sobota, 12 października 2013

sobotnio

Starsze szczęście wraz z tatą w Biedronce, a młodsze szczęście z uwagi na brak spaceru dzisiaj, przebywa właśnie ciepło opatulone na balkonie. Wieje niemiłosiernie i jest dość zimno, ale dziecię jest ciepło ubrane, pod budką i w dodatku pod zadaszonym balkonem, więc matka zyskała ciut czasu dla siebie, bo na świeżym powietrzu dobrze mu się śpi.

Za tydzień chrzcimy. Dziś właśnie mieliśmy jechać do restauracji ustalić szczegóły, ale babeczka z uwagi na duży ruch musiała przełożyć nasze spotkanie na 19, a wtedy to już mężu sam pojedzie, bo ja będę ogarniać dzieciarnię.

Kupiłam w lumpku fajny biały kombinezon za 21 zł, w sam raz na chrzciny. Pod to jakiś biały ciuszek i heja. Jeden nietrafiony zakup mam już za sobą - kupiłam polarowy komplet, który ktoś wystawił jako rozmiar 62-68. Jak dla mnie jest to 74 lub nawet więcej, bo mojemu dziecku bluza sięga do kolan. Zaniosłam to-to do komisu i może kobieta to sprzeda. Ech. Kupiłam kolejne badziewie, zobaczymy czy będzie dobre jak do nas przyjdzie pocztą. Po prostu biały sweterek i spodenki z dzianiny. Sweter może się jeszcze zimą przydać. Pod to białe body, białe rajtki i już. Bez cudowania, to i tak strój na raz.

Kontrowersje w rodzinie wzbudził nasz wybór chrzestnego, ale co ja na to poradzę, że lubię iść pod prąd? Jak zauważyła moja przyjaciółka kochana, "z prądem płyną tylko zdechłe ryby" i coś w tym jest. Jedna strona mojej osobowości żałuje, że zrobiliśmy po swojemu, bo miałabym przynajmniej ten mój ulubiony święty spokój. Ale ta druga część mnie chichocze z radości, żeśmy zasiali jakiś ferment. Lubię ferment:)))

Malutkiemu ropieje oczko. Zadzwoniłam wczoraj do położnej skomsultować się w sprawie ropiejącej ranki po szczepieniu (wszystko ok) i przy okazji zapytałam o to oczko. Przemywamy je solą fizjologiczną już od kilku dni i zero efektów. Poleciła jeszcze przemywać je naparem z ziela świetlika, a jak nie minie przez weekend, to do lekarza. Do tego masuję mu kącik oka (dzięki Aniu!) i cały kanalik łzowy (dzięki wujku google) i zobaczymy. Wyłazi mu paskudztwo z tego oka po kazdym spaniu, więc może oczko się oczyszcza? Do lekarza mało chętnie, przyznam, bo po co nosić niespełna sześciotygodniowego malucha do przychodni bez potrzeby? Ale jak będzie trzeba, to pojadę, a jak. Tylko ze starszym problem, no i z czasem, bo auto mamy tylko jedno... nie wiem, nie wiem...

Używamy ekopieluch. Mamy cztery swoje i trzydzieści pożyczonych. Z początku miałam opory co do tych pożyczonych, ale wyprałam je po swojemu i przestałam się przejmować. Na noc i na spacer zawsze pamperek, a po domu albo na zmianę pamper z eko albo jeno eko. Pranie i suszenie nie jest jakimś szczególnym kłopotem, bo to pralka pierze. Nie ma już tego gotowania i prasowania, co 30 lat wstecz. Tylko zmieniać trzeba - moim zdaniem - cześciej niż pampki, ale to dziecku tylko na dobre wyjdzie. Skoro mi na dobre wyszło przejście na ekopodpaski, to i młodemu ekopieluchy posłużą. Nie jestem pewna jak to jest z oszczędnością, bo teoretycznie oszczędza się kasę na pamprach, ale te eko trzeba wyprać = kosz wody, proszku, ekowybielacza i energii. Mam jednak tę satysfakcję, że w mniejszym stopniu zanieczyszczamy świat, a to wielka rzecz. Dosyć nasz starszak zanieczyścił. I wciąż zanieczyszcza, bo jedna na dobę nam schodzi - na noc. Gdy spał w dzień, to jeszcze jedna schodziła na drzemkę, ale wraz z pojawieniem się młodszego braciszka drzemka uległa samoczynnej likwidacji. Plus, wielki plus, choć F. bywa po południu bardzo zmęczony. Takie życie.

Z ostatnich lepszych tekstów:
F. (pokazując na mnie): To jest mama w kształcie mamy.

F: Flaniowi coś zahaczyło.
Mama: Co Franiowi zahaczyło?
F: Twoje usta. (?)

F. Próbuje wyjąć kapeć spod koca: Chyba jest... zaplatany ten kapeć... ale wyjęty ten kapeć!

F. jest bardzo zaangażowany w pomoc przy M. Podaje i odbiera ode mnie rogala do karmienia. Odstawia probiotyk braciszka na półkę. Przykrywa brata kocykiem. Głaszcze go po główce. Wpycha mu smoczek do buzi. Wynosi zasikane pieluchy do kosza. Chyba już sobie trochę poukładał świat po pojawieniu się M. Od kilku dni pięknie znów woła, że chce siusiu, a nawet woła, że chce qpę. Przekochany jest. Na koniec dnia czyta z tatą książki, potem ja przychodzę z M. i wspólnie się modlimy, a potem ja zostaję z F. i go usypiam. Nie musiałabym, bo mógłby zasypiać z tatą, ale chcę. Na koniec dnia musimy się wyprzytulać, a potem F. zasypia przeważnie w ciągu kilku minut, taki jest padnięty.

Wzruszająca scena z naszej wczorajszej modlitwy.
Tata: Franiu, chcesz za coś podziękować Panu Bogu?
F: Tak.
Tata: No to proszę.
F: Za mamę!
(nas zatkało)
Tata: Za coś jeszcze?
F: Tak. Za tatę!
(nas nadal zatyka)
F: I za M.!
Tata i mama: No pięknie Franiu. Za coś jeszcze?
F: Tak. Za cekoladkę!

Ostatnia odpowiedź nas nie zaskoczyła - niedawno dziękował za poduszkę:).

Moi mężczyźni wrócili z Biedry. Czas rozpakować zaqpy i wciągnąć wózek z młodszym do chaty.

1 komentarz: