środa, 21 grudnia 2016

Święta

Za parę lat zajrzę sobie tutaj może z ciekawości: jak wyglądały Święta parę lat temu? Co czułam i kim byłam? Bo przecież zmieniam się z roku na rok i czuję sama, że nawet od zeszłego roku zmieniłam się - może trochę, a może więcej niż trochę.

wtorek, 6 grudnia 2016

jestem

Jestem, trwam, działam.
Pracuję i lubię swoją pracę.
Wożę F. na basen w poniedziałki.
Nieco zdeptana psychicznie, ale daję radę.
Przerażona stopniem rozmemłania mężczyzn dookoła, degradacją uczuć i sponiewieraniem ideałów rodziny. Brzmi strasznie, ale aktualnie tak to widzę. Rozwód w mojej rodzinie, który rykoszetem odbija się na jakości naszych więzi. W niedalekiej perspektywie rozwód u znajomych. Dopiero co się dowiedziałam i jestem pod wielkim wrażeniem wiadomości. Widać, jak cierpią dzieci i jak ucierpią jeszcze bardziej w niedalekiej perspektywie. Myślę bardzo o moich chłopcach. Jak ważna jest dla nich ta emocjonalna stabilizacja - dwoje rodziców w domu. Jak bardzo zawaliłby się ich świat, gdyby któreś z nas po prostu się wyprowadziło.

środa, 23 listopada 2016

6 lat!

Wczoraj zawieźliśmy do przedszkola całe pudełko babeczek.
Mój starszy synek skończył 6 lat.

Oznacza to, że z pewnością już od 6 lat, z mniejszymi i większymi przerwami - bloguję:)
Oznacza to, że muszę mieć prawie 34 lata, skoro urodziłam go, gdy miałam prawie 28.
Oznacza to, że mam całkiem sporego chłopca w domu, a właściwie to dwóch chłopców.
Oznacza to, że czas bynajmniej nie stoi w miejscu i choć czuję się wciąż tak bardzo lekko i młodo, to jednak już najmłodsza nie jestem.
Oznacza to, że dziecko moje jest już prawie szkolniakiem, a przecież niedawno jeszcze był przyssany do mojego cycka i nie odstępował mnie na krok.

środa, 16 listopada 2016

Mistrz


Unmatched in his creativity, insight and crippling candor, Leonard Cohen was a true visionary whose voice will be sorely missed. I was blessed to call him a friend, and for me to serve that bold artistic spirit firsthand, was a privilege and great gift. He leaves behind a legacy of work that will bring insight, inspiration and healing for generations to come. (Robert Kory)

Myślałam, że jeszcze kiedyś się uda (KLIK) - posłuchać go na żywo, choć wiedziałam że był już nie pierwszej młodości i nadwątlonych sił.

Z zapartym tchem czekałam na jego najnowszy krążek You Want it Darker. Poraził mnie i znokautował. Wbił w fotel, przeczołgał i rozkochał w sobie od pierwszego przesłuchania. Urzekł pięknym silnym schrypniętym głosem. Przeraził namacalnym wręcz dotknięciem tematu odchodzenia.

Dwa tygodnie później nadeszła wiadomość, że odszedł. Jego syn napisał: My father passed away peacefully at his home in Los Angeles with the knowledge that he had completed what he felt was one of his greatest records. He was writing up until his last moments with his unique brand of humor.

Nie wiedziałam, że ciężko chorował. Odszedł skromnie, bez poklasku, cicho, bez publiczności. Rodzina pochowała go, zanim w ogóle powiadomiła o jego odejściu świat. Spoczął nie w alei zasłużonych, ale na skromnym i prostym żydowskim cmentarzu, tak jak sobie tego życzył, obok swojej matki i swojego ojca, dziadków i pradziadków. Nie było tłumów, nie było tysięcy kwiatów, nie było szumu.

Ciężko mi ubrać w słowa, co czuję. Nie znałam go osobiście, a jednak znałam. Jak tysiące innych ludzi, dla których i w imieniu których śpiewał o miłości, nienawiści, śmierci, strachu, radości. Dla których był lekarzem, inspiracją, Mistrzem. Niezwykle mądrym człowiekiem. Skromnym, cichym, a jednak potężnym. Wielkim na tak dużą miarę, jak tylko się da.

Pozostała pustka i dziesiątki przecudnych utworów, których jednak teraz słucha się inaczej niż kiedyś. Chwilowo nie mogę słuchać You Want it Darker. Muszę odchorować. Wrócę jeszcze do niej, ale nie teraz - teraz nie mogę.

Mistrzu, do zobaczenia, do usłyszenia.

piątek, 14 października 2016

lepiej

Tydzień temu czułam się fatalnie, nic mi się nie chciało i na nic nie miałam ochoty. Powody: kaszel i zawalone zatoki, choć bez gorączki.

To zwolnienie, mimo żenująco niskiej stawki chorobowej, było mi potrzebne. Zatoki prawie czyste, a kaszel pozostał w ilości śladowej. Wrócił mi zapał i chęć do życia. W poniedziałek z nowymi siłami wrócę w szeregi pracujących.

czwartek, 13 października 2016

telegram z łóżka

Dziś czwartek i jeszcze dziś i jutro siedzę sobie w wyrku. Czuję się zdecydowanie lepiej i wracają mi siły. Biorę probiotyk, witaminy i Bioaron.

Niestety dzieci przez osłabioną po ospie odporność zaraziły się ode mnie i M. ma ciut kataru, a F. ciut kaszlu. Póki co walczę Immunotrofiną, Bioaronem i witaminami. Jak przypomnę sobie wydarzenia z zeszłego roku, to dreszcze przechodzą mi po plecach, ale pocieszam się, że takie rzeczy zdarzają się przeważnie raz. Wiem, że jeśli zostawię ich w domu, to koniecznie razem, bo M. źle znosi przedszkolne eskapady bez F. Wiem też, że jeśli zostawię ich w domu, to sama się nie wychoruję, a muszę wrócić do formy przed pełnym wyzwań kolejnym tygodniem. Zaraz termoforek pod nóżki i heja.

poniedziałek, 10 października 2016

na gorącym uczynku


Na weekend byliśmy na wsi i był to miły czas, mimo że w mojej rodzinie trwają niezbyt miłe przetasowania. Konflikty są tuż obok, ale na szczęście tym razem omijają moją skromną osobę. Patrząc na wszystko to niejako z boku, po raz kolejny uświadomiłam sobie, jak wielkie mam szczęście, mając u swego boku wspaniałego i odpowiedzialnego mężczyznę, a do tego dwójkę małych-wielkich Słoneczek. Każdy dzień jest darem, którym powinniśmy się cieszyć. Banalne, a jednak prawdziwe.

piątek, 7 października 2016

jesiennie



Minął pierwszy miesiąc prowadzenia mojej działalności.
Nie jest źle, nie jest źle.
Zarobek całkiem przyzwoity.
Zbiegło się to wszystko z ospą dzieciaczków, więc nie było lekko, ale daliśmy radę.
Po tym wszystkim rozłożyłam się ja i zeszły weekend przeleżałam. Nadal zresztą trwam niewyleczona. Właśnie robię sobie w kuchni domową inhalację. Zamierzam posiedzieć z nakrytą ręcznikiem głową nad garnkiem pełnym parującego naparu z szałwi, tymianku i mięty. Oby pomogło, bo mam już dość. Do tego popijam od dziś syrop z cebuli i imbiru. Syropy z szafy pokończyły się i stawiam na naturalne sposoby.

niedziela, 2 października 2016

paździochnik...

Wakacje były cudowne.
Tak serio, to już dawno zapomniałam, że gdziekolwiek byliśmy.
Był odpoczynek i jazda na rowerze.
Był czas na skrabelka i rummikub.
Na marsz z kijami brzegiem mora, które każdego dnia było inne i to w nim kocham.
Na śpiewy przy ognisku i gitarze.
Na (nie zawsze) płodne dyskusje.
Nasz F. poznał wspaniałego przyjaciela w analogicznym wieku, o pięknym imieniu. My w osobie taty tegoż chłopca pozyskaliśmy przyjaciela. Odwiedzą nas w listopadzie. F. już się cieszy i często o tym opowiada.

piątek, 19 sierpnia 2016

nad morze!


Je je je je.... już jutro wczesnym rankiem robimy odjazd nad nasze wspaniałe, szumiące morze. Czeka na nas pokój z łazienką, plaża na wyciągnięcie ręki i stołówka z pełnym wyżywieniem. Czekają na nas rowerowe trasy, leżaki, leniwe popołudnia, gofry i planszówki. Już jutro tam będziemy. Założyliśmy bagażnik dachowy i zabieramy nad morze rowery!

środa, 17 sierpnia 2016

obytroje

Wyszliśmy na prostą. Uff..

Starszy jeszcze ma ciut kaszlu, a matka rzęzi jak stary wartburg, ale ratuje nas ten syrop.



Nie jest to bynajmniej post sponsorowany. Syrop polecała TUTAJ autorka wspaniałego bloga Nasze Życie Bez Chemii (Szkoda, że ostatnio rzadko coś na nim umieszcza). A syrop - świetny. F. już praktycznie prawie pozbył się kaszlu. U mnie systematycznie z każdym dniem lepiej. Dzieci wróciły do przedszkola, a ja mogę nadrobić zaległości.

piątek, 12 sierpnia 2016

tkwimy w domu...

Tkwimy w domu od wtorku. Dzieci przyniosły wirusa z przedszkola i oczywiście poczęstowały nim mnie. Mam zawalone zatoki, na szczęście bez kaszlu. F. ma nieładny kaszel, a wczoraj miał gorączkę. Zawiozłam ich wczoraj po południu do lekarza - na  szczęście osłuchowo czyści!

Chyba już zaczęła się jesień, co mnie dobija, bo za tydzień wyjeżdżamy nad morze. Pogoda do bani, a jeszcze się człowiek jakoś szczególnie tym latem nie nacieszył...

niedziela, 31 lipca 2016

immersja językowa


Nie wiem, co się stało z bloggerem, ale nie mogę dziś zedytować czcionki w tym poście, tak jak to zawsze robię. Edycja mi nie działa.
 
Chłopaki pojechali na rowery, a ja zostałam, bo z mym żołądkiem od dwóch dni coś się dzieje i wolę pozostać w domu. Dziś idziemy na proszoną imprezę do restauracji (60. urodziny) i mam nadzieję, że do popołudnia poczuję się ciut lepiej. Ale nie o tym dziś pisać chcę, a o immersji.

Immersja językowa. Wierzę w nią jako jedyną słuszną drogę nauki języka obcego dla małego dziecka.

To zanurzenie w języku.
To bezwiedne przyswajanie języka.
To obcowanie z nim na co dzień.
To swobodny kontakt z językiem obcym.
To poznawanie świata poprzez ten język.
To spontaniczne reagowanie na prośby nauczyciela.
To wreszcie swobodne próby formułowania własnych wypowiedzi w języku obcym.
To sposób, w jaki Ty i ja opanowaliśmy język ojczysty.

piątek, 15 lipca 2016

deszczowy lipiec

Lipiec trwa - deszczowy lipiec niestety.
Deszcz towarzyszy nam często na przestrzeni ostatnich tygodni. Deszcze, burze i tęcze. Showers and rainbows. And so it goes...
Wczoraj lało dokumentnie przez cały dzień.

wtorek, 28 czerwca 2016

historia

Historia dzieje się na naszych oczach.
Wielka Brytania wyszła z Unii Europejskiej i zastanawiam się, jakie to będzie miało konsekwencje dla moich dzieci, na przykład. Dla tych moich znajomych z podstawówki czy liceum, którzy od lat mieszkają i pracują w UK. Dla mnie też, bo miałam marzenie zobaczyć Edynburg...

poniedziałek, 6 czerwca 2016

skrótowo

Skrótowo dziś, bo pora późna, a zanotować już by coś wypadało:)

Kończę zlecenie, które napsuło mi trochę krwi, ale było też piękną przygodą. Termin nieco się przesunął, a praca rozwlekła się w czasie, ale nic to. Jedynie finansowy aspekt tego przedsięwzięcia spędza mi sen z powiek, bo dała żem z siebie wszystko i wyceniam mą chałturę na dwa razy tyle, ile za nią dostanę. However, pokorne cielę dwie matki ssie.

poniedziałek, 9 maja 2016

praca wre

Wre praca, świeży miód pachnie tymiankiem, jak powiedziałby Ignacy Borejko, filolog klasyczny i literaturoznawca.

Donoszę, że pracuję nad nową książką z wydawnictwa. Termin jak zwykle krótki, ale to nic - dam radę. Do tego mam nową osobę na angielskim, ale chyba tylko na maj, bo to nauka przedwakacyjna typowo, choć nie obraziłabym się, gdyby współpraca się przeciągnęła :)

sobota, 7 maja 2016

udało się!

Udało się, nareszcie!
Pisałam jakiś czas temu (TU) o moich zmaganiach potencjalnego krwiodawcy.
Dziś w końcu się udało! Oddałam krew.
Uczucia? Radość, satysfakcja, SIŁA. Samopoczucie rewelacyjne, zero zmęczenia czy osłabienia.

Od rana cudowna pogoda. Chłopaki pojechali gdzieś rowerami, a ja wróciłam i będę teraz popijać słodką kawę. Najchętniej rzuciłabym się w wir sprzątania, ale rozsądek podpowiada, że lepiej ciut odpocząć przy tej kawie, aby się krew spokojnie odbudowała. Skorzystać z tego spokoju, z tej ciszy w domu. Pożarłam przydziałowe Grześki i wypiłam sok.

Dostałam zlecenie z wydawnictwa - książka do redakcji (uwielbiam...) i teksty do próbnej korekty z innego. Zaczynam w poniedziałek zajęcia angielskiego z nową osobą. M. w przedszkolu zaaklimatyzował się i zakotwiczył. Przyszła wiosna. Jest co robić i tak ma być:)))

czwartek, 28 kwietnia 2016

dzień za dniem

Dzień za dniem.
Dziś rano, gdy podjeżdżałam po sklep mięsny:), a w radiu leciał przebój Czesława Niemena, prawie się poryczałam! Stanęły mi oto nagle przed oczami wszystkie te miesiące, które złożyły się na prawie już pięć lat naszego mieszkania w tym mieście. Pięć bardzo szczęśliwych lat. Widziałam siebie, jak przemierzam z wózkiem te nasze blokowiska, najpierw z jednym, a potem z drugim synkiem. Małe łapki w moich rękach. Wspólne odkrywanie świata. Karmienia, przytulanie, nieprzespane noce. Kiedyś do tych lat będę wracać z sentymentem - nie mam co do tego wątpliwości. Cieszę się, że blogowałam - mam piękny zapis tych pięciu lat.

A teraz - moje dzieci już w przedszkolu, a ja - na rozdrożu. Którą drogą iść? Etatowca? Freelancera? A może zacząć stąpać po najeżonej trudnościami drodze początkującego przedsiębiorcy, czyli założyć działalność? Po długim weekendzie trafi w moje rączki zlecenie z wydawnictwa i wznowienie tej współpracy cieszy mnie niezmiernie. Lubię pisać - uwielbiam pisać! Bawić się tekstem, przerabiać, ciąć, przekształcać i parafrazować. Weryfikować, zastanawiać się i podawać w wątpliwość. Szukać, drążyć temat, konsultować, radzić się mądrzejszych od siebie i uczyć się od nich. Może jeszcze kiedyś napiszę tę wymarzoną książkę? A póki będę się nadal bawić literaturą od kuchni, bo lubię tę zabawę - bardzo, bardzo, bardzo!

wtorek, 26 kwietnia 2016

dobrze, że się rzekło

Rzekło się słowo i dobrze, że się rzekło, bo po raz kolejny musiałam przekroczyć swoje głupie przyzwyczajenia, strach, stres i nieśmiałość. Spotkanie z przedszkolakami okazało się bardzo przyjemne. Po czasie powiem, że lubię takie wyzwania:)

wtorek, 19 kwietnia 2016

słowo się rzekło

Słowo się rzekło, kobyłka u płota.
Pojutrze jadę do pewnego przedszkola z pewną prelekcją.
Żałuję, że się zgodziłam, bo bardzo dużo mam z tym latania i M. musi zostać dłużej tego dnia w przedszkolu, a ma kaszel i wolałabym nie.
Poświęciłam ogromnie dużo czasu na przygotowanie tej prelekcji i w dodatku nie wiem, jak to wyjdzie. W dodatku nie jadę do obcych, a do znajomych, więc tym bardziej się stresuję. Ech.
Z grubsza już wszystko przygotowałam - pozostaje dopracowanie w szczegółach, dojazd tam (ponad 20 km) i odbębnienie tegoż. Nie wiem, jak mi pójdzie.
Żal mi mojego świętego spokoju, który tak ostatnio pokochałam...

Dziś F. pytał o umieranie - czy wszyscy umrzemy kiedyś? Czy tata umrze? Smutny był bardzo, choć tłumaczyłam, że tam, po drugiej stronie, wszyscy się spotkamy, u Pana Boga, że tam będziemy sobie żyć z Aniołkami i będzie nam dobrze. Mam nadzieję, że mówiłam przekonywająco. Prawda jest jednak taka, że przechodzę ostatnio kryzys światopoglądowy. Trwa on już dobrych parę miesięcy. Jest we mnie bunt przeciwko konkretnym punktom nauki Kościoła katolickiego i nie umiem już w nim odnaleźć sobie miejsca. A taka przynależność jest mi osobiście potrzebna, więc źle mi z tym. Nie umiem jednak inaczej żyć, nie umiem inaczej myśleć, nie umiem przemodelować sobie głowy - nawet chyba nie chcę. Mam jedynie nadzieję, że Pan Bóg będzie nas sądził za to, jakimi byliśmy ludźmi (choć z tym też u mnie chyba niezbyt dobrze), a nie za wierność doktrynie... Tylko ostatnio jakoś ciężko mi pracować nad sobą i ciężko mi wierzyć. Coś się we mnie wypaliło. Jest we mnie niezgoda na całe zło, jakiego rzesze ludzi doświadczają na co dzień. Ratuję się książkami Musierowicz, które ostatnio łykam dosłownie, po raz n-ty czytając te same dialogi, nurzając się w dobrze znanym klimacie. Pomaga. Ale Jeżycjada też ma ograniczone zasoby.

F. to mądry, empatyczny i rozsądny chłopiec. Gdy wypytywał, pod powiekami miałam łzy.

poniedziałek, 4 kwietnia 2016

przedszkole - dzień 1. ponownie

Nie tak dawno - prawie dwa lata wstecz - wyprawiałam do przedszkola F. (KLIK). Do najlepszego przedszkola, jakie mogłam sobie dla niego wymarzyć. Dziś do tego samego przedszkola wyprawiłam M. Wybrał sobie jeden z dwóch plecaczków. Zapakowaliśmy doń przedszkolne kapcie, trzy pieluchy i chusteczki nawilżone. Zawiozłam ich obu na godz. 9:00, czyli na śniadanko. Tłumaczyłam mu w domu, że zostanie dziś na trochę w przedszkolu sam, bez mamy, ale z F. Ochoczo przystał na ten pomysł i nie protestował. Zresztą już od jakiegoś czasu mówiłam mu o tym. Weszliśmy na górę (dzieci akurat były w sali na górze z ciocią i śpiewały piosenki), rozebraliśmy się, powiesiliśmy jego plecaczek i kurtkę na wieszaku F., ubrałam mu kapcie, po czym F. wziął go za rękę i poszli razem do sali.

Zostawili mnie - mamę - z tyłu i tak ma być. Czy ścisnęło mi się serce? Nawet nie. Może trochę. To zmiana potrzebna nam wszystkim. Przeuroczy to obrazek - opiekuńczy F., trzymający M. za rękę, wprowadzający go do sali. W momencie, jak siadali razem na dywanie, zamknęłam drzwi. Chciałam jeszcze raz je otworzyć i pstryknąć im zdjęcie, jak siedzą tak razem, ale bałam się, że M. mnie zobaczy i będzie chciał do mnie iść. Wzięłam więc torebkę i kurtkę, zbiegłam na dół, zaraportowałam pani dyrektor, że M. już jest na górze, ona kazała mi uciekać, więc uciekłam - i już. O 12:00 go odbieram. Ale ten przeuroczy obrazek moich chłopczyków wchodzących razem do sali poniosę dalej w moim matczynym serduszku. Za dziesięć lat moi chłopcy będą mieli po naście lat. Czuję, że będę wtedy tęsknić za tymi czasami, gdy byli mali i słodcy. Gdy byłam bardzo zmęczona. Zwykłymi dniami - jak ten dzisiejszy.

