piątek, 30 września 2011

A więc donoszę, że... :)

kuchnia stoi i ma się dobrze, a jeszcze lepiej ma się włascicielka tejże, bo jest to kuchnia moich marzeń.Wczoraj, gdy pisać zaczęłam, akurat się majstrowie pojawili podłączać to i owo i pisanie moje wniwecz obrócili:) Waniliowe meble ze staroświeckimi uchwytami, okapik staroświecko bardzo przyjemny, a do tego cały sprzęt w zabudowie. Fantastycznie kontrastują meble z ciemną czekoladową ścianą, która taką niechęć budziła w mojej rodzinie. Cieszę się jednak, że obstawałam przy swoim zdaniu i nie przemalowałam tej ściany na jasny kolor. Jeszcze w szczegółach trzeba tę kuchnię dopracować, jeszcze to i owo zawiesić (np. karnisz:) ), jeszcze drzwi wprawione będą, ale najważniejsze, że JEST. Że ziemiaczki właśnie pykają sobie na płycie indukcyjnej, co gotuje jak dzika i w szok właścicielkę swoją wprawia, że zmywarka właśnie zmywa sobie i mruczy zadowoloną melodię (żegnaj zmywanie w umywalce w kiblu!), no i że przy stole siedzę własnym i piszę tego posta, a nie na łóżku, podłodze itp. Jest wspaniale!!!

środa, 21 września 2011

Mąż na szkoleniu, daleko, daleko,

a my ponownie na wsi. Niestety powtórka z rozrywki - mały się chyba pochorował. Nocka dziś była z głowy, a synuś ojęczony i przytulaśny, co chwila cycek, jęki, ech... Te noce są najgorsze, ale jak już może kiedyś wspominałam, to moja cena za karmienie. Klops budzi się na ciamkanie i już! Czego by nie dostał na kolację - od kaszy manny po samo mleko - zawsze się obudzi. No i mamy od rana katarek wodnisty. Zapodałam już Nasivin, witaminę C i Nurofen przeciwzapalnie. Ech... Kończę, bo zaraz się obudzi. Przynajmniej obiadek mam dziś z głowy, bo prababcia robi nam kluski-szagówki, czyli kopytka. Uwielbniam je, wielkie MNIAAAAAM!!!!

piątek, 16 września 2011

Kocham

być mamą mojego Klopsa:) Który, nota bene, zasnął był dzisiaj wyjątkowo jak na niego wcześnie, bo już o 20:30. Nie dziwota w zasadzie, skoro wstał o 6:30...

Cudnie jest patrzeć, jak z radością przemierza Klops nieumeblowane jeszcze połacie naszego mieszkanka. Dużą radość daje mu to przemieszczanie się i szybki jest bardzo, a mamuśka oczy naokoło głowy mieć musi. By the way, polecam mamom raczkującym świetną blokadę, a mianowicie wanienka w poprzek drzwi, dnem do góry odwrócona. To pomysł taty i świetnie się sprawdza u nas, bo drzwi nie mamy i jeszcze 6 tygodni na nie poczekamy. Nabył też Klops nowe umiejętności, a jedna z nich jest wyjątkowo rozkoszna, a mianowicie obejmowanie mnie rękoma za szyję. Moje serce wtedy topnieje, Synulku mój!!! Nie oddałabym żadnej badziewnej pracy za chwile spędzone z moim Klopsem! Za ten uśmiech rozanielony o poranku, za ten śmiech rechoczący i za to wejrzenie poczciwe, gdy gram przed nim teatr jednego aktora - recytuję wierszyki, miauczę, szczekam i insze odgłosy wydaję. Za to rzucanie się na cyca w przypływie rozpaczy, gdy ból istnienia dopadł dzidzię moją i nawet za to, że gdy ja już prawie śpię na podłodze, mój Klopsiut śpi w poprzek łóżka jako ten lord angielski, z nogami na moim brzuchu i kołderką pod swoim zacnym tyłeczkiem.

PS Przyszły tydzień na wsi znowuż, bo tata nasz szkoli się 200 km stąd...
PS2 Zapomniałam do kroniki dodać, że dziś pierwsze chwiejne kroczki za rączki podtrzymywany wykonał mój Synek. A i ząbek mamy nowy od dwóch dni bodajże, a jest to dolna lewa dwójka, ole!

