środa, 12 lipca 2023

A gdyby tak...

A gdyby tak wpadać tutaj częściej?
A gdyby tak zapisywać jednak jakieś fragmenty naszego obecnego życia, z którego wspomnienia to głównie zdjęcia, dziesiątki zdjęć w moim bardzo pojemnym telefonie?
W galopującym świecie internetu mój blog, z koszmarnie nieaktualną szatą graficzną, z moim zdjęciem sprzed dokładnie dziesięciu lat, stał się jakimś zakurzonym zakątkiem, do którego wpadam (przyznaję, że rzadko), by czasami powspominać, jak to kiedyś było. By spojrzeć na siebie i swoje macierzyństwo z pewnej perspektywy, z dystansem, ale i z łezką w oku. Kim byłam, jaką byłam mamą, co czułam, jakie były nasze początki jako rodziny - tego wszystkiego nie pamiętałabym dziś, gdybym wtedy nie pisała... A zmieniliśmy się bardzo, wszyscy. 

Dzieci wyrosły. Starszy, z burzą włosów na głowie, aktualnie ujarzmioną przez warkoczyki, ten sam, którego z drżącym sercem szykowałam tak niedawno do pierwszego wyjścia do przedszkola, skończy na jesieni trzynaście lat. Młodszy, na którego powitanie szykowaliśmy się 10 lat temu, za niecałe dwa miesiące zdmuchnie na urodzinowym torcie swoją pierwszą dwucyfrową liczbę. My, jako rodzice, również razem z dziećmi ewoluowaliśmy, dojrzeliśmy. Ja niedawno zmieniłam kod z przodu na czwórkę, a P. czeka to samo już całkiem niedługo. Pracujemy, żyjemy w biegu jak tysiące innych rodzin, Gdzieś po drodze, na skutek pandemii, galopującej inflacji i wojny za wschodnią granicą upadł nasz (a bardziej mój) projekt pt. DOM. Jesteśmy wciąż w naszym trzypokojowym mieszkanku, chłopcy gnieżdżą się we wspólnym pokoju, ale jeszcze pewnie rok i trzeba będzie wyprowadzić się do "salonu" i oddać sypialnię jednemu z nich. Coraz bardziej potrzebują osobnych pokoi, przestrzeni dla siebie i trzeba to zrozumieć. Na szczęście spłaciliśmy już nasz kredyt za mieszkanie, więc jesteśmy u siebie. Z tego się cieszymy. Nauczyłam się nie żądać zbyt wiele i poprzestawać na tym, co mam. Dla mnie zawsze szklanka jest do połowy pełna - tak ją widzę. No chyba że mam gorszy czas ;) Mój mężu ciężko pracuje dla naszej rodziny, a weekendy rozwija swoją działalność. Jesteśmy z niego bardzo dumni. Przez ostatnie trzy lata wypracował sobie dobrą markę i jego działalność się kręci. Pojawiają się nowi klienci, a starzy też wracają. Bardzo doceniam jego wkład w nasz domowy budżet.

Od dwóch lat nie pracuję już w szkole i dobrze mi z tym. Nie obchodzą mnie już rady pedagogiczne i problemy wychowawcze - wyssane z palca czy też prawdziwe. Nadal lubię uczyć i nadal to robię. Prowadzę zajęcia online w szkole językowej, zajęcia w przedszkolach (ale tę działalność zamierzam mocno ograniczyć od września) i uczę też na własnym gruncie. Mam stałą klientelę i wciąż nowe osoby. Uczenie wciąż daje mi radość i jest moją pasją. Praca z tekstem poszła w odstawkę, czego trochę żałuję, bo naprawdę lubię tłumaczyć i redagować. Jednak z typowo życiowych powodów skupiam się teraz na uczeniu, bo są to łatwiejsze do zarobienia pieniądze i szybciej wpadają do portfela. And so it goes... Ostatnio pojawiły się dla mnie nowe możliwości lokalowe i z tym faktem wiążę nowe nadzieje na kolejny rok szkolny. Nie jest łatwo prowadzić działalność (zus...), ale są inne plusy tej sytuacji, które na obecnym etapie życia niezwykle sobie cenię, takie jak niezależność i brak szefa. Co będzie później, gdy dzieci usamodzielnią się i pójdą w świat - zobaczymy. Nie wykluczam powrotu do branży książkowej, a może pozostanę przy edukacji. Pożyjemy, zobaczymy. Mój plan zawodowy na najbliższe półtora roku - być tam, gdzie jestem. 

Teraz mam trochę wolnego od moich zajęć, ale staram się pracować online, żeby zarobić choć na mój zus. Dbam o rodzinę i hoduję kwiaty na balkonie. Gotuję obiady i namiętnie czytam - aktualnie fajną, silnie rozrywkową książkę, przy której resetuję się i odpoczywam.

Uwielbiam obyczajowe powieści o żuciu kobiet w USA lub UK. Emocje i intrygi przeplatane z codziennością, opisywaną w dowcipny i pełen humoru sposób. To nie Dostojewski ani Żeromski. Ale daje mi to frajdę, a relaks też jest potrzebny, zwłaszcza po tylu miesiącach tyrania. 

Jeśli chodzi o plany urlopowe, to za niecałe dwa tygodnie planujemy być w Górach Stołowych. Natomiast w sierpniu razem z naszymi przyjaciółmi robimy na tydzień wypad do naszej starej nadmorskiej miejscówki. Tydzień w ośrodku z pełnym wyżywieniem. Spacery po plaży z kijami i bez, planszówki, książki i kawa - tak to widzę i cieszę się na ten czas. Być może w przyszłym tygodniu pojedziemy na kilka dni do dziadków, ale to się jeszcze zobaczy. Mamy pilnować ich chaty i doglądać babci pod ich nieobecność - pytanie tylko, czy wyjadą.

Od kilku dni mamy upały, ale dziś od rana padał sobie deszcz. W tym tygodniu nasi chłopacy chodzą na półkolonie piłkarskie, więc w domu do godz. 15:30 panuje anielska cisza. Dziś oprócz treningów mieli w planie wyjazd do kina. Dzieci mają zajęcie, a dorośli mogą pracować w spokoju lub zaległości blogowe uzupełnić :)

BTW, piłka nożna to główny obiekt zainteresowań naszego potomstwa od dłuższego już czasu. Dość monotematyczne to zainteresowania, ale cieszę się, że lubią grać, biegać, ruszać się. Wyjazd na boisko z kolegami wciąż stanowi dla nich ciekawą propozycję na spędzenie popołudnia :) W ostatnich dniach wkręcili się w angielskie Scrabble. Szok! Wczoraj graliśmy, fajnie było. A to Fr. ułożył z pomocą M. dla zabawy. Wciąż lubi "alfabety".


Czas pomyśleć o obiedzie i nakarmić brzuchy. A potem poczytam chwilę, odbiorę chłopaków, polecę na podcięcie grzywki, a o 17:00 wskoczę na kozetkę i pozwolę A. ugniatać moje lędźwie i kolanko. Kolejny raz postanawiam sobie częściej tu wpadać i tym razem naprawdę chciałabym wytrwać w tym postanowieniu :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz