czwartek, 28 lutego 2013

fejsowo wykluczona




Miałam kiedyś konto na facebooku, ale z rożnych powodów zdecydowałam się je skasować. Konto ma mój mąż i czasami dla draki włażę i podglądam naszych wspólnych znajomych. Refleksja przeważnie ta sama: dobrze, że mnie tam nie ma. Dzielenie się z całym światem byle pierdnięciem, publiczne wyznawanie sobie miłości i powiadamianie całego świata o takim np. wydarzeniu, jak dwie kreski na teście ciążowym. O nie, nie dla mnie to. Wkurza mnie coś innego jeszcze. Gdy zaczęłam szaleć w blogosferze, lubiłam zapisać się na jakąś rozdawajkę, candy czy jak zwał tak zwał. Warunkiem - wtedy - było jeszcze li i jedynie umieszczenie na swoim blogu podlinkowanego zdjęcia i pozostawienie komentarza wraz z adresem własnego bloga lub nawet mailem jedynie. Teraz praktycznie wszędzie jednym z warunków jest polubienie czyjegoś bloga na fejsie. Osoby takie jak ja - fejsowo wykluczone - nie mogą brać udziału, no bo nie polubią. Tak to wzajemnie wykluczamy się koleżanki i koledzy. Aż chce mi się zacytować jedną z wielu przyśpiewek męża mego: maszyna pseudopromocji popycha wagony badziewia.... Sorry, ale właśnie przed chwilą znalazłam fajną książkową rozdawajkę, ale nie mogę się na nią zapisać, bom fejsa zbojkotowała... Chyba ludziom się wydaje, że absolutnie każdy człowiek ma konto na fejsie. Szkoda :(

wtorek, 19 lutego 2013

pierwszy siwy włos


"Spostrzegłem dzisiaj pierwszy siwy włos na twojej skroni..." - śpiewał kiedyś Mieczysław Fogg. Swoją drogą, uwielbiam tego starszego Pana - wzór staroświeckiego gentlemana...:) Styl, godność i ta nieuchwytna, charakterystyczna klasa artysty i po prostu - mężczyzny.

Dlaczego ten temat dziś właśnie? Niestety - ten pierwszy siwy włos! Podczas gdy mężczyźnie dodaje klasy, wdzięku, czaru, dla kobiety jest pierwszą oznaką... starości? Mój pierwszy siwy włos zauważyłam sama. Bynajmniej nie na skroni. Nie wzbudził też mojego wzruszenia. Stoję sobie oto dzisiaj przed lustrem w łazience i patrzę, a tu jeden włos w mojej czuprynie jakiś taki inny - odstaje od reszty włosów i jakoś tak światło się odeń odbija inaczej. Patrzę, sprawdzam, oddzielam go od reszty (jakiś taki inny, sztywny, nie mój) i nagle olśnienie: TO JEST SIWY WŁOS!!! Powstrzymałam się od wyrwania go,bo chciałam aby mężu zidentyfikował to cudo po powrocie z pracy. No i potwierdził moją diagnozę - oto mój pierwszy siwy towarzysz. Mąż mówi, że mam się nie przejmować, bo on siwki ma od paru już lat, ale... no właśnie. U facetów to jakoś tak inaczej.

Ale jak to? To już? To od teraz siwki będą się pojawiać regularnie czy coraz częściej? A może to tylko taki zwiastun, wybryk natury, odmieniec, niechciany prorok, a następny co za nim idzie pojawi się za lat parę dopiero? Wiedziałam, że siwe włosy mogą pojawić się u mnie wcześnie (geny), ale nie myślałam, że aż tak wcześnie. Halo, ja mam trzydzieści lat, małe dziecko i drugie, jeszcze mniejsze, noszę pod sercem. Nie zgadzam się na siwki, oj nie! Tym bardziej, że od niedawna zaznajamiam się na nowo z moim naturalnym brązowym kolorem, który się krył przez parę dobrych lat pod farbowanym blondem. Ech, niespodzianki, niespodzianki codziennie. Śpiączka trwa, a do tego jakieś choróbsko znowuż się pląta dookoła mnie. Ej, zimo, spadaj bo ja wiosny chcę!

