piątek, 30 stycznia 2015

piątunio


Piątunio, piąteczek.
Miło.
Za nami kolejny tydzień wypełniony pracą i obowiązkami.
Przed nami kolejny - podobny, a jednak inny.
Rutyna. Ja lubię rutynę i uważam, że jest potrzebna, zwłaszcza jeśli ma się dzieci. Daje mi pewnego rodzaju poczucie bezpieczeństwa i spełnienia.

wtorek, 27 stycznia 2015

kasłu kasłu

Kasłu kasłu, kaszlemy sobie, ja i M. Wczoraj osłuchany, oskrzela czyste, o dziwo, więc jedziemy z Pulneo i wykrztuśnym i patrzymy, co się będzie działo. Teraz śpi, a ja trochę gotuję obiad, a trochę zerkam w net. Pracuję nad zleconkiem i jest dobrze.

czwartek, 22 stycznia 2015

na szybko

Stan na 11:21: Matka zjadła przekąskę, popija zbożówkę, M. śpi od wspaniałych 40 minut na balkonie, a F. w przedszkolu. Mój jedyny i wspaniały pracuje w pracy:) Wcześniej mi dzisiaj zasnęło maleństwo, ale to dobrze, bo będę go musiała obudzić, żeby iść na zajęcia do przedszkola. Pozytywnie napędza mnie myśl, że mam co robić, a że położyłam się wczoraj wyjątkowo przed północą, to i wyspana jestem jak rzadko. Ciężko mi dotrzymywać postanowienia o wcześniejszym chodzeniu spać, bo zawsze jest jeszcze tyle do zrobienia, no i omówienia z mężem moim wspaniałym.

Zawirowania związane z moją pracą zleconą zdecydowanie się wyciszyły. Nieporozumienia zostały rozwiązane i czeka mnie miesiąc intensywnej pracy intelektualnej, którą wyjątkowo lubię. Dłubanie w tekście to jedna z najprzyjemniejszych prac, jakie mogę wykonywać. U-W-I-E-L-B-I-A-M.


niedziela, 18 stycznia 2015

drukarka i marzenie

Zaskakująco miły weekend, bez kwasów i nieprzyjemności.
Dzieciaki rozbrykane i długo nie chciały spać, ale spoko - jutro już wejdą w rytm tygodniowy, na to nie ma mocnych.
Nowa drukarka w końcu ruszyła, co cieszy niezmiernie. Ma subtelny biały kolorek i wygląda ot tak:


czwartek, 15 stycznia 2015

Tadeusz Konwicki i nie tylko

W biegu,w biegu, w bieguuuuu!

Smakuję życie i donoszę: jest pyszne!

Właśnie młody zasnął mi na balkonie, a za półtorej godziny muszę go obudzić, bo o 14:30 zaczynam zajęcia w przedszkolu. Z młodym pod pachą. Ktoś uwierzy, że już jestem zmęczona po porannych zajęciach z bliźniakami, rundce spacerowej i położeniu M. spać? Do tego ciut niewyspana, jak to zwykle. A to dopiero przedwiośnie nasze, jeszcze zajęcia, przyprowadzenie dziatwy do domku i ogarnianie ich do 19. Dobrze, że chociaż obiad przygotowany z książki Pawlikowskiej, jakiś eitopf z brązowym ryżem (Heute gibt es nur eintopf - tego zdania z lekcji niemieckiego w liceum nie zapomnę do końca życia), czyli wrzucasz czytelniku co tam w lodówce masz, zasypujesz przyprawami i masz obiad. Oczywiście, wg autorki wszystko w określonej kolejności, wg zasad kuchni pięciu przemian. Ja tam akurat w takie energetyczne brednie nie wierzę, dla mnie człowiek jest stworzony na obraz i podobieństwo Boga i możecie wyzwać mnie od konserwatywnych tłuków, ale obiad zrobiłam faktycznie szybciorem.

Strasznie fajną szachową kolorowankę wynalazłam w necie wczoraj, o tutaj (klik). Pokażę ją dziś dzieciakom, będą zachwycone. Pełen szacun dla autora rysunków!


niedziela, 4 stycznia 2015

po świętach

Święta, święta i po świętach, ale ja chyba nie bardzo lubię święta i stwierdzam to bez wyrzutów sumienia:) W pierwsze święto złapałam jelitówkę i już od rana nie czułam się dobrze, a w południe się zaczęło - szczegóły pominę. Może kiedy moje dzieci będą odchowane, dopiero wtedy polubię święta. Gdy nie będę musiała wyjeżdżać i pakować wielkiej walizki na cały tydzień i pamiętać o dosłownie każdej najmniejszej rzeczy, którą trzeba zabrać, a i tak zawsze o czymś zapominam. Tym razem był to inhalator. Niestety musiałam zakupić nowy i teraz mam dwa. Okazało się nawet, że ten tańszy jest lepszy:) Ogólnie święta w tym roku oznaczały dla mnie zmęczenie, zmęczenie i jeszcze raz zmęczenie, także psychiczne. Niemoje łóżko na którym spałam, niemoja kuchnia, w której wszystko jest inne, no i te nieszczęsne parówki, które moje dzieci jadły rano i wieczorem. Ale moje protesty spotykają się z falą niechęci i tłumaczeniem, że przecież te parówki kosztowały dwadzieściaileś zł za kg, że przecież mają superdużo procent mięsa itd. Na skład nikt nie patrzy. Ech. Suma summarum, w święta schudłam:)