kolejny raz uderzyło mnie, jaką wielką fikcją jest w mojej rodzinie kwestia autonomii. Mojej autonomii - autonomii trzydziestoletniej prawie kobiety. Przykro słuchać i dochodzić do wniosku, że bliskiej osoby nie obchodzisz w ogóle ty, twoje zdanie, twoja osoba. Że bliska osoba potrafi posunąć się nawet do szantażu psychicznego, aby dostać to, co chce, abym ja żyła pod dyktando choć nie mam ochoty. Spasowałam już. Nie dyskutuję. Nie podejmuję tematu. Nie chcę rozmawiać, by nie usłyszeć kolejny raz, że my tobie tyle, a ty nam tak a tak. Staram się widzieć za tymi słowami niezaspokojone potrzeby, choć powiem szczerze: własne są dla mnie ważniejsze. Ja - jedynaczka całe życie starająca się o to, żeby nikt mnie nie posądził o egoizm, walcząca od zawsze z głupim stereotypem jedynaka, umiem się zdobyć na zdrowy egoizm. Wielki to wyczyn, bo gdy wychowano cię w duchu powiedzenia "rób co ci każę i nie dyskutuj", trudno jest ci zauważyć, gdzie jest ta subtelna granica pomiędzy egoizmem zdrowym a tym niezdrowym.

czwartek, 19 lipca 2012

kako! edzie!

Ciężko się zaległości blogowe nadrabia. To może najpierw stan słownika, który nawiasem mówiąc, ciężko powoli pamięcią ogarnąć, więc notatki robię, ale i te są wyrywkowe.
buka - bułka
ni ma - nie ma, koniec :)
miko - mleko
chiep - chleb
buka - bułka
apko - jabłko
ama - lampa

Sytuacje życiowe:

Tata wychodzi do pracy lub wychodzi po prostu gdzieś na chwilę. Po jego wyjściu Franio rozkłada rączki i mówi: "Ni ma":)

Czytam Franiowi książkę. Przewracamy ostatnią stronę, a dziecię komentuje: "Ni ma" :)

Idziemy dziś na spacer i mijamy pracujący traktor.
Franio: Kako!
Mama: Tak Franiu, traktor.
Franio: Edzie!
Mama: Tak Franiu, traktor jedzie.

Mama: Franiu, a co pijesz rano z butelki?
Franio: Miko!

I tak dalej, i tak dalej. Okrutnie rezolutny pod względem językowym zrobił się nasz malec. Komentuje rzeczywistość dookoła i wielką satysfakcję daje mu odnajdywanie naokoło rzeczy, które można nazwać. Wypatrzy lampę, wodę, motor tam, gdzie my w ogóle nie raczymy spojrzeć. Pięknie nazywa zwierzątka w atlasie zwierząt, a gdy czytam mu wierszyki, powtarza chętnie ostatnie słowa z końcowych wersów. Dużo radości z nim mamy.

W tym tygodniu każdego wieczora szykuję sobie termos z wodą, butelkę i mleko i rano szybko robię mu porcję około siódmej rano. Dziecię zasypia i śpimy do 9 lub dłużej! Szok! To także zasługa zewnętrznych rolet, ale też niżowej pogody, bo deszcz towarzyszy nam praktycznie każdego dnia. Zbieg okoliczności niezwykle sprzyjających spaniu:)))

Podjęłam współpracę z kolejnym wydawnictwem i tym sposobem czas wolny zredukuje się do minimum. Ale cieszę się, bo pieniędzy mamy mało, mąż haruje, a mnie serce z tego powodu boli. Ech życie, ech kredyt. Mogłabym iść do pracy. Mogłabym oddać dziecko pod opiekę obcej osobie i widywać synka przez 3 godziny dziennie. Moglibyśmy spędzać razem weekendy, bo pieniędzy byłoby więcej. Mogłabym. Życie to trudne wybory i kompromisy. Rezygnacja z siebie i z innych. Bardziej być niż mieć lub na odwrót. Ale każdemu, kto zapyta, czy warto wyprowadzić się od rodziców i kupić własne cztery kąty na kredyt, odpowiem, że warto.

Książka "Dziecko z bliska" jest dla mnie jak olśnienie. Umacnia mnie w pewnych przekonaniach, dużo wyjaśnia. Szczególnie spodobał mi się rozdział o autonomii. Może dlatego, że ten aspekt wychowania w moim domu rodzinnym leżał i wciąż leży odłogiem. Zrozumiałam wiele zależności między swoją osobowością a moim otoczeniem. Niektóre rzeczy przestałam sobie nareszcie wyrzucać, bo nie są i nie były ode mnie zależne. Czytam codziennie po trochu, podkreślam i do podkreślonych rzeczy wracam. Wspaniała lektura.

Moja koleżanka ciężarówka czyta "Więź daje siłę". Drugiej - od trzech tygodni mamie - właśnie te samą pozycję pożyczyłam. Cieszę się, że mogę szerzyć dobrą nowinę o rodzicielstwie bliskości:) Póki co kończę. Dziecię śpi, a ja muszę zerknąć na materiały do dzisiejszej wieczornej lekcji angielskiego.



środa, 11 lipca 2012

zaległości, zaległości

Zaległości na tym blogu, leży odłogiem, a życie pędzie, pędzi, pędzi....
Przede wszystkim serdecznie pozdrawiam i ściskam mojego kochanego Męża, który zjawi się tu w sobotę dopiero. Kochany, ciesz się spokojem i odpoczywaj.
Za nami nadmorski wyjazd tygodniowy, a teraz jesteśmy na wsi, jemy owoce i warzywa, żrą nas komary, a Frankowski to właściwie tylko owocami żyje, mlekiem i świeżym powietrzem. Z nowości słownikowych:
kapta - kapusta
ajy - okulary
kiaki - kwiatki
nuga - noga
nom - nos
oko - oko :)
apko - jabłko
kako - traktor
oda, ada - woda
pama - mapa
patu - parasol
aka, apka - ałka (Franio ma na nodze, a mama na dekolcie).

I tak dalej, i tak dalej. Nowe sowa pojawiają się z dnia na dzień, co mnie raduje bardzo a bardzo!

Mama zaczytana w "Poradniku dla zielonych rodziców" i w "Dziecku z bliska" - obie przeciekawe.

Dopadają mnie rozterki macierzyństwa. Szukam rozwiązań w "Dziecku z bliska", bo jesteśmy na etapie trudnych emocji, które mojemu synkowi i osobom postronnym życie nieco utrudniają. No ale o tym to kiedy indziej. Teraz mam ochotę pod kołderkę wskoczyć. Pa.