wtorek, 23 grudnia 2014

Godzina prawie trzynasta. Starszy w przedszkolu. Młodszy śpi na balkonie. Mężu gotuje sobie obiad. Ja właśnie zjadłam resztki wczorajszego i za chwilę rozpocznę żmudny proces pakowania. Szczerze tego nie lubię, bo przytłacza mnie liczba rzeczy, które muszę zabrać. Choć mam listę kontrolną, bo bez niej ani rusz, to i tak wiem, że czegoś na bank nie wezmę.

Dziś od rana zamieszanie. Na szczęście tata dziś w domu. Rano wszyscy w auto. Ja do kościoła do spowiedzi. Reszta do przedszkola. Potem tata z M. po mnie do kościoła. Potem Ja, mężu i M. do domu. W domu byłam chwilę i heja do przedszkola na zajęcia z szachów, bo miałam zaległe z powodu jasełek. Potem ja do Piotra i Pawła po składniki na kutię. Drogi to interes, ale chcę mieć swój ekowkład w wigilijne dzieło:) Jednak jako wielbicielka kasz, a wróg pszenicy, zdecydowałam się na kutię nie z pszenicą, lecz z pęczakiem. Przepis tutaj - KLIK.

Teraz podjadam gorzką czekoladkę i myślę, że powoli trzeba zabrac się za pakowanie. Tata zje obiad i pojedzie umyć auto, a ja nas spakuję. Potem młody wstanie i zje obiad, potem załadujemy się z całym majdanem i pojedziemy po Fr. do przedszkola, potem jeszcze coś załatwimy w Poznaniu i witaj świąteczna wiejska i sielska atmosfero:D

Wszystkim, którzy rzucają tu oczkiem życzę spokojnych i błogosławionych Świąt Bożego Narodzenia.

Zostawiam Was z moją ukochaną - od zeszłego roku - świąteczną pieśnią. Gdy śpiewa ją nasz zespół w kościele, to ja unoszę się nad ziemią...:) Cały rok czekałam i w niedzielę na mszy o 21 się doczekałam...:) Tutaj przepiękne wykonanie Ingi Ochinean...



czwartek, 18 grudnia 2014

jasełka


Za nami dzień pełen emocji - jasełka i pierwsze wystąpienie na scenie naszego straszaka. Było pięknie!

Młody był św. Józefem i wygłosił swoją kwestię: Święta Panienko, zimno tu trochę. Czemu ustajesz w dalekiej drodze? A po chwili: Lecz drzwi zamknięte, na próżno biję. Ludzie, przyjmijcie Pannę Maryję! Pięknie powiedział. Dumni byliśmy z naszego aktora. Potem siedział z jasełkową Marią przy żłóbku, a przed nimi paradowały Anioły i trzej Królowie. Słodkie to było - dzieciaki nie do końca rozumiejące to, co odgrywają (przynajmniej te młodsze), ale bardzo swoją rolą przejęte. Wskazujące nam - dorosłym to, co naprawdę w życiu najważniejsze. Ta prawda przekazywana przez usta maleńkich dzieci zawsze bardzo mnie wzrusza.

czwartek, 11 grudnia 2014

podsumowania, refleksje i plany :)


Zwariowany dzień za nami, a jest jeszcze sporo do zrobienia przed snem. 

Rano wizyta u fizjo, potem pan od okien u mnie, potem młody spaty, potem ja z młodym na zajęcia z szachów, potem powrót z dziećmi do domu w deszczu, potem wizyta wuja, potem wieczorne organizowanie życia, w końcu ja sama przed kompem, bo mąż załatwia ważne sprawy.

Dziś rano byliśmy z młodym u znajomej fizjoterapeutki, aby obejrzała naszego piętnastomiesięczniaka, który jeszcze samodzielnie nie chodzi.

poniedziałek, 8 grudnia 2014

w kółko Macieju


Pierwszy rok pobytu swojego dziecka w przedszkolu chyba każda mama zapamięta jako wyjątkowy. Niniejszym ogłaszam, że bachoreczki znów smarkające i kaszlące, a młodszy dziś zagorączkował i teraz śpi. Ojciec kaszle okropnie, matkę coś znów gardło pobolewa i tak w kółko Macieju.

Nie zdarzają się Fr. na szczęście przestoje w przedszkolu. Niektóre dzieci nie chodzą po dwa lub trzy tygodnie. Co to, to nie. Katar siedzi mu w nosie głęboko i rzadko kiedy coś wyjdzie samo. Jutro cała trójca zapisana jest do lekarza. Kupiliśmy w końcu inhalator i pewnie dr zapisze jakieś paskudztwo do inhalacji. Fr. jest zapisany na 7. stycznia do laryngologa (NFZ), ale jeśli teraz leki od rodzinnego mu nie pomogą, to pewnie trzeba będzie iść jeszcze przed świętami prywatnie...

środa, 3 grudnia 2014

jaglana again, czyli odkwaś się człowieku:)

Postanowiłam się odkwasić. Jesteś tym, co jesz - stara to prawda. W mojej diecie już zaszły rewolucyjne zmiany, ale chcę iść krok dalej. Chcę odkwasić mój organizm, a to w celu poprawienia odporności. Za dużo w naszym domu chorób i choć wiem, że głównym winowajcą jest tu przedszkole, to jednak zmiany w diecie nie zawadzą. Zmienić diety starszaka nie dam rady - je w przedszkolu. Choć pojawiają się tam na obiady tak cenne produkty, jak kasza jęczmienna, buraczki czy ryba, to regularnie są też niestety naleśniczki z twarożkiem i pierożki-pierdożki. Trudno. Pójdzie do szkoły, to zacznie znów jeść zdrowo i domowo.Choć ostatnio przyszedł mi do głowy szalony pomysł zapytania panią dyrektor o możliwość alternatywnego żywienia - liczą się przecież z możliwością "posiadania" w przedszkolu małego celiaka. Mój syn nim nie jest, ale przecież może zostać nim z wyboru - matki :P

Polecam Wam serdecznie post Żywność kwasotwórcza i zasadowa na jednym z moich ulubionych blogów Nasze życie bez chemii. Krótki wgląd w sporządzoną przez autorkę listę pozwolił mi stwierdzić, że nie jest źle i najgorszego syfu i tak już nie jem, ale może być lepiej, zdecydowanie lepiej. Więc jednak jaglana, jaglana,jaglana przede wszystkim. Zdaje się, że chyba dobrze robię, podając ją dziecku z wieczornym mlekiem, bo przynajmniej zasadowa kasza neutralizuje kwasowość mleka. Ach, te cudowne pszeniczne kaszki manny podawane z mlekiem! W świetle wyżej wymienionej listy jawią się niczym zabójca dziecięcej odporności. Kolejny raz gratuluję sobie odstawienia tego badziewia, na którym wychowały się wszak całe pokolenia Polaków, chłopy jak dęby i tak dalej. Hi hi.

A zatem do dzieła. Kawie mówię Goodbye, a od wczoraj popijam czystek, bo dostałam od koleżanki cały słoiczek. Cała rodzinka pije. A co:)

wtorek, 2 grudnia 2014

obiadowo i refleksyjnie


Właśnie "spucnęłam" zupę z soczewicy - pisałam już on niej kiedyś (KLIK) i serdecznie polecam, bo soczewica to źródło samej dobroci. Jako żona wegetarianina i przyszła wegetarianka :P staram się o tym pamiętać.

Na drugie danie mam pychota kotlety owsiane z bazylią. Kupiłam biopłatki owsiane w Rossmanie i na torebce był przepis na kotlety, który silnie acz niechcący zmodyfikowałam. Powstałe z tego eksperymentu kotletsony są pyszne, smakują ni to jak grzyby, ni to jak mięso. Do tego zawierają jakże pożądane w naszej diecie siemię lniane. Do kotletów surówka mężowskiej roboty i biała kasza gryczana. Można bez mięsa i do tego zdrowo? Można. No i bez pszenicy paskudnej. A, sorry - kotletsony zawierają orkisz, ale orkisz lubimy i akceptujemy mimo paskudnej ceny:)

środa, 26 listopada 2014

Lajkujesz?

Przerażające jest, jak dzisiejszy świat zatracił się w ocenianiu. Ten polubi, tamten nie polubi. Ile łapek w górę, ile w dół przy Twoim filmie na youtube? Ile osób polubiło Twój nowy post na blogu? A ile Twoje nowe zdjęcie na fejsbuniu? Superstacje prześcigają się w programach, których celem numer jeden jest poddanie kogoś ocenie. Kto ocenia? Telewidzowie.  To się zaczęło już od "Big Brother" dawno temu. Potem był "Idol", "Taniec z gwiazdami", "Mam talent", "The voice of Poland", "Top model"... A kto ocenia? Ja, telewidz. Nie podnosząc się z wygodnego fotela, mam wpływ na czyjeś życie, I've got the power!!!

poniedziałek, 24 listopada 2014

dylematy


Oddałam w piątek wieczorem zlecenie i jestem wolnym człowiekiem. Nadrabiam teraz zaległości.

poniedziałek, 17 listopada 2014

Wnuczka i przyległości

Zamiast szlifować wersję ostateczną mej pracy zleconej, podczytuję Wnuczkę, no bo jak nie podczytywać, skoro styl ten ukochany jest przeze mnie i nurzam się, nurzam po wielokroć, jak drzewiej bywało (KLIK) :) Dobrze mi. Choć jednoosobowa policja językowa (czyli ja) wyśledziła pewien błąd, ech, niby córa korektę jej robi, a do perfekcji daleko. Wy, Artyści, powinniście takie rzeczy składać na ręce nas - rzemieślników słowa. No chyba że się mylę, ale zdaje się, że "nie" z przymiotnikami piszemy razem? Chyba że się człowiek uprze, że to nie przymiotnik, lecz imiesłów. Ale, ale... "nie" z imiesłowami czynnymi wg najnowszych dyrektyw też piszemy łącznie, czyż nie? Dobra, never mind.

Bachoreczki smarkające, a ja straciłam głos, co nie wróży dobrze moim jutrzejszym planom telekonferencyjnym z tłumaczką. Czy tak już będzie aż do wiosny???

Nadal tkwię w pacie autostradowym...

W czwartek mój małżonek ma wolne - jak cudnie. Załatwię to i owo, odrobię jedne zajęcia z pewnymi braćmi, poprowadzę spokojnie zajęcia szachowe.Popracuję nad zleceniem. Pocelebruję cieszenie się domowymi pieleszami. Mój Mąż to człowiek-orkiestra. Żadnej pracy się nie boi, jest wspaniałym tatą,wyrozumiałym mężem i przedobrym człowiekiem. Wyjątkowym i jedynym. Moim Skarbem!!!


Wnuczka

Aaaaaaaa! co ja mam :)
Wnuczkę do orzechów mam!
Mężu mi dzisiaj kupił w prezencie gwiazdkowym :) Nieco przedwcześnie, wiem, wiem:)

Jest po północy, mężu kończy pichcenie na jutro, dziecioki śpią, ja pół godziny temu wróciłam do domku po kilkugodzinnej nasiadówie z tłumaczką i szalonej jeździe do domu nocnym autobusem na pół-gapę. Teraz już jestem w piżamce i zaraz idę spać koło Kluska, co uroczą flanelową piżamkę nosi i jak stareńki dziadek w niej wygląda.

Mam Wnuczkę, mam Wnuczkę, mam Wnuczkę..... :)

Mam też problem i zaraz będę mieć depresję, bo chyba chcę się wyprowadzić z miejsca, które miało być moim azylem na wiele, wiele lat. W kontekście wiecznego zasmarkania moich dzieci i w świetle wiedzy, którą w ostatnich dniach posiadłam, dotyczącej faktycznej odległości, jaka nas dzieli od autostrady A2 i jaki wpływ mają spaliny na nasze życie, mój świat runął w posadach. Uwielbiam moje mieszkanko, brak instalacji gazowej, dostępność dóbr, marketów i usług, uroczych sąsiadów (nie licząc sąsiadki z góry, co ostatnio wyzwała mi chłopa) i nie wyobrażam sobie wyprowadzki stąd. TU miała być nasza meta na lata. Ale nie będzie, nasza w tym głowa. Ech...

No, ale mam chociaż Wnuczkę na pocieszenie..:)

sobota, 15 listopada 2014

syropy, zlecenia i cycka brak:)


Moje starsze dziecię już dwa tygodnie buja się z glutami pod nosem. Po drodze dwie wizyty u lekarza zaliczyliśmy. Młodsze zresztą też wciąż glucące. Matka zapracowana zdała się jeno na farmakologię i zapuściła nieco zmaganie się z infekcjami z pomocą Matki Natury. Młody dostał trochę wziewów, bo znów mu coś tam już szmerało od tego kataru na oskrzelach, ale wyszedł z tego ponownie bez antybiotyku, także git majonez. Ja skończyłam wstępną obróbkę książki. Jutro spotykam się z tłumaczką na konsultacje, potem tydzień obróbki ostatecznej i żegnaj Genia, świat się zmienia. 

wtorek, 11 listopada 2014

Święto Niepodległości

Mamy Święto Niepodległości i nie wiem, gdzie to napisać, że mój mąż ma dzisiaj wolne, bo w święta zawsze pracował przeca. Kredą w kominie, jak mawia moja babunia. Za oknem piękne jesienne słońce, na balkonie trzepoce flaga, a ja dziwię się ciszy dookoła mnie, bo moi mężczyźni wybyli do babci i zostawili mnie samą z moją robotą zleconą. Stres to dla mnie wysyłać gdzieś młodszego, choć wiem, że tata zaopiekuje się nim idealnie. Ja już tęsknię:) Do tych polisiów gładziutkich, do tych łapek przebierających w mojej grzywce, do tych stópek tłuściutkich. Głupia jestem, wiem. "Przestań! Enjoy the day!" - powiedziała mi przez telefon koleżanka, więc zamierzam właśnie tak zrobić: termin oddania zlecenia mnie goni, więc już siedzę na czterech literach i zaraz dziubię. No a dzisiejszy dzień przyniósł nam na ten świat śliczną i zdrową dziewczynkę. Nasz przyjaciel został dziś rano tatą bardzo zdyscyplinowanej młodej damy, która przyszła na świat dokładnie w terminie. Choć wiemy, że termin porodu to taki pic na wodę, to jednak jakoś tak miło, że M. akurat w Święto Niepodległości będzie obchodzić urodziny. Aż łezka w oku zakręciła mi się, gdy rano przeczytałam smsa... Witaj na świecie Maluszku!!!

sobota, 8 listopada 2014

chlebek

W całym domu roznosi się zapach pieczonego chlebka, mężu w Żabie po wino, a ja skrobię tu cosik szybciutko, bo w ciągu tygodnia wciąż nie ma kiedy... Mam stanowczo za dużo zajęć, ale żal zarzucić którekolwiek. Jeszcze ze dwa tygodnie i odejdzie mi jedno - redakcja książki.

piątek, 17 października 2014

60. rocznica ślubu

Jutro niezwykły dzień, bo i okazja jest piękna. Jesteśmy na przyjęciu z okazji 60. rocznicy ślubu moich dziadków. Rano o 9:30 mam fryzjera, a potem szybkie pakowanko i śmigamy. O 16:00 zwarci i gotowi musimy stawić się w kościele 70 km stąd. Oby nie padało! W prezencie kupiłam garnek ze stali nierdzewnej Tefala. Sama takie mam i są genialne. Ustawiłam adres kuriera na babunię mą, więc dojdzie jutro tudzież w poniedziałek.

Zamykam ten tydzień pracowniczy. Wracam do formy, choć jestem niedospana bardzo. Jutro nie mam żadnych lekcji, a mężu wziął wolne na poniedziałek, więc czeka nas powolne i spokojne świętowanie. Trzeba mi tego - dystansu, oderwania, odrobiny szaleństwa na wysokich obcasach?:) Czy to nie piękne, że dwoje ludzi będzie jutro dzielić ze swoją rodziną radość ze wspólnie przeżytych 60 lat?
 
 

poniedziałek, 13 października 2014

yeah

Yeah, dziś rano dotarłam do naszego rodzinnego i otrzymałam po pierwsze opieprz, że nie przyszłam już w piątek, po drugie antybiotyk, po trzecie dodatkowe leki odblokowujące zatoki. Jestem po pierwszej dawce, po apapie extra i naprawdę czuję, że zaczyna wszystko spływać i wracam do świata żywych. Pewnie to tylko działanie psychologiczne póki co, ale już sama myśl, że jutro o tej porze będzie już o niebo lepiej, bo antybiotyk będzie pracował we mnie pełna parą - już sama nadzieja na to sprawia, że chce mi się żyć. Jest dla kogo żyć, dla kogo pracować, jest na co pracować, mam kogo kochać, więc ta myśl bardzo pozytywnie mnie napędza. Wczoraj miałam wysprzątaną chatę, a dziś mam już burdello - jak to możliwe???

W dodatku pogoda piękna, weekend szykuje się z atrakcjami, więc patrzę z nadzieją w przyszłość :D
 

sobota, 11 października 2014

zatokowo


Źle mi. Moje chłopaki już prawie zdrowe, a mi wlazło w zatoki i nie chce wyjść. Moja głowa żyje własnym życiem.

środa, 8 października 2014

a fe

Znów odłogiem blogowanie leżało przez prawie trzy tygodnie!
Odkąd zaczęłam dawać lekcje, na nic kompletnie nie mam czasu. Jest tych lekcji sporo i choć jestem zmęczona, to zadowolona. Obecnie jednak dopadło nas pierwsze całorodzinne chorowanie, a fe. Dzieci zasmarkane i kaszlące, rodzice to samo, a natłok zajęć nie pozwala odsapnąć. Mężu trzaska przed- i nadgodziny, roboty przerobić nie może, wolnego tez wziąć nie może i jeszcze zmienniczka mu zachorowała. Od poniedziałku do dziś była tu moja niezastąpiona teściowa i pomagała mi ogarniać dzieciaki, bo Fr. nie chodził do przedszkola. Niby oskrzela miał czyste, ale doktor zalecił zatrzymać go w domu. Jutro miał iść do przedszkola, ale dziś włączył mu się dziwny kaszel i jutro rano pojedzie do osłuchania, zresztą młodszy też. Mam nadzieję, że to nie oskrzela. Teraz śpi i kaszle non stop przez sen, wprost nie da się tego słuchać. Ja byłam wybitnie nie w formie i wczoraj dosłownie dogorywałam na tapczanie. Dziś jest nieco lepiej, ale wczorajsze i dzisiejsze lekcje odwołałam. Do tego udało mi się dostać książkę do redakcji, więc w wolnych chwilach dłubię, bo muszę oddać materiał do końca listopada. Dzieje się...

piątek, 19 września 2014

róbmy swoje


Rok temu o tej porze miałam tu niezły armagedonik z dwójką dzieci do obróbki, ale było - minęło. Obecnie jestem, jak to mój synunio starszy mówi, "musią" na wychowawczym od ponad dwóch tygodni, zarabiającą, może nie jakieś ogromne, ale swoje pieniądze, bo popyt na korki jest. Obecnie mam cztery osoby tygodniowo, a od października dojdą mi jeszcze prawdopodobnie dwie. Póki co wystarczy i jeśli ktoś dzwoni, to już raczej odmawiam, chyba że jakaś sytuacja wyjątkowa ma miejsce. 

czwartek, 11 września 2014

hiperpoprawność


Mierzi mnie hiperpoprawność w wymowie, na którą moda zapanowała ostatnio. Mnóstwo osób z mojego otoczenia (przoduje w tym mój szwagier), ale nie tylko, bo widzę to nawet w mediach, zaczęło nagle mówić: mówię, lubię, proszę cię, muszę, książkę, ciocię Klocię.

Wikipedia podaje, że hiperpoprawność to:

piątek, 5 września 2014

piątek


Piątek, tygodnia koniec i początek, jak śpiewał artysta. Ten młody z obrazka jest nawet podobny do mojego M.:)

Jutro śmigamy na wieś do dziadków i pradziadków. Musimy też ustalić szczegóły naszego "roczku". Próbna korekta odwalona wczoraj i dziś. Mam zlasowany mózg!!! Jeszcze jedno czytanie wieczorem, jak dzieci zasną i wysyłam. Cieszę się, że tydzień z drugą zmianą mężowską się kończy, bo naprawdę wieczorami padam na pysk. Resetuję się trochę, jak kładę F. spać, bo przeważnie zaliczam z nim małe dwudziestominutowe kimono i jest lepiej potem. Dziś u mnie mięso gotowane na parze, piure z cieciory i może surówka z marchwi - jeśli będzie mi się chciało...

czwartek, 4 września 2014

jednak nie...

Mężu w pracy, roczniak (tak, tak, to dziś!!!) drzemie, choć pewnie niedługo. Fr. w przedszkolu, które traktuje jak swój drugi domek i za to uwielbiam tę instytucję. Za jakieś pół godziny pewnie się obudzi i powędrujemy po F.

sobota, 30 sierpnia 2014

środa, 27 sierpnia 2014

it rocks!

Dziecię śpi, starszak w przedszkolu, F16 latają, pralka odwala swoją żmudną robotę, ja popijam kawę - poranny standard, chciałoby się rzec. Miły ten standard, lubię takie momenty w ciągu dnia, kiedy na ten krótki moment mam chwilę tylko dla siebie.

wtorek, 26 sierpnia 2014

przy jaglanym chlebie napisane

Kolejny dzień trwa. M. śpi, ja przegryzam to i owo (chleb jaglany o taki klik, może szału nie robi, ale jako przegryzka z serem, szynką i pomidorem albo po prostu z miodkiem jest całkiem OK).

Obiad już mam prawie zrobiony, jeno mięsko dorobię (danie jednogarnkowe z kaszy gryczanej i warzyw w wersji mężowskiej, mniam).

Zaliczyliśmy dziś rano ostatnią konsultację u naszej pani dr, M. rozwija się prawidłowo, choć ma lekkie tyły, ale wszystko nadrobi, zacznie wkrótce czworakować, jest zdrowy i ogólnie ok.

czwartek, 21 sierpnia 2014

Popular Problems


Tadam! Ladies and Gentlemen, 23 września lecę do Empiku. Leonard Cohen wydaje nową płytę "Popular Problems". Piosenki Almost Like the Blues promującej nowy album można już posłuchać, jak to niektórzy mówią, "na internecie".

Kolega mojego ojca, mieszkający przez wiele lat na emigracji, opowiedział mu kiedyś, jak idąc ulicami Montrealu spotkał po prostu Leonarda Cohena. Szczęściarz! Śpiew Leonarda jest ze mną od dawna. Pierwsze poważniejsze moje z nim zetknięcie to lata liceum, gdy bardziej świadomie zaczęłam słuchać muzyki. Lubił go mój tata, więc jakoś samo to przyszło. Wielbiłam wtedy (i jest tak do dziś) jego stare fantastyczne utwory, jak Marianne, Bird on the Wire, Sister of Mercy, Lady Midnight, The Partisan, Famous Blue Raincoat, Joan of Arc, Dance Me to the End of Love i wiele innych. Nie mam jednej ulubionej jego pieśni, choć Take this Waltz, muszę przyznać, ma szczególne miejsce w moim serduszku.

wtorek, 19 sierpnia 2014

szczęście

Mąż w pracy, F. w przedszkolu, M. śpi, a ja grzeszę! Piję kawę rozpuszczalną - syf i dziadostwo. To trochę przez moją babunię, bo zawsze, jak u niej jestem, to strzelamy sobie razem kawkę - ot, taki rytuał. Uzupełniłam niedobory wapnia moim ukochanym batonem z Lidla Sesame Bar - coś jak sezamki, ale mniej słodkie i o wiele większe. No ale popiłam kawa, niedobrze:)))

piątek, 8 sierpnia 2014

"Zamień chemię na jedzenie" czyli jak się zaczęła nasza kuchenna rewolucja

Wszystko zaczęło się od tej TEJ książki:
 

Od jakiegoś czasu chodziły za mną pewne pomysły, ale ta lektura absolutnie przemeblowała mi głowę.

Jadało się u nas zawsze dość zdrowo. Generalnie mało mięsa i sosów, a dużo kasz, bo kasze "wyniosłam z domu", że tak powiem. Jeśli już mięso (mężu i tak go nie je), to raczej gotowane na parze albo pieczone, żadnych tłustych panierek. Brązowy ryż. Warzywa strączkowe. Mało makaronów. W pewnym momencie, jakieś pół roku temu, na stałe zagościła u nas jaglanka. Nawet Fr. już zjada chętnie, choć na początku podchodził doń z rezerwą. Wydawało mi się, że my to sobie zdrowo jemy.

czwartek, 7 sierpnia 2014

na szybko

Na szybko, bo M. pewnie zaraz się obudzi i śmigamy po Fr. do przedszkola. Fr. pierwsze dwa dni po przerwie chodził bardzo chętnie, ale wczoraj już zastrajkował. Dziś też ciut marudził, ale w końcu poszedł. Wczoraj nie chciał rano wyjść z domu i w końcu na zachętę dostał kawałek czekolady, a drugi od taty w przyczepce. Ot, przekupstwo, ale co zrobić? Na miejscu nie chciał wyjść z przyczepki, w końcu ciocia jakoś go zachęciła i poszedł, ale tatę serce bolało:) Po południu ciocia powiedziała, że młody powiedział, że się nie wyspał i pół godziny przeleżał na kanapce odpoczywając? przysypiając? - trudno orzec, ale po tej półgodzinie wstał i już był ok przez resztę dnia. Dziś rano też marudził, ale w końcu pojechał bez problemu. Tak się cieszyłam, że chętnie chodzi, że tak przedszkole lubi, a tu znów klops - pewnie musi znowu minąć parę kryzysowych dni, zanim od nowa wejdzie w rytm po miesięcznej przerwie. Kolejny dowód na to, że z dziećmi nie ma nic pewnego.

niedziela, 3 sierpnia 2014

bloga zapuściłam, rzeki pokonałam

Zapuściłam bloga niestety.
Wszystko przez tę książkę, choć nie tylko.

Pięćset stron niezłej satyry i niespodziewane zakończenie, bynajmniej nie śmieszne. Ciekawa rzecz. Już dawno mnie nic tak nie wciągnęło. Mniam mniam. Wpadło mi w ręce w naszej miejskiej bibliotece, gdy byłam książki mężowe oddać. Leżała sobie na "ladzie", bo właśnie ktoś ją oddał. Apetycznie gruba. Mniam, mniam. No i się skusiłam, choć długo czytałam, bo czasami warunków nie było. Ale tak "nieodkładalnej" książki już dawno w ręku żem nie miała. Ave Rowling, ave!

niedziela, 13 lipca 2014

wtrakcieurlopowo:)

Mąż w trakcie urlopu, a właściwie urlopu tacierzyńskiego i piękny tydzień za nami. Od zeszłej soboty do środy byliśmy w Powidzkim Parku Krajobrazowym (klik) i było nam dobrze. Planowaliśmy pojeździć po okolicy, ale upał pokrzyżował nam plany i większość dni spędziliśmy po prostu stacjonarnie. Mieszkaliśmy w drewnianym domku w gospodarstwie agroturystycznym i mieliśmy do dyspozycji duży trawnik i naprawdę sporo miejsca. 


niedziela, 6 lipca 2014

znow spoza domu

Od wczoraj jesteśmy na wakacjach nad jeziorem, pogoda cudowna,komary tną, szczęścia śpią, dziś starszak pierwszy raz w jeziorze się wykąpał OSTROŻNY, ACZ ZAFASCYNOWANY.Dziś jechaliśmy sobie wąskotorówką i było całkiem zabawnie.Jesteśmy tu do wtorku lub środy, piszę z klawiatury dotykowej i nie jest to zbyt komfortowe, więc zapisów na dziś wystarczy:)

poniedziałek, 30 czerwca 2014

chorzyśmy

Chorzyśmy i źle nam, choć rodzinnie, a więc dobrze... Młodszy już ma antybiotyk, bo miał dziś rano lekkie zmiany osłuchowe (błyskawicznie to poszło - pochorował się w piątek, jest biedulek na maksa, kaszleć dobrze nie umie przez wiotką krtań i taki słaby, że płacze jakby był na słabych bateriach), starszy jeszcze leczony alternatywnie, ale antybiotyk już w odwodzie, ojciec zagęgany, matka głos straciła... Ojciec na szczęście do środy na L4, bo nie wiem, jak by to było.

Mój Mąż to złoto, złoto!!!

Już 23:00 nam się zbliża. Chlebek właśnie się upiekł, więc idę go wytrząsnąć na ręcznik i do wyrka.

sobota, 28 czerwca 2014

telegram spoza domu

Jesteśmy od czwartku u rodziców na wsi, a jutro wracamy do siebie. Wszyscy zasmarkani, a najbardziej niespełna dziesięciomiesięczny M. Ma potężny katar, do tego strasznie ropiejące oczka, które zakrapiam Tobrexem otrzymanym od lekarza niedawno, gdy oczy ropiały F. Zdaje się, że od F. wyszła ta zaraza, bo on chyba po zapaleniu ucha majowym nie doszedł jeszcze do siebie - kaszel i katar nawracają. Chwilowo pomogły leki na alergię, ale dziadostwo wraca jak bumerang, a do tego i my się rozłożyliśmy, więc wnioskujemy, że to nie alergia jednak. Już raz była taka sytuacja, że katar i kaszel mu nawracały i w końcu wszystko skończyło się, jak przyjął antybiotyk. Już wzięłam na klatę fakt, że pewnych rzeczy nie przeskoczę, np. tego, że będzie jednak brał antybiotyki, ten mój wychuchany zdrowy jak koń syneczek, który do trzeciego roku życia nie wziął ani jednego antybiotyku. Trzecie urodziny minęły i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zaczął chorować, choć do przedszkola nie chodził. No i cóż, takie życie.

poniedziałek, 16 czerwca 2014

silver magic ships you carry

Kolejny tydzień nam się zaczął. M. drzemie, ja właśnie wciągnęłam drugie śniadanie (jaglanka z cynamonem, imbirem, miodem i sezamem) i myślę, co tu najpierw ogarnąć, aby poczuć się lepiej we własnych czterech kątach... Moje życie to bezustanne sprzątanie, układanie ciuchów w szafach, zamiatanie (z mopowaniem za dużo zachodu), ładowanie i rozładowywanie zmywarki itp. Nie znoszę bałaganu! I wciąż go mam. Źle się czuję w bałaganie, dlatego wciąż sprzątam. Może z dwójką małych dzieci po prostu nie da się inaczej.

wtorek, 10 czerwca 2014

po udanym weekendzie

Piękny weekend za nami. W sobotę rewizytowaliśmy znajomych męża z pracy - piękne mieszkanie na poddaszu kamienicy! Skrzypiące podłogi i mnóstwo świetnych zakamarków. Przy kuchni skryteczka na garnki,a za dodatkowymi drzwiami - po prostu szafa. Stara, nieczynna już angielka, na której najzwyczajniej umieszczono roboczy drewniany blat. Styl i smak, efekt pozornej niedbałości, a każdy przedmiot i szczegół ma swoje miejsce.

