poniedziałek, 23 marca 2015

jelitówka

Dom cały śpi, a ja, upiżamowiona już, siedzę jeszcze przed komputerkiem i referuję, co następuje.

1. Od czwartku gości wśród nas wirus jelitowy, zaczęło się od F., wymiotował i gorączkował cały czwartek od czwartej rano, potem przeszło i myślałam, że już po ptakach.

piątek, 13 marca 2015

chrzciny i ocham!

Piątek... Lubię bardzo ten dzień. Dziś zajęcia szachowe, młody śpi, a ja zaraz będę kończyć tort z pieluch dla mojej chrześniaczki. Wyszedł całkiem przyzwoity:) Jutro od rana muszę iść do spowiedzi, potem korki u pewnego niezbyt pracowitego młodzieńca, potem fryzjer, a gdzieś w tzw. międzyczasie dobiją tu dziadkowie, bo będą zajmować się naszymi pociechami, gdy my będziemy na chrzcinach. Trochę się obawiam tego wieczoru, ale zdaje się, że nie mamy wyjścia?:)

Są dni, kiedy czuję się jak ptak z podciętymi skrzydłami. W d**ie mam, co tam sobie myślą inni, ale czasami wkurza mnie, gdy głośno dają wyraz swojemu przekonaniu, że z naszej dwójki tylko mój mąż zarabia pieniądze. Taka sytuacja miała na przykład miejsce wczoraj. Albo na imprezie walentynkowej, na której byliśmy z dzieciakami, mąż pewnej koleżanki: Co robisz? Ciągle siedzisz w domu? No szlag by mnie mógł trafić. Nie będę mu mówić, że pracuję na zlecenie, że daję kory, że zajmuję się dziećmi, że często sama do dziewiętnastej z tym całym wyjącym kieratem. Nieważne. Najważniejsze, że mój mąż docenia wszystko to, co robię i za to kudos, szacun i moja miłość na wieki wieków. Czasami chciałabym "upchnąć" M. w jakimś żłobku i iść do normalnej pracy. Ale kiedy mała klucha przytula się do mnie, gdy zasypia, wiem, że nie mogłabym go oddać. Nikomu obcemu i nigdy. Nie potrafię. Nie dam rady. Mówię mu: Kocham Cię, M!, a on na to Ocham!. Jeszcze nie. Jeszcze trochę wytrzymam. W końcu "siedzę w domu" już prawie pięć lat, więc jeszcze jeden rok mnie nie zbawi.

wtorek, 10 marca 2015

Łupnęło

Łupnęło mi coś w plechach albo się naciągnęło - nie mam pojęcia. To pewnie od bezustannego noszenia mojego małego ząbkującego Kwękusia (druga czwórka lekko wyczuwalna pod palcem, ale jeszcze się nie przebiła). Dziś mężu musi mnie nasmarować maścią rozgrzewającą.

Nadal jestem pozytywnie nakręcona perspektywą zmiany pracy przez mojego ukochanego.

Cichcem planuję mały wypad nad moooooooorze szumiące w maju i odwiedziny u mojej babuni, której nie widziałam już prawie dwa lata i która nie widziała jeszcze swojego prawnuka M.

czwartek, 5 marca 2015

gorączka i Leonard

M. już trzy doby gorączkuje. Męczy się biedak i walczy. Lekarz widział go wczoraj i kazał przyjechać ponownie w piątek, jeśli gorączka się nie skończy. Mam nadzieję, że to wirus i że odpuści. Gardło wczoraj było lekko czerwone, ale oskrzela czyściutkie. Młody pokazywał łapką na buźkę i mówił: "Mama, tam, tam", więc chyba dziąsełka go bolą. Już chyba trzeci miesiąc wyrzynają mu się czwórki i w końcu jedna się pokazała...

poniedziałek, 2 marca 2015

losy pewnej półki

Dawno temu, w latach pięćdziesiątych lub nawet wcześniej, była sobie półka. Wisiała sobie w kuchni mojej prababci, po której odziedziczyłam imię - jak dla mnie najpiękniejsze imię dla kobiety, poważnie.

W pewnym momencie swojego życia moi pradziadkowie przeprowadzili się z całym swoim dobytkiem do swojego syna i jego rodziny - czyli do mojego dziadka. Półka przybyła wraz z nimi, ale chyba już w kuchni nie zawisła - tu brak dokładnych zeznań rodzinnych co do dalszych jej losów.

Bżżżżżżżżżż, przewijamy film i oto mamy lato 2014 roku, jakieś pięćdziesiąt lat później. Szperając w piwniczce moich dziadków natykam się na sympatyczną, nieco sfatygowaną, ale piękną półkę w stylu vintage. Robię zaraz dochodzenie: skąd to?, czyje to? potrzebne to? Przecież ja takiej półki szukałam w internecie! i z niekłamaną radością, za przyzwoleniem dziadków, wchodzę w posiadanie cudeńka, które oczyma duszy widzę już we własnej, nieco oldschoolowej kuchni.