środa, 14 września 2011

Cudownie

jest być "na swoim". Nie szkodzi, że większość dobytku w kartonach. Nie szkodzi, że kuchni brak, a z drzwi są tylko te wyjściowe. Nie szkodzi, że mamy kredyt na najbliższe lata. Jesteśmy u siebie. Wspaniale jest planować, urządzać, rozmyślać co stanie gdzie. Marzyć o tych pachnących aromatycznych ciastach, które wyrosną w piekarniku póki co stojącym w kartonie i czekającym na meble, które go obudują. Widzieć oczyma duszy książki, które wypełnią regały. A najmilej jest witać w domu męża po pracy. Dobrej nocy dla wszystkich nocnych marków:)

poniedziałek, 12 września 2011

przeprowadzka


Po dwóch tygodniach spędzonych u dziadków Dzidzi i ja dotarliśmy. Ach... gdyby dało się przeprowadzać tak jak na zdjęciu! Tymczasem z mebli mamy łóżeczko i dwa krzesła z odzysku. Kiedyś chciałam je wywalić, a tymczasem teraz pełnią funkcję mebli honorowych! Łazienka CUDOWNA! (choć bez drzwi jeszcze), ale naprawdę jest śliczna. Mała, ale zgrabnie urządzona, cudeńko, pudełeczko. Czekamy na kuchenne meble, ale za to lodówka już stoi i chłodzi jak się patrzy. Mamy też pożyczoną mikrofalówkę i jednopalnikową przenośną płytę indukcyjną, której obsługi jeszcze sobie nie przyswoiłam. Czekamy też na stół z krzesłami, na meblościankę i na łóżko do sypialni. Panele prezentują się rewelacyjnie. Dziwnie się czuję będąc "na swoim". Lekko zagubiona w akcji i wyrwana z kontekstu.

Dziś wyjechałam z Klopsiutkiem na spacer. Okrążyliśmy nasz blok, po czym stwierdziłam, że zamiast kurteczki Klopsowi wystarczy bluza. W tył zwrot. Ok, wyjechaliśmy po raz drugi. Dotarliśmy do osiedlowego sklepiku, gdzie zakupiłam mu ciepłe skarpety i polarowe spodnie z rzekomym błędem, ale za to tanie. W sklepie coś mi podejrzanie zaśmierdziało. Zaglądam w gaciory - o nie, kupson! Z powrotem do chaty, bo nie może przeca w gówienku poznawać nowych okolic. No i pojeździliśmy trochę, kupiłam jeszcze chlebek u niezbyt miłej pani (pierwszy i ostatni raz, niech żyje wolny rynek), tarkę u miłej pani, po czym dotarliśmy do kiosku i mama dostała "Zwierciadło", a Klops książeczkę o pojazdach. Teraz rzeczony Klops śpi, a ja kończę, bo owo "Zwierciadło" chcę obejrzeć. Pozdrawiam - mama na swoim:)

piątek, 9 września 2011

A jednak trzydniówka!

Niech żyje spokój matki i matczyna intuicja poparta wiedzą internetową i doświadczeniem innych młodych mam! Przedostatniej nocy temperatura już nie była na tyle wysoka, aby ją zbijać, a wczoraj pod wieczór była już normalna. Wczoraj pod wieczór pojawiło się odrobinę wysypki u nasady włosów i na brzuszku, ale nie byłam jeszcze pewno, czy to aby na pewno to, myślałam, że może potówki? You never know.

Jednak dziś od rana piękna wysypka pokazała się na buźce i brzuszku Malucha. Zwłaszcza na podbrzuszu, delikatnie na pleckach i ciut na nóżkach. Piszę "piękna", bo bardzo na nią czekałam. Czyli trzydniówkę mamy za sobą. Szkoda, że dopadła nas ona właśnie tutaj. Ach... było, minęło. Chciałabym jednak przybliżyć termin "trzydniówki" mamom, które jeszcze nie miały wątpliwej przyjemności zaznajomić się z tym wirusem.

Gorączkę trzydniową, nazywaną także rumieniem nagłym, po raz pierwszy opisano w 1910 roku, a jej przyczynę znaleziono 1988 roku, więc jest to schorzenie o stosunkowo krótkiej historii. Za jej przyczynę uznano wirusa (HHV6- human herpesvirus 6, występującego w odmianie A i B). Wirus ten jest szeroko rozpowszechniony, co potwierdza obecność przeciwciał u prawie wszystkich dzieci w wieku 4 lat. Na gorączkę trzydniową chorują zwykle dzieci między 6 a 36 miesiącem życia, a okres jej wylęgania wynosi od ok. 5 do ok. 17 dni.