piątek, 6 czerwca 2014

tu i teraz



Czasami marzę i rozmyślam.
Że będę mieć czas na lekturę książki.
Że usiądę i przez godzinę będę słuchać ukochanej muzyki albo oglądać filmy na YouTube.
Że w piątkowy wieczór wyjdę z mężem do teatru (jak dawniej) albo po prostu na piwo.
Że prześpię całą noc od momentu zaśnięcia do porannej pobudki.
Że od rana nie będę w kieracie śniadaniowo-ubieraniowo-sprzątaniowym, ze świadomością, że dla większości społeczeństwa i nawet pewnie rodziny moja praca to zwykłe nic. Bo nie wychodzę codziennie do biura w pełnym makijażu, bo nie mam lśniącej torby-listonoszki zapełnionej ważnymi dokumentami, bo nie obracam się w korporacyjnym kręgu. Od rana wciągam dresowe spodnie, bo w dżinsach mniej wygodnie baraszkować z niemowlęciem po podłodze. Nie siadam codziennie od rana za kółkiem auta - kieruję wózkiem:) Nie piję w południe kawy z ekspresu - piję zbożówkę.

piątek, 30 maja 2014

piątkowy poranek

Mój starszak jest teraz na przedszkolnej wycieczce w zoo. To jego pierwsza wycieczka bez osób bliskich typu rodzice, dziadkowie czy wuja. Troszkę się martwiłam o ten jego wyjazd. Ale muszę przecież pozwolić mu żyć.

Jutro wyjeżdżamy do dziadków na wieś. Liczę na powiew wiosny i świeżego powietrza. Obiecuję sobie po raz kolejny, że będę miła, uprzejma i nic nie wyprowadzi mnie z równowagi. Tak przeważnie jest, a w praktyce wychodzi inaczej. Czyli - "chcieliśmy dobrze, a wyszło jak zwykle". Zaczynam się z tym godzić, może już zawsze tak będzie? Cieszę się bardzo na spotkanie z pradziadkami. Odkurzę im dywany, wytrę kurze, posprzątam łazienkę. Wypijemy razem kawę, porozmawiamy. Tak bardzo mi tego brakuje. Staram się często dzwonić, ale wiem, że to nie to samo, co spotkanie. Ale od mojego ukochanego nauczyłam się, że pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć, a wbrew sobie też nie ma co działać.

środa, 28 maja 2014

meble itepe

Mamy środę.
Fr. w przedszkolu.
Ojciec wybył do pracy.
Młodzież śpi.

Matka usiadła na chwilę do kompa z kawa zbożową i TAKIM ciastem, a właściwie jego resztką. Wczoraj całe moje jestestwo krzyczało o węglowodany. Więc poszperałam i upiekłam takie właśnie pyszne ciasto z jabłkami, bez jaja i z karobem. Mniam! Polecam. Szybkie, do zmywania niedużo, no i taaaka pycha. Swoją drogą, dziwne to jest, że ciasto ciemne, a kakaem nie smakuje. Ot, urok karobu. Coraz bardziej się do niego przekonuję. Młody czasami chce wieczorem kakałko i robimy mu je z karobem, odkąd raz skończyło się kakao i daliśmy mu z karobem na próbę. Jest tani i zdrowy. Ja mam akurat taki. Dałam za niego 4,70 zł, więc fortuna to nie jest.

niedziela, 25 maja 2014

niedziela, przyczepka i dieta

F. wybrał się z tatą na wycieczkę przyczepką, młodszy śpi, a ja skrobię szybciutko. Piękna niedziela, za oknem ciepełko, nie upał i to mi się podoba, takie lato poproszę. Byłam dziś z F. w kościółku, a późnym popołudniem mam jeszcze obiecany wypad do galerii rowerem. Znaczy - tata zajmie się chłopakami.

Jestem od prawie tygodnia na dziecie bezmlecznej i teorerycznie - bezjajecznej. Złamałam reżim przedwczoraj, gdy szwagier wpadł i zamówił pizzę - pewnie w cieście było jajo, a na wierzchu jakaś śmietana, ale cóż. Za to porządnie się najadłam!:)

środa, 21 maja 2014

dzieci

Człowiek narzeka czasami na codzienność. No może nie narzeka, ale nie cieszy się nią tak, jak powinien. Wydaje nam się, że znamy te swoje maluchy już całkiem dobrze. Że jak trzylatek śpi snem sprawiedliwego całą noc, to znaczy, że tak już będzie. Że jak starszy nie ma żadnej alergii i nic go nie uczula, to i z młodszym tak będzie, bo przecież my nie z alergików jesteśmy, bujać to my, nie nas. Takim każdym zwykłym dniem trzeba się radować. Poukładaną schematyczną codziennością. Przychodzi taki tydzień, że całe poukładane życie przewraca się do góry nogami. 

czwartek, 15 maja 2014

przedszkole - dzień 6. i 7.

Duże szczęście w przedszkolu, a młodsze jeszcze śpi, ale penie już niedługo. Toczy nas mała zaraza. F. od niedzieli posmarkuje, a dziś rano skarżył się, że boli/swędzi go ucho w środku. W niedzielę stawiałam mu bańki i katar jakby się cofnął, a dzisiaj postawię znowu. Oczywiście młodszy się zaraził i wczoraj cały dzien gorączkował. Temperatura utrzymywała się w granicach 38 stopni, więc nie widziałam sensu w zbijaniu, ale co godzinę mierzyłam. Do tego maluch był lekko omiauczony, więc mama noś, mama zabawiaj. Kolejny raz w tym roku obiecałam sobie, że zafunduję sobie masaż pleców. Z młodym gorączkującym nie chciałam wychodzić z domu i pojawił si problem odebrania F. z przedszkola, bo mężu dopiero o 19 w domu i nie mógł się wcześniej urwać. Zadzwoniłam i powiedziałam, jaki mam problem i przemiły mąż pani dyrektor po prostu przywiózł mi dziecko do domu:)

wtorek, 13 maja 2014

przedszkole - dzień 4. i 5.

Wczoraj rano młody nie chciał iść i buczał, ale w przedszkolu już było OK i chętnie poszedł się bawić, gdy usłyszał, że za drzwiami rozbrzmiewa Old McDonald Had a Farm. Dziś rano już bez większych protestów pojechał z tatą. Byli dziś na łące szukać owadów. Przynieśliśmy do domu biedronkę z własnoręcznie przez niego naklejonymi kropkami (zasnął z nią). Odwiedził ich pan grający na najprawdziwszych dudach. Do tego przytargał kolorowankę tematyczną o segregowaniu śmieci. Pięknie zjadł obiad. No i najwazniejsze: ani razu dzisiaj się nie posiusiał! Spodnie miał co prawda zmienione, bo pomoczył na łączce, ale w dziedzinie załatwiania swoich potrzeb już się troszkę ogarnął. Mama i tata dumni, a jakże. Pod nosem dziś mruczał "the Sun is yellow":)

Od niedzieli jest zakatarzony, ale szybko postawione bańki przyniosły efekt - katarzysko się jakby wstrzymało. Niestety M. już się poczęstował i dzisiaj już trzeszczało mu w nosku, a obecnie bardzo kiepsko śpi (o, właśnie się przebudził, już chyba po raz trzeci tego wieczoru...). Idę spać, bo przede mną chyba ciężka nocka...

PS F. obiera sobie jajko. O, zobacz, widać żółtko. Żółtko woła Frania: Franiutku, Franiutku, widzę cię!

niedziela, 11 maja 2014

Syzyfa wieczorne rozważania

Ciekawe, jak to możliwe, że wczoraj, gdy mężu z dziećmi był na długim spacerze, ja dość gruntownie ogarnęłam naszą chatkę? Odkurzyłam, wymopowałam podłogi, wysprzątałam kuchnię. Nieźle się zmachałam. I coż? Stan na dzisiejszy wieczór: syf w mieszkaniu. Na podłodze porozdeptywane jakieś jedzonko, kuchnia zagracona. Pisał mój ukochany poeta, że każdy z nas jest Odysem, a ja bym dodała, że i Syzyfem. Zwłaszcza w dziedzinie sprzątania. 

piątek, 9 maja 2014

przedszkole - dzień 4.