PS Nasze dziecko je mandarynkę. Zbyt kwaśne - ogłasza i wypluwa zawartość buzi na podłogę.
Mama: Franiu, wyrzucisz do kosza?
F. bierze z podłogi przeżutą mandarynkę, idzie do szafki, nagle odwraca się i patrząc na mandarynkową papkę w dłoni, stwierdza: Wiewiórka! Odwraca się, otwiera szafkę, ponownie odwraca się do mnie i wyciągając rączkę z mandarynką, stwierdza: Wielbłąd! :) W końcu przememłana mandarynka ląduje w koszu:)

PS2 Bezcenny to widok: F. słuchający piosenki Nohavicy "Minulost" i powtarzający: Tak mnie tu mas, tak se mnie zwas, sem twoje minulost:))))

piątek, 15 lutego 2013

13. tydzień

13. tydzień zaczęty dziś. Mam dużo nadziei związanych z tą przełomową datą. Przede wszystkim: straszna śpiączka, która mnie prześladuje. Wczoraj w pewnym momencie dnia po prostu położyłam się i zasnęłam mimo że mój dwulatek skakał sobie naokoło mnie, łaził po kanapie, fotelach i czym popadnie. A jakiś czas temu gdy czytałam mu książkę urwał mi się film! Po prostu nagle odpłynęłam, a moje kochane dziecko bawiło się spokojnie na dywanie. Jak mąż wrócił z pracy, to żem się ocknęła. Straszne spanie, mam wrażenie, że w pierwszej ciąży tego nie miałam. Owszem, kojarzę coś, że w pracy na szóstej lekcji tez miałam odjazdy, ale potem wracałam do chaty, jadłam obiad i szłam po prostu spać. Inna jest ta druga ciąża, bo inny jest mój tryb życia. Wtedy gdy tylko chciałam, mogłam się położyć, a teraz jest inaczej. I tak mam ten komfort, że moja dziecina śpi jeszcze w dzień i potrafi spać naprawdę długo - 3 do 4 godzin, więc ja mogę w spokoju zjeść obiad i nawet położyć się z nim. Tyle tylko, że o 20-21 już jestem nieprzytomna. Do tego zimno mi nieziemsko, chodzę w trzech rękawach, kamizeli. Z tego niewyspania i zmęczenia jestem nerwowa i brak mi cierpliwości dla mojego małego smyka, a ten wystawia moją cierpliwość na próby często i gęsto. Ma swoje zdanie na każdy temat, nie chce z podłogi podnosić tego co porozwalał, kopie mamę, kopie kanapę itp. Na moje uprzejme prośby, aby nie kopał mamy tudzież mebli odpowiedź jest jedna: nie chces. I koniec. A z mężem mijamy się, nie ma kiedy pogadać, omówić tego czy owego, a na jego głowie są zakupy, bo ja teraz na zakupy z małym nie biegam. Dodatkowo na jego głowie jest prasowanie (nie znoszę...) i często inne jeszcze czynności. Kochany jest ten mój mąż. Tak więc czekam - czekam aż minie mi to spanie, czekam na zastrzyk energii życiowej, na wiosnę i więcej słońca, na ciepełko.

sobota, 9 lutego 2013

randka


Nie no muszę się pochwalić - na randce byłam, randce prawdziwej! Niespodziewanie zjawiła się u nas babcia, a my oddelegowani zostaliśmy do wyjścia we dwoje. Cudnie! Co prawda wyjście owo trwało jedynie dwie godziny, ale było naprawdę świetnie. Z powodu ograniczeń czasowych nie uderzyliśmy do Poznania tylko poprzestaliśmy na naszym miasteczku, gdzie parę restauracji jednak jest. Dopiero w trzeciej znaleźliśmy wolny stolik, bo przecież dziś podkoziołek! Z uwagi na mój stan byłam wożona autem i czułam się jak księżniczka. Jadłam pizzę, a mężu sałatkę z rukoli. Potem herbatka pyszna, a wszystko przy dźwiękach imprezy, która była na dole - a tam piosenki naszej "młodości":) Madonna, Michael Jackson, Ace of Base. Fajnie było, naprawdę. Po tych dwóch tygodniach było mi to potrzebne. Niech żyją babcie! Żałuję teraz, że nie chodziliśmy na tańce zanim zaszłam w ciążę. Ale co tam.

