piątek, 23 listopada 2012

dwa lata

Nasz syn skończył dziś dwa lata. Właściwie to wczoraj, bo piszę już po północy. Zaczął trzeci rok życia. Jest kochany i zabawny, jest naszą gwiazdką i naszym światełkiem, naszym sensem i radością. Gada coraz więcej. Pyta: "co to?" pokazując paluszkiem i trzeba wyjaśniać: że garnek, że kubek, że uchwycik, że logo jakiejś firmy na worku foliowym. 

Dziś nad ranem, gdy robiłam mu mleko, pokazał palcem na fridę do nosa.
F: Co to?
Ja: Frida do noska.
F: Pa pa, frido do nosko.

Albo taka scena: Maluch bawi się łupinkami od ogórka. Kładzie je na otwartej zmywarce i mówi: Jeden, dwa, tsy łupinki.

Budzimy się rano, rozmawiamy sobie cicho, oswajamy się z nowym dniem. A F. nagle wyrzuca z siebie: Spac lisowi ani śni się!:))) (cytat z Szelmostw lisa Witalisa).

Dzisiaj z kolei pierwszymi słowami, jakimi powitał mnie synu mój rano było: I like books!:)

Ubieram mu skarpetki z Bobem Budowniczym. F. wskazuje na jedną swoją nóżkę: Bob!, po czym wskazuje na drugą: I tu Bob! Znowu na pierwszą: Bob! i znów na drugą: I tu Bob!

I odmienia też pięknie imię swojego ulubieńca: Nie ma Boba Budownica!

Chcę mu ubrać skarpetki i słyszę: Nie sces skarpetków.

I tak dalej, i tak dalej. Niektóre tekściory udaje mi się ocalić od zapomnienia, bo szybko je zapisuję; inne przepadają sobie w otchłani niepamięci - trudno. 

Dodam jeszcze, dla potomności, że w wieku równo dwóch lat chłopiec nasz rozpoznaje większość liter alfabetu. Prosi często: Nalysuje ci cos. Wtedy trzeba rysować. 
Franiu, co ci narysować? 
F: Nalysuje ci kotka.
Dobrze. rysuję kółko, a F. już radośnie wykrzykuje: Kotek!

Franiu, co ci narysować? 
F: Nalysuje ci plalkę.
Dobrze. Rysuję kwadrat, a F. już radośnie wykrzykuje: Plalka!

A dziś powiedział po prostu: Nalysuje ci P. No i musiałam pisać literkę P. Na przykład pięć razy pod rząd, bo taka wola:)

Ech, dobrze jest. Mam komplet uczniów i na razie mówię: pas. Siedem osób tygodniowo, plus całodzienna opieka nad maluchem to wystarczająco dużo zajęć. Nie podejmuję się uczenia nowych osób i nie biorę już żadnej nowej korekty ani redakcji. Nieliczne wolne chwile chcę mieć dla siebie. Lubię obejrzeć sobie czasami telenowelę i chcę mieć czas na czytanie. Głodem nie przymieramy. Wystarcza nam, choć nic nie odkładamy, ale nie proszę o więcej. Mam wspaniałego syna i wspaniałego męża. Lubię to, co robię i mam swoje miejsce na ziemi i swoje cztery ściany, gdzie wracam z radością.

piątek, 9 listopada 2012

Czas biegnie szybciej?

Czy to możliwe, że czas przyspieszył i biegnie teraz szybciej niż wtedy, gdy byłam w liceum albo na studiach? Dopiero się tydzień rozpoczynał, a tu już weekend nas wita z całymi przyjemnościami z nim związanymi.

Nasz synek gaduli sobie pogodnie, pokochał rysowanie i żąda stanowczo: narysuje ci coś! (ja mam mu coś narysować) albo po prostu narysować!. Sam kreśli na kartkach bliżej niezdefiniowane maziaje, z których jestem dumna wielce. W ostatnich dwóch-trzech tygodniach bardzo potrzebuje mojej osoby i tuli się prawie non stop. Mama, mamusia, kocham, tulki lulki, spać, z mamą.

Rano budzi się i spogląda na lewo, gdzie śpi tata.
F: Tata!
Ja: Nie ma taty, tata w pracy.
F: W placy. W placy.
Ja: Tak, w pracy.
F (ze smutną miną): Psyjdzie! Psyjdzie! (tu trudno się domyślić, czy chłopiec chce, by tata przyszedł czy może ma faktycznie na myśli, że tata przyjdzie).

F. klęczy na krześle, a rączki ma na stole. Bawi się przyborami do pisania. Zlatuje mu na ziemię pisak.F (wskazując na podłogę): Bo pisak! Bo pisak!

F. skacze na kanapie. Zahaczyła mu się nóżka o dziurę w tapicerce. F: Bo nóska! Bo nóska!

F. siedzi na nocniku w swoim pokoju. Ja ładuję pranie o pralki i włączam ją. F. ze swojego pokoju: Boję się plalki! Boję się plalki!, a gdy pralka jeszcze pierze stwierdza: Nie skoncyla jesce plać!

F. chce wejść na krzesło, aby przeanalizować co znajduje się na stole. Niestety - krzesło jest wsunięte pod stół. F. stoi przed krzesłem i woła do mnie: Pomóc! Pomóc!

Gdy czegoś nie chce, np. nie chce usiąść na swoim cudownym nocniczku, stanowczo stwierdza: Nie sces. Nie sces.

F. ogląda kredki. Wskazuje na jedną: Ołówek.
Ja: Tak Franiu, ołówek.
F., pokazując na kolejną kredkę: To tes ołówek. To tes ołówek.

F. uwielbia skakać na fotelu i kanapie. Woła: skakać! Ja mu na to: no to skacz. No i wtedy skacze. Czasami jednak sam do siebie mówi: No to skac. No to skac. I wtedy skacze:)

F. ogląda Świat małego Ludwika na YouTube. Filmik się kończy, a Franek żąda: Jesce raz pojazdy! Jesce raz pojazdy! albo Jesce laz nazędzia! Jesce laz nazędzia! Do niedawna wołał: Skońcyło się! Skońcyło się!, ale teraz bardziej go fascynuje samodzielne budowanie nowych konstrukcji językowych.

Frankowski ma też ostatnio trzy pasje. Jedną z nich jest picie mleka. Potrafi wyduldać ponad litr dziennie, co nas bije po kieszeni, ale jak odmówić dziecku, które przychodzi i prosi: Mlicka. Mlicka. A druga jego pasja: cyfry od 0 do 9. Wynajduje je wszędzie - na kalendarzu, w plenerze - na blokach, na tablicach rejestracyjnych samochodów, w markecie na cenach. Dwa! A tu dziewięć! A faktycnie ze osiem! i tak dalej. Próbujemy już z literami, a co! Trzecia pasja: książka "O Jezusie" - tak ją nazywa, pewnie dlatego, że któreś z nas - pewnie ja - kiedyś tak ją nieopatrznie nazwało. No i tak zostało. A chodzi o tę ksiązkę:
Dziecię dostało ją z okazji Chrztu od swojej chrzestnej mamy. Przed snem, nawet przed drzemką musimy odbębnić kilka opowieści. Fajna jest ta książka, są w niej wierszyki, opowiastki biblijne, różne pouczenia - raczej dla starszych dzieci, ale nasz misiek po prostu ją uwielbia - pewnie także przez ilustracje, bo są urocze. No i z tej książki wzięło sie jedno z jego ulubionych powiedzonek: Ladość to pogoda w selcu.:D 

Przytulaśny jest szalenie. Fascynuje go nasz polski język, choć staramy się wprowadzać mu angielskie zwroty i wyrażenia. Kilka osób z mojego otoczenia - głównie z mojej rodziny - nie może pojąć, że dwoje anglistów nie mówi w domu do dziecka tylko po angielsku. Albo przynajmniej jedno z nas! Ech, sprawa jest bardziej skomplikowana niż się postronnym osobom wydaje, nawet nie chce mi się na ten temat tutaj rozwodzić. Może trochę brakuje nam determinacji i ciśnienia, ale już tacy jesteśmy - gdy cały świat ma ciśnienie na coś, to my właśnie wtedy nie.

Kończy się fajny tydzień - mężu pracował na pierwszą zmianę. Next week to zmiana druga, której szczerze nie znoszę. A dziś mam babski wieczór - umówiłam się z dwoma koleżankami z klasy z liceum. Będziemy pić wino i jeść placek - wczoraj upiekłam - niebo w gębie. Przedwczoraj moja koleżanka z porodówki sprzed dwóch lat urodziła drugą córkę. A wczoraj inna nasza koleżanka zdradziła mi, że dwie kreski na teście się pojawiły parę dni temu. I nam przyjdzie chyba powiększać rodzinę. Najwyższy już czas:)

wtorek, 6 listopada 2012

Ally McBeal

Buszując na YouTube, trafiłam na to. Fragment mojego ukochanego z czasów licealnych serialu. Ach, cudowne lata dziewięćdziesiąte... No a teraz: który fajniejszy? Downey czy Sting?:) Nawiasem mówiąc, uwierzycie, że mój mężuś miał przyjemność rozmawiać ze Stingiem osobiście? Zazdroszczę mu... Podczas gdy ja niańczyłam kilkumiesięcznego Franciszka, mężu robił, jak to my mówimy, "rubbing shoulders" z kimś takim! Zdradzę Wam coś jeszcze: preferuję towarzystwo mego Franka nad towarzystwo Stinga, choć, trzeba przyznać, ten drugi śpiewa lepiej - na razie ;D
Enjoy!

czwartek, 1 listopada 2012

Szczęście

Szczęście. Mała rączka w mojej ręce. Łapka obejmująca mnie w nocy za szyję. Dziubek wyciągnięty w moją stronę i żądanie: "buzi". Uśmiechnięta twarzyczka rano. Zaspana buzia i żądanie "mliczka!". Rączki wyciągnięte do mnie i wyznanie :"kocham". Przebudzenie z łapkami synka na mojej twarzy. Synek kręcący moją głową ze słowami :"kierownica". Synek obejmujący poduszkę i mówiący "spać". Synek przed usypianiem przez tatusia stojący za drzwiami i wołający: "mama, mama", abym przyszła mu dać buzi na dobranoc. Rączki wyciągnięte do mnie kilkanaście razy na dzień z prośbą "tulki lulki!". Dziękuję Bogu, że jestem, że trwam, że w tym rozbitym i nieprzewidywalnym świecie, ja mam swój mały cudowny świat i jestem w nim szczęśliwa. Moje domowe życie absolutnie mnie satysfakcjonuje. Robię rano mleko i ścielę łóżko. Myję podłogi albo czytam synkowi książki. Załadowuję pralkę albo zmywarkę. Gotuję obiad albo czytam książkę. Prowadzę za rączkę małego człowieka. Pchamy razem wózek z zakupami albo ja pcham w wózku jego. Wracam z lekcji angielskiego, a on biegnie do mnie i woła "mama, mama, mama!!!". Szczęście.