Oto dzień 4. nam się skończył i niniejszym nastał weekend. Wieczorowo wpadli do nas dziadkowie, a teraz dzieciaczki śpią, a mężu ogląda, jak sam stwierdził, "głupi film".

Dziś też oczywiście Fr. nie bardzo chciał iść do przedszkola i na miejscu też się rozpłakał, a ojciec o wrażliwym sercu bardzo to przeżywa. Ciocie w przedszkolu mówią, żem mają takiego jednego tatę, co razem z dzieckiem płacze. Fr. ponoć szybko się rozczmuchuje i potem jest już OK. Był dzisiaj zobaczyć jak jest na taekwondo i podobało mu się. Oczywiście wiem to od cioci, a nie od F., bo z naszego malca niczego nie da się wyciągnąć, ale to ponoć normalne. Do tego nasz F. jest dziecięciem dość skrytym, więc czekam cierpliwie, aż zacznie może sam coś opowiadać. Taki dzień pewnie nadejdzie.

czwartek, 8 maja 2014

przedszkole - dzień 3.

Dziś rano nastąpił mały kryzys i F. nie chciał iść do przedszkola. Było to do przewidzenia, że po pierwszej fascynacji przyjdzie zrozumienie, że ta zmiana to nie na chwilę. No ale pojechali. Trochę jeszcze ponoć pomiaukiwał na miejscu, była dodatkowa rundka przyczepką i w końcu został. Gdy odebrałam go ok 15:30 był już po podwieczorku i podobnie jak wczoraj powitał mnie słowami: O, mama, hura!

środa, 7 maja 2014

przedszkole - dzień 2.

 

Myślę, że jak na 1. dzień - było OK. Odebrałam wczoraj F. ok 14. Chwilkę musiałam poczekać, bo kończył obiad i mył ząbki (!). Ciocie mówiły, że miał w ciągu dnia mały kryzys i zaczął płakać, ale liczyłam się z tym. Przyłączył się chętnie do zajęć, raz w ciągu dnia przysnął i raz się posiusiał, no ale dałam ciuszki na zmianę, więc nie szkodzi. Bardzo się ucieszył na mój widok i na widok braciszka w wózku (Dzidziuś!!!). Zrobił ciociom papa i powiedział, że jutro przyjdzie znowu. 

wtorek, 6 maja 2014

przedszkole - dzień 1.

Spakowałam na zmianę dwie pary spodni, bluzek, skarpet i majtek, szczoteczkę do zębów i kapcie, uczesałam i nakremowałam, dałam buziaka i wyprawiłam w świat. Tata zawiózł go przyczepką rowerową (F. ją uwielbia) i właśnie wrócił. Mówi, że F. oczywiście nie chciał zostać sam, ale ciocia zaraz wzięła go w obroty i zabrała do sali do zabawek. Młodszy zasnął, więc mam moment aby wypić swoją porcję zbożówki. Ostatnio M. ma modę wstawać o 5:30, a ja wczoraj nie położyłam się przepisowo o 23:00, więc mam normalnie piasek pod powiekami.

Nie denerwuję się. Myślę, że to dobry moment. Wczoraj gdy podpisywaliśmy umowę i omawialiśmy wszystko z panią dyrektor, F. bawił się w sali zabaw i podobało mu się. Tłumaczyłam mu wczoraj i dziś, że tata go zawiezie, że będzie się tam bawił z dziećmi, że będzie jadł śniadanko i obiad, a po obiedzie mama i M. po niego przyjdą. W tym i następnym tygodniu mężu pracuje na drugą zmianę, bo jego zmienniczka przeszła zabieg i jest na zwolnieniu, więc ja codziennie będę odbierać młodego. Przedszkole jest niecały kilometr od nas, więc komfort to nie lada. Dzisiaj pewnie odbiorę go ok. 14, a w kolejnych dniach - zobaczymy. Jestem ciekawa jego wrażeń i jak się zaaklimatyzuje. Jego grupa liczy 8 osób, więc warunki domowe i podejście zindywidualizowane.

piątek, 2 maja 2014

zmiany

Jestem zmęczona. Jest 22:12 i właściwie oczy mi się zamykają. Rzadko piszę, bo wieczorami padam na twarz. Teraz ja na chwilę przed kompem, a mężu relaksuje się przy żelazku:) Jestem wieczorami tak zdygana, że jedyną formą rozrywki, jaką mam siłę sobie zapewnić, jest pogapienie się na serial w moim tableciku. Siadam, biorę sobie kolację na kolanka i przez ok 21 minut nie ma mnie dla świata. Nazywam to "odmóżdżeniem". 

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

jutro ważny dzień

Najmłodszy nadal zasmarkany. Ojciec się zaraził. Matka i starszak jeszcze nie. Dziś mężu był w pracy, ale jutro nie idzie. Jutro ważny pod wieloma względami dzień. Kilka spraw się wyjaśni. Składamy odwołanie do przedszkola - właśnie je przed chwilą wysmażyłam. Odwiedzamy też dwie prywatne instytucje, w których są wolne miejsca na rok bieżący... Jakoś to będzie, choć nie wiem jak. Biję się z myślami. Nabawię się chyba wrzodów żołądka. Dylematy i rozdarcie.

piątek, 11 kwietnia 2014

sześciolatki - do szkół, czterolatki - won z przedszkola!

Zaległości, zaległości, zaległości.

W tej chwili maluch drzemie, a starszy jest u dziadków, bo babcia ma dziś wolne, więc ja odpoczywam. 

Dni płyną jak dzikie, a opieka nad dwójką (F. do cioci już nie uczęszcza) pochłania mnie do tego stopnia, że wieczorami padam i  mam jedynie siłę na tzw. odmóżdżenie się przed tabletem, czyli obejrzenie Klanu tudzież Na dobre i na złe. Pisać nie mam siły, a to błąd, bo za parę lat z tych dni nie zostanie nic.

F. zdrowy, bo antybiotyk w końcu wyczyścił go z przewlekłego kaszlu i kataru. Za to M. zasmarkany i te smary nareszcie wydobywają się z nosa, więc można go odfridować i dziecku ulżyć. 

Z nowości: F. nie dostał się do żadnego z trzech państwowych przedszkoli w naszym mieście. Byłam tym załamana. Taka porażka już na starcie edukacyjnym:) Nie wiem, co będzie od września. Ale wierzę w oko Opatrzności czuwające nad nami i co ma być, to będzie. Może nie ma tam chodzić? Może tak miało być? Oczywiście napiszemy odwołanie, ale mam kisić czterolatka w domu od września i czekać aż się zwolni miejsce?

poniedziałek, 24 marca 2014

nosidło mei tai

To nie jest post sponsorowany. Zamierzam pisać o nosidle, które ostatnio ratuje mi życie w momentach kryzysowych. 

piątek, 21 marca 2014

jednak antybiotyk

Po miesiącu nawracającego kaszlu i kataru Fr. rozpoczął dziś kurację antybiotykową. Zobaczymy. Jeśli nie pomoże, to pewnie będziemy wiedzieć, że to alergia albo co. Generalnie jako osoba, która nabrała tego paskudztwa sporo w życiu, jestem przeciwniczką antybiotyków, a raczej ich nagminnego podawania na byle co. Na szczęście mamy lekarza, który zawsze najpierw wypróbuje sto innych leków, zanim zdecyduje się na ten ostateczny - antybiotyk. Teraz też próbowaliśmy - Pulneo, różnych syropów, nawet moje wspaniałe banki kilkakrotnie satwiane nic tu nie podziałały. Kaszel jest raz płytki, raz głęboki, raz suchy, raz mokry. Nie mam pojęcia co to za paskudztwo, ale mam nadzieję, że odkoleguje się od mojego słodziaka jak najszybciej.

Jutro od rana ruszamy na wieś. A teraz padam na pysk. Maluch w ostatnich dniach budzi się tuż po piątej rano! Do tego od środy byłam z dziećmi sama do 19, bo Fr. nie chodził do cioci. Padam na pysk i zaraz idę spaty.

środa, 19 marca 2014

słowa

Póki mam to w głowie, a właściwie na ręce napisane, donoszę, że Fr. przeczytał dziś nastepujące słowa, które ułożyłam mu z plastikowych literek ("alfabetów")

LALA
KINO
LATO
NOGA (właściwie to nogga)
DOMEK

Dumnam wielce. Do tego zapamiętale gryzmolił sobie długopisem po łapkach i na mojej ręce też napisał POI. Napisał i przeczytał. Napisał koślawo bo koślawo, ale dla mnie są to najpiękniejsze litery pod słońcem :)

poniedziałek, 17 marca 2014

buty i reszta

Kupiłam kilka dni temu i jestem w nich zakochana. Myślę, że z wzajemnością, bo bucik jest wygodny i na nodze ładnie leży. Nie masz to jak skórzany but, niestety :) Jakoś mi, kurze domowej, bliżej w ostatnich miesiącach do obuwia sportowego niż eleganckiego, ale czy ktoś się dziwi? Ano nie, bo głównym punktem dnia jest spacer z dwójką. But musi być po pierwsze primo wygodny, a po drugie primo ma cieszyć oko me:) Oba warunki tu spełnione, jak sądzę.

Dzisiaj wyjątkowo spaceru nie było - wieje jak głupie. Teraz F. jest u cioci, a M. na balkonie. Miałam znów przekichany dzień - młodszy nie mógł się wyqpqać i w końcu pomogłam mu czopkiem - nazbierało mu się z paru dni, biedaczkowi. Starszy też mi się skichał w gatki, nie zdążył zawołać i masz babo placek - przebieranie i mycie.

Młodszy od dnia swoich półrocznych urodzin poznaje nowe smaki w formie papek. Doszłam do wniosku, że blw zdecydowanie nie jest dla mnie.

środa, 5 marca 2014

wiosno, przyjdź

Ja pierpapier, od dzisiaj mój starszy kaszle i to głęboko, a do tego polatuje mu z nosa. W tym sezonie jest norrrmalnie non stop coś. Dopiero miesiąc temu wszyscy byliśmy chorzy, a tu znowuż mu się coś zaczyna? Mam nadzieję, że nie. Dziś wieczorem bańki pójdą w ruch. Tak jak przez długi czas miałam dziecko absolutnie niechorujące, tak teraz odbija sobie za wszystkie czasy. Od jesieni jest chory dosłownie prawie co miesiąc. Najpierw we wrześniu - gdy ja byłam w szpitalu. Potem w październiku - pierwszy antybiotyk. Koniec grudnia - początek stycznia - kolejna choroba. Początek lutego - Fr. chory i my też. Teraz mamy początek marca i znowuż coś. Fakt, że antybiotyk brał tylko w październiku. Nie wiem czemu przypisywać ten spadek odporności. Magicznemu wiekowi 3 lat? Zaszczepieniu na pneumokoki w październiku? Pierwszemu spożytemu antybiotykowi? Nie wiem i nigdy się tego nie dowiem. Dziecko jest codziennie na dworze. Dziecko nie jest przegrzane ani niedoubrane. Dziecko ma w miarę urozmaiconą dietę, bierze tran i witaminę C. Nie wiem... Na weekend mieliśmy jechać na imieniny prababci. Nasze plany stają niniejszym pod znakiem zapytania.

wtorek, 4 marca 2014

pora na... zmiany

Pół roku, Panie i Panowie, dziś stuknęło mojemu młodszemu Misiowi i uroczyście ogłaszam, świadoma praw i obowiązków wynikających z karmienia cyckiem: UDAŁO SIĘ!!! Tak, udało mi się karmić tylko i li piersią przez pierwsze pół roku. Dziecię niedopajane, niedokarmiane. Można? Ano można. Z pierwszym mi tak nie wyszło, ale nie wyrzucam sobie. Takie okoliczności przyrody. A dziś uroczyście młody przyjął pierwszą symboliczną łyżeczkę manny i dwa razy po miniporcyjce jabłuszka:) Kwasił się, memlał, wypluwał, ale cosik tam zjadł. Idzie nowe! 

Starszy natomiast, mój wspaniały F. dostał ostatnio od dziadków kilka książek zakupionych na targach edukacyjnych, Jedna z nich, ta oto



czwartek, 27 lutego 2014

dla kogo?

Trochę tu pozmieniałam, zrobiło się ciut wiosennie i jakoś tak - inaczej.

Dla kogo piszę? Nie zależy mi na polubieniach, na klikach znajomych czy nieznajomych. Nieliczne bliskie osoby wiedzą, że skrobię coś wirtualnie od czasu do czasu. Piszę dla siebie, bo czuję, że życie przelatuje mi czasami między palcami. Zapominam to, tamto. Emocje, które mną targały. Weekendy, wieczory, ranki. Z ponad trzech lat mojego starszego syna wiele umknęłoby mojej kulawej pamięci. Ale - są zapiski. Cieszę się z nich. Za parę dni mój młodszy skończy pół roku. Ile będę po latach pamiętać z tych pierwszych sześciu miesięcy jego życia? Było zmęczenie, radość, satysfakcja... Trochę wyrzeczeń i mnóstwo radości. Dużo się wydarzyło, a jednocześnie te dni zlewają się w jedno. Dzięki blogowi ocalę ich małą część od zapomnienia. Więc warto pisać. Nie wyobrażam sobie pisać, jak jeszcze dziesięć lat wstecz, pamiętnika w tradycyjnej formie. Mam chyba z dziesięć grubych zeszytów - wystarczy. Za to chętnie grzebię w moim blogowym archiwum. Czytam, unoszę brwi, uśmiecham się. Tego nie pamiętałam, tamtego też nie. Bo pamięć ludzka ułomna jest i już. Nie publikuję zdjęć, bo czuję, że naruszałyby prywatność mojej rodziny. Wiem też, że moi chłopacy na pewno nie życzyliby sobie tego - ci dwaj najmłodsi nawet nie mają szansy wypowiedzieć się na ten temat. Więc jeśli mimo niemedialności tego bloga zatrzymujesz się tu od czasu do czasu, drogi Czytelniku, to jest mi miło, że dzielisz ze mną ten mały zapisany fragment istnienia:)

środa, 26 lutego 2014

idę spać:)

Trzej mężczyźni mojego życia już śpią i ja tez zaraz dołączę do nich. Była obietnica dana sobie, aby iść wcześniej spać, ale jak to zrobić, skoro tylko teraz jest czas, aby cokolwiek zrobić dla siebie i nie tylko. Czytam książkę o BLW i zastanawiam się, czy to dla mnie - dla nas. Koleżanka polecała gryzaki do owoców - sprawdzam opinie, oglądam jakie są. Młody przetarł kapcie na paluchach - kupiłam nowe plus kalosze, bo wyrósł i trampki, bo nie ma. Wszystko przyjdzie w jednej paczce. Wyszukanie sprzedawcy, który miałby te wszystkie gadżety w swoim asortymencie zajęło mi chwilę, zwłaszcza że kapcie akceptuję tylko z Befado - odkąd młody miał obuwie tej firmy po raz pierwszy na nogach, pozostajemy im wierni. Wszelkie skoki w bok od tej firmy i tak udowadniały jej niezawodność. Co prawda młody biega teraz w tzw. przez nas skarpetkokapciach, ale na przejście piwnicą do cioci musi mieć coś mocniejszego, no i zdarza się też sytuacja awaryjna.

poniedziałek, 24 lutego 2014

pseudowiosennie:)

Wiosna niby jest, lecz ja się nie daję zwieść złudzeniom. Owszem - jest cudnie. Ale - zima jeszcze nas zachwyci, to pewne. Pogoda sprzyja wypadom na świeże powietrze. Wczoraj zrobiliśmy sobie wycieczkę nad Maltę. Najmłodszy spał jak ta lala chyba ze trzy godziny w wózku, starszak z tatą spacerowali (młody na rowerze biegowym), a matka nawet zajrzała go galerii Malta, gdzie nabyła spodenek na dzidziusia sztuk dwie, śliniaków sztuk dwie, skarpet sztuk sześć i tortownicę sztuk jeden. Po godzinie miałam dosyć. Ta galeria nie jest dla mnie!!! Ani ten parking, ani ten przepych, ani te tłumy. Zrezygnowałam z pójścia jeszcze do Marks'a i Spencer(s)a i uciekłam nad jezioro. Nie, nie i jeszcze raz nie.

sobota, 15 lutego 2014

Postanowiłam...

http://w-spodnicy.ofeminin.pl/Tekst/Zdrowie/529352,1,Piramida-zywieniowa--zdrowie-a-piramida-zywieniowa.html
Postanowiłam przyjrzeć się naszej rodzinnej diecie, a zwłaszcza diecie mojego dziecka, z uwagi na jego zwiększoną zapadalność na infekcje w tym sezonie.

Na co dzień, myślę, nie zdajemy sobie sprawy, że nie bez znaczenia jest również mikroflora przewodu pokarmowego, czyli drobnoustroje, które naturalnie zasiedlają przewód pokarmowy. Gdy równowaga zasadowo-kwasowa jest zaburzona (np. przez nadmiar cukru czy mięsa w diecie), zmienia się środowisko i powstają warunki do rozwoju drobnoustrojów chorobotwórczych (bakterie, wirusy). Zabójcza (dosłownie) dla mikroflory człowieka jest kuracja antybiotykowa. Nie sięgajmy po antybiotyki, gdy nie wyczerpaliśmy innych metod leczenia. Antybiotykoterapia tak osłabia odporność, że mały czy duży człowiek łatwiej zapada na infekcje. I koło się zamyka. (źródło)

środa, 12 lutego 2014

tydzień chorób

Tydzień chorób trwa. W zeszły czwartek F. obudził się z katarem, takim porządnym. Katar męczył go przez weekend, podczas którego zaraziliśmy się i my, a w poniedziałek zbiorowo udaliśmy się od rana do lekarza i F. miał już małe zmiany na oskrzelach, choć brak kaszlu - prawdopodobnie efekt postawienia przeze mnie baniek smykowi aż dwa razy. Dostaje pulneo 3 razy dziennie i jutro śmiga do osłuchania - oby było lepiej, bo jak nie, to antybiotyk. Jestem dobrej myśli - już raz się udało, to może znowu się uda. Jestem w szoku jak to szybko postępuje. Z katarem do lekarza nie polecę, a weekend mija i oskrzela już dostają po tyłku.

czwartek, 30 stycznia 2014

jaglanka, dentysta, nalesniki :)

Matka się z ojcem obżarli na dobranoc jaglanką zapiekaną z twarogiem z tego oto przepisu:

Wyszło pysznie, ale pominęłam pieprz, jako jego niemiłośniczka i karmiąca matka. Natomiast słona śmietana miło skomponowała się ze słodkiem środkiem. W ogóle jaglana wkroczyła na nasze salony jakiś czas temu i święci triumfy, przeważnie w wersji zapiekanej z jabłkami i cynamonem. Zachciało mi się jednak czegoś nowego, co by memu ślubnemu życie sterane nieco osłodzić i za długie usypianie małego smyka nagrodzić.

wtorek, 28 stycznia 2014

Z tekstów F.

Przez ostatnie 5 miesięcy F. rozwinął się niesamowicie w dziedzinie mowy. Gdy leżałam w szpitalu z M., a F. przychodził do mnie w odwiedziny lub rozmawiał ze mną przez telefon, mówił: "Mama w domu", co oznaczało, że mama ma wrócić do domu, że on chce, aby mama była już w domu. Swoją drogą serce mi się kroiło, gdy to słyszałam:(

M. za chwilę stuknie 5 miesięcy (o rety! time flies) i właśnie w tym ostatnim półroczu F. poczynił niesamowite postępy. Mówi dużo, chętnie, choć mało przy obcych - potrafi wtedy milczeć jak zaklęty. Ma świetną pamięć i lubi bawić się słowem. Po rodzicach odziedziczył chyba zacięcie językowe:P Czasami kładziemy się ze śmiechu i szybko notujemy, żeby choć ciut jego przemyśleń ocalić od zapomnienia.

Ślimak, ślimak, dam ci książeczkę, ale najpierw syrop i czekoladka, i babeczka.

niedziela, 19 stycznia 2014

po weekendzie

Skończył nam się weekend. Towarzysko bardzo udany, akumulatory naładowane i wkraczamy przebojem w kolejny tydzień. Niania F. zachorzała, więc będziemy tu walczyć wspólnie, domowo i do samego wieczora. Zbieram siły...:) Byle do końca stycznia. Mężu dostanie zmienniczkę i choć nie będzie go ona jeszcze zmieniać, to będzie już szkolona i pojawi się światełko w tunelu. A teraz zmiatam do wyrka, bo noc jest długa. Poprzedniej nocy moja mycha nie spała od ok. 5 do ok. 6. Gadał coś do mnie, łapał kontakt, pedałował giyrkami... :)

sobota, 18 stycznia 2014

Dzieci śpią, weekend trwa.

Dzieci śpią, weekend trwa. Dziś odwiedzili nas znajomi i przywieźli leżaczek dla dzidziola - dzięki Kochani! Może ów sprzęt ułatwi nam nieco życie? Może z tej perspektywy M. będzie mógł lepiej obserwować świat? Póki co drze papciola jak tylko zniknę mu z pola widzenia tudzież odwrócę odeń wzrok - bywa i tak, a co:)  No chyba, że jest u tatulka swojego na rękach. No ale tatulka na co dzień nie ma z nami, bo w pracy siedzi. Dziś tatulka smarowałam maścią przeciwzapalną i przeciwbólową, bo cosik go siekło w plecherkach.

wtorek, 14 stycznia 2014

szczepienie, kolęda i takie tam

Tydzień kolejny trwa. Jest u nas od niedzieli teściowa i pomaga mi przy dzieciaczkach. F. chodzi znów do niani i podoba mu się. Wczoraj i dzisiaj zażyłam wyjątkowego luksusu, jakim jest popołudniowa drzemka. Dzisiaj była ona króciutka, ale za to wczoraj trwała ok. dwóch godzin! Cudownie...

Dziś F. był z babcią na długim spacerze - oglądali szopkę bożonarodzeniową i byli w sklepie zoologicznym. M. miał za to rozbity dzień. Najpierw spał prawie do dziesiątej, a potem w ciągu dnia miał jeszcze trzy krótkie drzemki. Na dworze też spał zaledwie godzinę. M. chce być wciąż z mamą swą. Gdy odchodzę na krok, drze papcię. Gdy go zostawiam na dosłownie 10 minut z babcią, aby odprowadzić starszaka do niani, jest wielce niezadowolony. Zauważyłam, że osoby postronne (i ja niestety też) mamy tendencję do idealizowania starszaka, np. F. nie był taki owrzeszczany itp. Wszystko już nam się po prostu pozapominało i tyle...

sobota, 11 stycznia 2014

weekend trwa

Weekend trwa. ODPOCZYWAM:))) 

Tata stara się uśpić młodszego słodziaka. Starszy słodziak dla odmiany przebywa dziś u dziadków. Zabrali go dziś po południu i odholują jutro. Osiągnęliśmy ten magiczny etap w życiu, w którym dziecko wyjeżdża czasami do dziadków.

sobota, 4 stycznia 2014

ponoworocznie i poświątecznie

Od świąt przeżywamy zmasowany atak wirusów. W drugie święto rozłożyło F. Gorączka i kaszel. Siostra mojej koleżanki specjalizuje się na pediatrę i zapytałam, czy nie podjechałaby i nie osłuchałaby młodego (była na święta u rodziców). Osłuchowo był ok, więc bez paniki podawaliśmy witaminę C, wapno i syrop. Jednak zdecydowaliśmy się na wcześniejszy powrót do domu, bo chciałam, aby młodego osłuchał nasz rodzinny.