A dziś w godzinach wczesnoprzedpołudniowych odwiedzili nas wujostwo męża mojego i dostałam piękny bukiet tulipanów. Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam dostawać kwiaty!!! A potem jeszcze dwie godziny drzemałam sobie, a chłopcy się bawili. Ogólnie: dzień na szóstkę:)

piątek, 8 lutego 2013

Dzidziuś-dziuś



Dzidziuś-dziuś - mówi mój synek i głaszcze brzuszek albo przytula się do niego. Zaczynamy 12. tydzień i brzuszek już widać - tak, tak, potwierdzam - w drugiej ciąży faktycznie szybciej wyskakuje ta piłka z przodu. Zwłaszcza po całym dniu obżarstwa, a to jest mi nieobce ostatnimi czasy:) Ale jest inaczej niż z Frankiem - wtedy jadłam wszystko łącznie ze słodyczami. Teraz słodycze w ilości naprawdę minimalnej (nie mam na nie ochoty), ogóry kiszone - bardzo często, a o mięsie smażonym typu kotlet w panierce nawet myśleć nie mogę. Ale kabanosy na przykład - z wielką chęcią. Zawęża to mój repertuar obiadowy, ale co zrobić. Ospałość mnie wielka prześladuje i mam szczerą nadzieję, że to minie niedługo.

A nasz synek się pochorował. W sumie to tylko katar, ale i tak znów wiem, co to bezsenne noce. Żal malucha, że tak się męczyć musi, a wydmuchiwać nosa nie umie jeszcze i nie chce dmuchać za Chiny ludowe po prostu. Mieliśmy na weekend wyskoczyć do rodzinki i plany uległy tymczasowemu rozwiązaniu...

Nasze dziecię pojmuje już, że litery tworzą jakąś całość i niosą przesłanie. Franio pokazuje na jakiś napis i pyta: Co to za litelka? Czytamy mu literki po kolei, a on łączy paluszkiem wszystki razem i pyta: Cyli lazem?

Np.:
F: Co to za litelka?
Mama: D - O - M
F: Cyli lazem?
Mama: Czyli razem: dom.

Wychodzą z tego śmieszne sytuacje. Mamy np. taki żółty śrubokręt firmy Torx.
F: Co to za litelka?
Mama: T - O - R - X.
F: Cyli lazem śluboklęt zółty!

F. pokazuje na napis Campus na kurtce taty.
F: Co to za litelka?
Tata: C - A - M - P - U -S.
F: Cyli lazem tatulek!

F. pokazuje na napis Koło na kibelku.
F: Co to za litelka?
Tata: K - O - Ł - O.
F: Cyli lazem ubikacja!

Przekochany jest ten nasz smyk. Gada jak najęty, choć ciągle o sobie mówi w 2. osobie. Ostatnio wymyślił sobie, ze jest Figlusiem. Wyznał pewnego dnia: Jesteś naszym Figlusiem. Musiał sam to wymyślić, bo nikt w rodzinie nie zwracał się do niego w ten sposób. Czasami mówi też: Jesteś nasz uchwyt.:) Bo uchwyt to takie słowo-wytrych. Franiu jak ma na imię twój tata? Uchwyt. A jak ma na imię mama? Uchwyt. A ty jak masz na imię? Uchwyt. (Z wielkim uśmiechem zadowolenia). Ale miała też miejsce taka rozmowa:

Mama: Franiu, a jak ma na imię twój tata?
F (szczerząc się) : Lampa.
Mama: A mama jak ma na imię?
F (wciąż zadowolony): Nawilzac! (chodzi tu o nawilżacz powietrza, który stoi koło łóżka). Ot, takie żarty językowe.

Teraz ja nadrabiam blogowe zaległości, a mąż mój walczy w kuchni, słuchając listy na Trójce. Synek mu asystuje i właśnie przed chwilą wyznał: Jesteś nase słonecko.

Skończyły się dwa niełatwe dla mnie tygodnie - mężuś pracował w godzinach 11-19, czego szczerze nie znoszę. Przed nami cały miesiąc zmiany 9-17, więc nie będzie źle, a po miesiącu - już na stałe - 10:30-18:30. Fatalne  i antyrodzinne te jego nowe godziny pracy, ale za to awansował i dostał podwyżkę, a to się liczy! Jestem z niego dumna jak paw, choć zastanawiam się, jak wysiedzę od września w domu z dwójką dzieciątek? Jak już wielokrotnie pisałam, lubię moje życie i to, że jestem w domu, doglądam ogniska domowego i rozwoju mojego malucha. Tylko czasami, bardzo czasami mam dosyć i zazdroszczę P., że wychodzi na osiem godzin, przebywa z ludźmi w wieku powyżej lat 2, ćwiczy na co dzień swój angielski i po prostu wyrywa się z domowych pieleszy. Do tego - zarabia pięniądze, a ja nie zarabiam nic. Dopiero jak on wraca, to ja ruszam na zarobek lekcyjno-korepetycyjny, który ostatnimi czasy nie jest zbyt imponujący. W styczniu sporo musiałam odwołać z powodu choroby, w ostatnim tygodniu też mi część odpadła - ten wyjeżdza, tamta ma operację, tamta ma nocny dyżur albo właśnie jest po nocce, a mi pieniądze przepadają i nie stać mnie na szafkę z Ikei do zabudowy pralki, taką o:

Kosztuje ona ok 280 zł i marzy mi się zabudowa naszej pralki, która stoi w łazience w zgrabnej wnęce i nad pralką jest do zagospodarowania całkiem sporo przyjemnej przestrzeni. Ostatnio w Lidlu pojawiło się coś podobnego w cenie 180 zł.:
Niestety newsletter z Lidla wszedł mi nie wiadomo dlaczego do spamu i szafki były od poniedziałku, a ja ofertę odkryłam dopiero w środę. Wieczorem czem prędzej wyciągnęłam męża do Lidla i oczywiście o szafce mogłam już pomarzyć. Co więcej - dowiedziałam się, że szafki były tylko w poniedziałek i to aż dwie! Naprawdę nie rozumiem, jaki jest sens drukowania tych gazetek promocyjnych z urządzonymi apetycznie łazienkami i zachęcania potencjalnego klienta, skoro na takiego poznańskiego Lidla "rzucili" tylko dwie szafki. Chyba że jest to celowe działanie marketingowe - klient przyjedzie po szafkę, a wyjdzie z całą kupą innego towaru - jak my właśnie. Przyjdzie mi składać na szafkę z Ikei i może dobrze, bo ta przynajmniej jest bardziej pakowna, a w blokowym mieszkaniu - jak nasze - każda zagospodarowana przestrzeń się liczy.

Nasz synek słucha listy z tatą i właśnie powiedział / zanucił: Skyfall...:) A ja zamykam rozważania na dziś i uściskuję moją nową Czytelniczkę:*

poniedziałek, 4 lutego 2013

zmiany, zmiany...

Długo mnie nie było. Styczeń upłynął pod znakiem choróbska, kiepskiego samopoczucia i powolnego wracania do formy. Nie jest jeszcze szałowo, ale coraz lepiej. Przez ostatni miesiąc miałam komputerowstręt i nie miałam ochoty stukać w klawisze. Ale dziś myślę, że już czas przedstawić Ją? Jego? Oto istotka, którą od kilku tygodni noszę pod sercem.

Półtora tygodnia wstecz dzieciątko miało 24 mm. Teraz ma pewnie ze 4 cm. Wielka radość i wielkie szczęście. Wszystko stało się nadspodziewanie szybko, ale przyznam, że prawie nie zaskoczyło mnie to, jak prędko nowe życie pojawiło się wśród nas. Jesteśmy szczęściarzami, bo marzyliśmy o pojawieniu się nowego członka rodziny - i oto jest w drodze. Miałam mdłości i wnioskowałam, że to pewnie dziewuszka, bo przy pierwszej ciąży tak się nie czułam. Teraz atakuję kiszone ogórki, co zdaniem mojej babuni wskazuje na chłopca. Cóż - pewnie w którymś momencie usg rozwieje te wątpliwości. Miło byłoby mieć dziewuszkę, ale chłopiec też będzie absolutną cudownością. Teraz leci nam 11. tydzień. Powoli mija mi ospałość i liczę, że za dwa tygodnie poczuję się bardziej rześko. A jeszcze lepiej - jak przyjdzie w końcu wiosna, do której bardzo, bardzo już mi tęskno. Dzieciątko przyjdzie na świat pod koniec sierpnia:)