Objawy trzydniówki:
Pierwszym objawem trzydniówki, którego nie sposób przeoczyć jest gorączka, czasem dość wysoka, dochodząca nawet do 40 stopni. Zwykle podwyższonej temperaturze nie towarzyszą żadne inne objawy. Utrzymuje się ona od 3 do 7 dni, najczęściej jednak 3 dni. Zwykle dziecko pomimo wysokiej gorączki czuje się dobrze. Najczęściej gorączka występuje jako jedyny objaw, chociaż mogą jej towarzyszyć zmiany grudkowe w gardle, kaszel, katar, biegunka, powiększenie węzłów chłonnych szyjnych oraz drgawki, łagodny nieżyt gardła i ucha środkowego, niekiedy może wystąpić niewielki katar.

W 3. dniu choroby gorączka zazwyczaj spada (stąd nazwa) i pojawia się czerwona wysypka (rumień – stąd druga nazwa tego schorzenia) jak w różyczce na twarzy i tułowiu, która może rozszerzyć się na szyję, ręce i nogi. Wysypka nie ma charakteru wysiękowego, nie jest więc zalecane smarowanie dziecka czymkolwiek. Wysypka utrzymuje się ok. 2 dni.

Dość typowe dla trzydniówki jest ogólne dobre samopoczucie maluszka, który gdy leki przeciwgorączkowe zaczynają działać, nie jest w stanie leżeć spokojnie i dosłownie wyrywa się do zabawy. Najważniejsze więc, to nie panikować. Z dzieckiem trzeba iść do lekarza lub wezwać pediatrę do domu, bo wysoka temperatura może być też objawem innej choroby (np. zapalenia płuc). Dlatego nie warto z góry zakładać, że „to na pewno trzydniówka” i zrezygnować z porady fachowca.

Gorączkującemu dziecku trzeba podawać więcej napojów, lekkie posiłki, a jeśli temperatura przekroczy 38 stopni, co często zdarza się wieczorem, warto zaaplikować środek przeciwgorączkowy, odpowiedni do wieku dziecka. Może to być czopek lub syrop. Zatem podstawowe zadanie w leczeniu trzydniówki to obniżanie gorączki. Malcowi trzeba podawać leki w dużych dawkach i tak często jak pozwala na to producent.

Uwaga na drgawki!!!
Rumień nagły może być jedną z głównych przyczyn drgawek gorączkowych u niemowląt. Groźna jest bowiem nie sama trzydniówka, lecz konsekwencje wysokiej temperatury, zwłaszcza drgawki gorączkowe (jeśli wystąpią, trzeba natychmiast wezwać pogotowie i nie zostawiać dziecka samego). Gdy leki nie wystarczą, pomocne będą chłodne okłady na kark, czoło lub łydki, a w ostateczności – chłodna kąpiel. Jeśli decydujesz się zbijać gorączkę w kąpieli, pamiętaj, aby woda była chłodniejsza zaledwie o 1-2˚C od temperatury dziecka. Zupełnie zimna woda może spowodować wstrząs!!!

Gorączkujące niemowlę musi dużo pić. To bardzo ważne, bo razem z potem traci płyny. A jeśli za mało pije, może się odwodnić.

Dziecko, jak każda gorączkująca osoba, nie ma ochoty na smażone czy tłuste dania. Podawaj więc lekkostrawne posiłki: krupniczek zamiast ciężkostrawnego tłustego rosołu i gotowaną pierś z kurczaka zamiast schabowego.

Choroba nie wymaga leczenia, ustępuje samoistnie. Stosuje się leczenie objawowe, głównie leki przeciwgorączkowe. Nie ma sposobu skrócenia czasu trwania gorączki trzydniowej ani jej zapobiegania.

Mimo że trzydniówka jest chorobą niegroźną i nie powoduje powikłań, to gorączkujące dziecko należy bacznie obserwować. Niebezpieczeństwem choroby jest również długotrwałość wysokiej gorączki (ok 40stC), która często prowadzi do częstych pomyłek diagnostycznych. Dzieci z gorączką wymagają diagnostyki różnicowej gorączki z nieznanego pochodzenia. Zawsze niemowlę lub małe dziecko z gorączką powinno być zbadane przez lekarza, aby wykluczyć inne przyczyny gorączki, takie jak: zapalenie ucha środkowego, infekcję dróg moczowych, zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych oraz zapalenie płuc. Pediatra stawia diagnozę, kolejno wykluczając inne infekcje, którym towarzyszy gorączka. Dopóki lekarz nie rozpozna choroby, nie wychodź z dzieckiem z domu.

Czy można przechodzić trzydniówkę wielokrotnie? Chorobę tę mogą wywołać dwa wirusy. Na każdy z nich dziecko zapada tylko jeden raz. Dlatego zdarza się, że w rzeczywistości malec może „przechodzić” rumień nagły nie raz, ale dwa razy.

Antybiotykom mówimy nie!
Ponieważ rumień nagły wywołują wirusy, które nic sobie nie robią z antybiotyków. Ta grupa leków po prostu na nie nie działa. Poza tym antybiotyki nie są obojętne dla organizmu dziecka i niestety mogą spowodować np. biegunkę. Dlatego nie można ich stosować jako leku na każdą chorobę, a jedynie wtedy, gdy są ku temu wskazania.

A oto stronki, z których korzystałam, przygotowując powyższy opis:
http://dzidziusiowo.pl/rodzina/mamy-dziecko/154-trzydniowka.html
http://ebobas.pl/artykuly/czytaj/169/zdrowie/trzydniowka-czyli-rumien-nagly
http://www.babyboom.pl/rodzina/zdrowie/trzydniowka.html
http://www.maluchy.pl/artykul/159
http://www.rodzice.pl/male-dziecko/zdrowie/trzydniowka-bez-tajemnic.html
http://pl.wikipedia.org/wiki/Rumie%C5%84_nag%C5%82y
http://www.zakazne.choroby.biz/Rumie%C5%84+nag%C5%82y

środa, 7 września 2011

Nerwy w konserwy

Jestem nerwowa, bo gorączka trwa, a mój stoicki spokój jest bombardowany przez liczne wątpliwości babci, która ściągnęła tu wczoraj lekarza z obawy że mały ma zapalenie oskrzeli. Za moim, dodam, przyzwoleniem, ale co miałam zrobić. Jak dla mnie trzydniówka, jutro się okaże czy gorączka ustąpi. Doktorek ledwo wszedł i zobaczył małego, już rzucił tekst e to pewnie będzie angina i trzeba dać antybiotyk. Nie mam do niego za grosz zaufania, bo wszystkim wciska antybiotyk i sama w liceum nabrałam cholerstwa np. na grypę! Dziś wiem, że wirusów nie leczy się antybiotykami. Zapytałam go czy to może być trzydniówka, a on na to, że może. No ale gdybym go nie zapytała, to już sam by nie beknął ani słowa. Umiejętności miękkie leżą, porażka!!! Dla niego to początek anginy, a do tego słyszy jakiś szmerek na dole po lewej strone, jak osłuchuje małego. Nie przeczę, że jakiś tam szmerek może być. Ja się postawiłam, że antybiotyku nie podam póki nie dowiem się czy to nie trzydniówka, bo dziecko jeszcze antybiotyku nie brało. No to zapisał Pulneo - syropek, po którym rano mały zaczął mi kaszleć - tak dziwnie odkrztuszać, więc postanowiłam ufać matczynej intuicji i nie podawać go do jutra. Tęsknię dosłownie za naszą pediatrą, dla której nie jest wstydem powiedzieć "spokojnie, nic tam nie ma, nic się nie dzieje, czekamy dalej i obserwujemy". A ten mądrala musiał koniecznie coś znależć, bo za co by wziął siano??? Dla babci gorączka dziecka o istna tragedia. Wczoraj wieczorem stwierdziła, że jednak trzeba doktora o ten antybiotyk poprosić. A figę!

Czekam w napięciu do jutra. Brak męża u boku działa na mnie źle. Wczoraj wieczorem w tyłku mierzone mały miał 39,7 i był wykończony. Potem zbiłam gorączkę, ale w nocy znów ponad 39. Na szczęście spanie ma wyjątkowo dobre w tej gorączce. Dziś już zmądrzałam i podaję nurofen nie jak gorączka już skoczy, bo wtedy czekamy godzinę-półtorej aż spadnie. Podaję jak wiem, że za godzinę mu skoczy. Musimy przetrwać do jutra. A co, jeśli to nie trzydniówka i nie minie? Jak przeforsuję, żeby nie dostał antybiotyku? Boże, daj mi siłę w walce o odporność mojego dziecka....

wtorek, 6 września 2011

Trzydniówka?