Wczorajsza rozmowa M. z babcią przez telefon:
B: M., a kiedy pójdziesz do przedszkola?
M: Jutjo!
B: A co tam będziesz robił?
M: Bawił się i jadł.

niedziela, 3 kwietnia 2016

zmagania krwiodawcy (potencjalnego)

Mój dom już uśpiony.

A 11 lat temu... odszedł JP2. A wydaje się, że to było wczoraj. Bardzo się wszyscy pozmienialiśmy od tamtego czasu. Jestem ciekawa, co powiedziałby JP2, gdyby widział nas dzisiaj - Polaków, te bezustanne pyskówki polityczne, politycznie podzielone rodziny i wieczne wojny na słowa. Ble.

Dziś była pierwsza prawdziwie wiosenna sobota. 

środa, 23 marca 2016

niewiność i dobroć dziecka

Kiedy słyszę o kolejnych zamachach, często pojawia się w mojej głowie myśl: na jaki świat myśmy powołali nasze dzieci? Jak inny jest ten świat od tego, w którym myśmy się wychowywali i dorastali. Jak inne były problemy moich rodziców, gdy ja byłam małą dziewczynką.
Europa - kiedyś była względnie bezpieczna. Zanim założyłam rodzinę, zdążyłam być w Londynie, Paryżu, Pradze, Mediolanie, Wiedniu, Budapeszcie, Lwowie, Wilnie... Spędziłam fantastyczny semestr na Węgrzech. To było dawno - dziesięć lat temu i więcej. Teraz w Europie dosłownie strach gdziekolwiek wyjeżdżać. Bałabym się ryzykować.
Serce się kraje, gdy oglądam te okropne migawki w telewizji. Staram się ich w ogóle nie oglądać, ale siłą rzeczy wszystko jest w internecie. Przytulam moje dzieci i modlę się, aby zło omijało je w życiu szerokim łukiem. Czuję, że ich dorastanie i młodość to będą dla mnie ciężkie lata. Gdy F. mówi, że kocha cały świat i ludzi, to serce mi się ściska. Pytam go: wszystkich ludzi kochasz, synku? Bo wiesz, nie wszyscy ludzie są dobrzy... (doszłam do wniosku, że czas już na pierwsze próby uświadomienia w tej dziedzinie). F: No tak, to kocham tylko tych dobrych (czy jakoś tak).
Jak pięknie byłoby, gdyby każdy z nas zachował w sobie tę niewinność i dobroć dziecka. Kiedy to straciliśmy?

niedziela, 20 marca 2016

Wróżka-Zębuszka

Odwiedziła nas ostatnio - pierwszy raz, lecz z pewnością nie ostatni. Ponoć przynosi pieniądze, ale F. przyniosła prezenty - z prostej przyczyny. Dziecko nasze nie odczuwa jeszcze mocy i wartości pieniądza - i dobrze. Ostatnio zbiła mu się skarbonka, do której raz po raz różni członkowie rodziny coś mu wrzucali. Jest tam lekko ze 150 zł. Młody marzył o nowej skarbonce. Nie odczuwał potrzeby wydania tych pieniędzy - chciał je włożyć do nowej skarbonki. Więc wróżka spełniła jego życzenie, a że stracił dwa ząbki, to dorzuciła mu jeszcze piłeczkę. Pod poduchą zostawiła dwie karteczki: "szukaj w pufie" i "szukaj za drzwiami". Tam ukryła prezenty. Dwie dolne jedynki pchają mu się na potęgę i musieliśmy udać się do pani dr, która pomogła F. pozbyć się tychże ząbków. Niestety prawa jedynka pcha się krzywo - jak u mojego męża. Jednak jeśli będziemy musieli pozbywać się w ten sposób kolejnych zębów F., to pójdziemy z torbami :) Ząbki w kopercie trafiły do albumu Franka. Będzie miał pamiątkę.