Wczoraj około południa u Klopsiutka pojawiła się wysoka gorączka i trwa. Innych objawów brak, więc podejrzewam trzydniówkę, czyli rumień nagły. Wczoraj wieczorem temperatura ponad 39, w nocy też. Zbijam Nurofenem w syropku, a w międzyczasie podaję Paracetamol w czopku jeśli zajdzie potrzeba. Noc nie była zła, jak na gorączkujące dziecko. Mały spał jak suseł, a gdy o 3:30 miał 39,1, dałam mu syropek przez sen, a po nim przez sen wypił prawie całą butlę ciepłej wody. Od rana 38,5, a Franio pełen życia i radości, więc nie panikuję. Wczoraj jeść za dużo nie chciał, kolejny raz błogosławię cycki, bo z cycusia pił chętnie i dużo. Nawadniam, zbijam gorączkę, przytulam, głaskam (głaszczę?) i ... czekam. Do lekarza jakoś mi niespieszno. Moja pediatra w Poznaniu, a tu na wsi musiałabym jechać prywatnie do lekarki, którą niezbyt poważam i do tego jest gburowata. A w poczkalni pewnie dzieci z anginą i przeziębieniami... Chyba nie ma sensu. Czekam. Teraz Maluch zasnął, więc idę ogarnąć temat obiadowy, choć najchętniej wyciągnęłabym się obok Miśka i ukradła choć z pół godziny senku...

PS Od wczoraj mam taki termometr bezdotykowy i serdecznie polecam go wszystkim mamom. Idealne, gdy chce się zmierzyć gorączkę śpiącemu dziecku!!! Ja kupiłam w aptece za 110 zł. Myślę, że inwestycja jak najbardziej się opłaca.

piątek, 2 września 2011

Mamą dziecka raczkującego być....

to nie taka prosta sprawa:) Tęsknię za czasami, gdy synunio mój usadzony na podłodze i wyposazony w kilka zabawek potrafił zająć się sobą na czas całkiem przyzwoity. Ale te czasy juz minęły i choć serce roście patrząc na jego wygibasy na podłodze, to jednak szlag mnie momentami trafia, bo gdy on pełza, to ja nie zrobię nic. Włazi pod deskę do prasowania, pod wieszak na ubrania, chce ciągnąc za kabel od laptopa, je buty babci i włazi między fotele. Jedynie w krzesełku do karmienia da się go utrzymać jako tako na chwilę, ale siedzenie dłużej znielubił okrutnie i nie dziwi mnie to, bo skoro można się przemieszczać lub stać, to po co siedzieć???:)))

Dlatego właśnie bardzo skrótowy mój post dzisiejszy jest, bo od pół godziny śpi słodko mój szkrab i regeneruje siły aby niedługo ruszyć znowu. A ja muszę do kuchni obiad piątkowy dla rodziny upichcić, a teraz żłopię kawę i blogi ukochane przeglądam.

Stan mieszkaniowy: prawie koniec łazienki, kuchnia jeszcze się robi, a dziś ma przyjechać lodówka i pralka. Mąż koczuje u znajomych, a ja u dziadków.

Spanie małego: dziś po raz pierwszy od wielu dni spał lepiej, obudził się dopiero o 4 rano! Leżąc w łóżeczku dostał butle, którą wytrąbił i zapadł jeszcze w krótki sen, po czym znów zapłakał i wzięłam go do siebie na cycusia. Ku mojej nieopisanej radości o tej 4 nad ranem miałam cyce nabombane mlekiem. A już się bałam, że pokarm mi zanika. Mam nadzieję, że uda mi się karmić maluszka jeszcze przez zimę. Bardzo mi zależy na wspomożeniu jego odporności. Zresztą, co tu dużo gadać, mleko mamy to samo dobro i każda mama, która choć trochę czyta na ten temat wie, że karmienie to coś o niebo więcej niż tylko uwiązanie w domu. Samo dobro, ocean dobra, ciepła, czułości i zdrowia. U mnie w rodzinie raczej niezrozumienie tego tematu, ale co tu się dziwić? Za komuny inaczej uczono, a mentalność się nie zmienia tak łatwo. A co do lepszego spania, to wczoraj przed snem, podejrzewając, że dziecię moje budzi się ze względu na ból dziąseł (idą mu teraz, zdaje się, dolne dwójki, jakoś tak parami te ząbki mu wychodzą), zapodałam mu 2,5 ml Nurofenu dla dzieci. Może ten środek przeciwbólowy pomógł mu tak ładnie spać?

Aha, era naśladownictwa nam się rozpoczęła i jest to sama rozkosz. Franiu robi papa:))) Raz lepiej, raz gorzej, czasami zapomina jak to było, ale najważniejsze, że już zaczyna rozumieć, że można kogoś naśladować:)))A teraz lecę do tego obiadu nieszczęsnego, może jakieś leczo wywinę albo i pyry z jajem???

PS Drogie Mamy, czy któraś z Was używała kiedyś czegoś takiego?