Niedzielny wieczór. Całkiem niespodziewanie spędzam go sama, choć miałam testować z sąsiadką pewien alkohol. Cóż. Bywa.

sobota, 19 marca 2016

moc jest we mnie :)

Sobota. Chłopaki właśnie wyszli na tzw. obchód osiedla, czyli na małe zakupy i spacer, a ja mam w planach odkurzyć tu, ogarnąć, przyszykować coś wstępnie na obiad i takie tam. Jednak najpierw - kawa i szybkie nadrabianie zaległości blogowych.

piątek, 11 marca 2016

wiem

Wiem, mniej więcej, czego szukam.
Wiem, mniej więcej, czego nie szukam.
W sensie zawodowym.
Odbyłam dziś pogadankę telefoniczną z profesjonalną panią z jednej z poznańskich korporacji. Pani była przemiła, zadawała konkretne fachowe pytania i dzięki niej uświadomiłam sobie w końcu ciut jaśniej, w jakim kierunku chcę iść.
Zrozumiałam, że to nie jest jeszcze ten moment.
Przede wszystkim jednak po raz kolejny uświadomiłam sobie swoje priorytety.
Dzieci zawsze na szczycie listy priorytetów - tak będzie i tak być musi.
Dla nich każde pół roku to milowy krok w rozwoju.
Dla mnie o pół roku dłuższa dyspozycyjność dla nich to żadna strata czasu - to zysk.
Niech więc tak będzie.

Weekend nam się zaczyna. Jutro mamy zamiar być w kinie, a w niedzielę mamy w planie insze atrakcje. Najważniejsze, że razem:)))

środa, 9 marca 2016

do widzenia pani Genia

Z różnych powodów to ja ostatnio usypiam dzieci, choć jeszcze niedawno robiliśmy to z P. na zmianę. Teraz to on czyta, a ja usypiam i przeważnie (choć akurat nie dziś) zasypiam już z dziećmi ok. 21-21:30 i śpię już do rana. Standardowo przed snem tulimy się, mówimy sobie, jak bardzo się kochamy itp. F. mówi też czasami, jak bardzo kocha cały świat i mnie to zawsze chwyta za serce. Dzisiaj też:

Kocham cały świat. Kocham wszystkich ludzi, nawet tych których nie znam.

Oczywiście matka mogłaby wtedy się poryczeć na to słodkie wyznanie małego naiwnego chłopca. Myślę wtedy o tych złych ludziach, o złych rzeczach, o złych emocjach, z którymi przyjdzie mu się mierzyć. Właściwie dlaczego? Zamiast myśleć  o tych dobrych rzeczach, które też go w życiu spotkają i dobrych ludziach, których pozna. To pewnie przez ten matczyny strach, pragnienie, by obronić moje dzieci przed całym złem tego świata...

To dla odmiany.
M. "rozmawia przez telefon", czyli gada do jakiegoś przedmiotu - dziś akurat to kierownicy auta.

Nie mamy tu zachowujenia. Pa pa, na razie, do widzenia pani Genia, do jutra.
Tym optymistycznym akcentem kończę :)

sobota, 27 lutego 2016

grypa


W niedzielę wczesnym popołudniem u dziadków F. położył się i dosłownie z minuty na minutę zrobił się chory. Gdy bierze go gorączka, to po prostu pokłada się i idzie spać. Gdy gorączka spadła, wsadziliśmy go do auta i pojechaliśmy do domu. W poniedziałek o 9 rano, gdy udało mi się w końcu dodzwonić do przychodni, nie było już miejsca na ten dzień, więc zapisałam F. na wtorek na 8:30. Cały poniedziałek gorączkował i dużo spał. Gdy we wtorek dotarliśmy do naszego pana doktora, ten orzekł: grypa. Zresztą, F. we wtorek rano miał już 37,0, po południu wybiło mu na 38,00 jeszcze raz i na tym koniec grypy. Gęsty katar i kaszel meczą go do teraz, ale stan gorączkowy przeszedł  naprawdę szybko i sprawnie.

sobota, 20 lutego 2016

spina

Jutro trzeba się spiąć od rana, a to jest to, czego tygrysy wyjątkowo nie lubią.
Ząb mnie ćmi i we wtorek mam spotkanie z dentystą. Oby do wtorku ćmienie nie zamieniło się w nic ostrzejszego.
Młodszemu trzeszczy w nosie i mam nadzieję, że nic z tego nie wyniknie. Od momentu, jak dziś zasnął, śpi niespokojnie i nie wiem, co noc przyniesie. Mam nadzieję, ze nic mu się nie wykluwa.

czwartek, 18 lutego 2016

dylematy


Szukać czy nie szukać?
Jeśli szukać, to gdzie?
W którym iść kierunku?
Przedłużać wychowawczy jeszcze o rok i dziubać zlecenia?
Zakładać działalność? Jeśli tak, to kiedy? W tym roku czy za rok?
Te i inne pytania mnożą się w mojej skołatanej łepetynie.

wtorek, 16 lutego 2016

oby jak najdłużej!


Gdy wokoło szaleją choróbska typu grypa zwykła, grypa świńska, ospa i jelitówki, moje dzieci właśnie zaczęły trzeci tydzień bez chorób i bardzo mnie to zastanawia, ale kocham ten stan. Zobaczymy, jak długo jeszcze tak nam się uda. Oby jak najdłużej!

Za to mnie dziś gardło boli i mam nadzieję, że to od używania tegoż na korkach i u sąsiadki na pogaduchach...

wtorek, 9 lutego 2016

jednak nie

Ostatnie dni to niemały stres, bo podejrzewałam, że jetem w ciąży... Dziś kupiłam test, ale nie zdążyłam go zrobić, bo dostałam okres. Ufff... Ulga. (Mężu: Nie? A ja już się nastawiłem!:)) )

Bo życie już takie poukładane.
Bo dzieci już przesypiają nocki.
Bo są widoki na odpieluchowanie M. i na jego pójście do przedszkola, a dla mnie - na powrót do życia zawodowego w bliżej nieokreślonej formie.
Bo już się pozbyliśmy łóżeczek, wanienek, fotelika.

poniedziałek, 8 lutego 2016

za nami piękny weekend





Za nami piękny weekend.

W piątkowe popołudnie nasze przedszkole organizowało Dzień Babci i Dziadka połączony z pląsami dla dzieci i dziadków. Było pięknie. Dzieci wspaniale występowały, dziadkowie tańczyli poloneza i nie tylko, była kawa, ciasto i mnóstwo dobrej zabawy. F. był przebrany za króliczka. Strój pożyczyła nam znajoma, więc obyło się bez kosztów. Na dziadków czekały kotyliony i płyta z piosenkami, nagrana przez dzieci na prawdziwym sprzęcie, przy pomocy profesjonalistów. Dziadkowie otrzymali też zdjęcia wnuków w przeuroczej ramce hand-made. Było pysznie. Serce się raduje, że komuś się chce z tymi dzieciaczkami robić coś ponad program.

czwartek, 14 stycznia 2016

mleko owsiane

Stało się.
Dzieciaki od wczoraj jadą na "oszukiwanym" mleku.
Wczoraj rano była jeszcze resztka sojowego, a do południa zrobiłam swoje własne mleczko owsiane. Wyszło pycha!

wtorek, 12 stycznia 2016

dawno dawno temu

Było to dawno, dawno temu.
Moje życie było dość sielankowe, choć nie miałam o tym bladego pojęcia. Były to czasy rozciągające się między narodzinami mojego pierwszego syna, a momentem, gdy skończył 3 lata. Chorował rzadko. Katar raz na pół roku. Ja i on na spacerkach, ja i on odkrywamy razem świat, ja i on czytamy godzinami książki albo śpimy razem po południu.

poniedziałek, 4 stycznia 2016

noworocznie

Nowy Rok.
Nowy-lepszy rok.
Niech będzie lepszy! Niech dzieci mniej chorują.
Niech porozumienie między pokoleniami będzie łatwiejsze.
Niech nikogo nie zabraknie przy następnym wigilijnym stole.
Niech miłość kwitnie w nas jak dotąd, a proza życia niech nam się nie daje we znaki.
Niech będzie zdrowie i pogoda ducha.