niedziela, 27 lutego 2011

becikowe rozważania


Jakiś czas temu w końcu złożyliśmy papiery, na podstawie których nasze kochane państwo wypłaci nam becikowe. Chociaż jesteśmy z mężem z założenia przeciwni wszystkim tzw. "socjalom", to w końcu skoro dają, to głupio byłoby nie wziąć. Jest to - tak mi się zdaje - ukłon państwa w kierunku rodziców, którzy ponieśli trud powołania na świat i wychowania nowego przyszłego podatnika. Niektórzy śmieją się, że ten 1000 zł jest w stanie pokryć zaledwie w części koszt, który ponoszą rodzice, kompletując wyprawkę dla dzieciątka. Kiedy byłam jeszcze w ciąży, zdarzało mi się trafiać na różne artykuły mówiące o tym, ile to kosztuje rodziców małe dziecko. Wyprawkę dla noworodka niektóre z nich szacowały na "od dwóch do kilkunastu tysięcy". Szok! Może i niektórzy rodzice faktycznie tyle tracą, ale nie my. Nie chodzi tu bynajmniej o poznańskie sknerstwo :) Rzecz w tym, że szeroko rozbudowana sieć rodziny, znajomych i znajomych znajomych pozwoliła nam zgromadzić praktycznie cała wyprawkę za darmo lub prawie darmo. Poczynając od używanego łóżeczka (wygląda jak nowe), przez wózek po dwójce dzieci, który za całkiem darmo otrzymaliśmy od koleżanki koleżanki (nawet nie znamy tej hojnej osoby!), aż po dwa przewijaki i dwie wanienki (po jednym egzemplarzu mamy u moich rodziców i nie musimy nigdy wozić). Dodam też, że drugie łóżeczko które stoi u dziadków Franek też dostał w prezencie. Do tego dochodzą pokrowce na przewijaki, pościel, prześcieradła a nawet ręczniki dla maluszka. A ciuszki? Jeszcze na początku ciąży poznałam przez przypadek miłą panią Agnieszkę, która za niewielką kwotę sprzedała mi cały karton ubranek po swoim synku. Ubranka śliczne i jak nowe. Nasz synek nie ma wózka ze zwrotnymi kołami, jeździ na spacery w pożyczonym kombinezonie, leży na pożyczonej macie edukacyjnej i nosi ciuszki, które dokupuję mu w lumpeksach, ale czy przez to jest mniej szczęśliwy? Absolutnie nie:) Za dwa tygodnie robimy chrzciny. Na Allegro mnóstwo jest prześlicznych strojów zimowych dla małych Chrześcijan Jednak my zakupiliśmy komplet używany, który wygląda jak zupełnie nowy. 40 zł i Franek jest gotowy, a strój jest śliczny. No bo przecież jeśli chrzciny odbywają się zimową porą, to dziecinę trzeba nieźle opatulić.


Reasumując, planujemy mieć więcej dzieci i myślę, że i następne pojeździ w tym samym wózku, zażywać będzie kąpieli w tych samych wanienkach i spać w tych samych łóżeczkach. Zimą pośpi w wózku w świetnym używanym wełnianym śpiworku, a kichać będzie nie w oryginalne pampersy, ale w te Rossmanowskie. Pieniążki zaś lepiej wydawać na książeczki i spłacać nimi kredyt zaciągnięty na pokoiki, w których dzieci mieszkają. Przecież i my nie pamiętamy w czym nas kąpano, w co nas ubierano. Nie mieliśmy wypasionych mat edukacyjnych i interaktywnych zabawek, a zdaje się, że naszym rodzicom udało się wychować nas na całkiem fajne i bystre osoby:)))

poniedziałek, 21 lutego 2011

Czy moje dziecko się najada?


Piękny jest obraz Stanisława Wyspiańskiego "Macierzyństwo z Helenami", czyż nie? Piękne jest macierzyństwo w ogóle, a miłym jego aspektem jest (przynajmniej dla mnie) karmienie piersią.

"Czy moje dziecko się najada?" - to pytanie zadaje sobie chyba każda matka karmiąca. No, może prawie każda. Może nie zadawała go sobie moja ciocia, która dwadzieścia pięć lat temu, karmiąc mojego kuzyna, między jednym karmieniem a drugim potrafiła z jednej piersi ściągnąć litr mleka! Ja takiej produkcji nie mam. Mój syn od początku na jedno posiedzenie opróżniał obie piersi i tak jest do dziś. Słuszna waga urodzeniowa (4440 kg) niejako go do tego uprawniała. Ostatnio jednak coś się zmieniło - zaczął wcinać szybko, coraz szybciej. Teraz ma 3 miesiące. Początkowo nasze karmienia trwały godzinę - Mały chłeptał pół godziny z każdej piersi. Potem - 15 min. z każdej. Teraz jednak pije z tej, która podam mu jako pierwszą tylko ok 5 min.! Potem zaczyna się awantura, bierze cyca do buzi, pociągnie 2 razy i wypluwa i w końcu podaję mu drugiego, z którego pije ciut dłużej, a później wracam jeszcze do tego pierwszego. Wszystko trwa 15, góra 20 min. Ostatnio sporo rośnie, widzę to sama, je też częściej niż kiedyś, nawet co 2 godziny...W dzień ma krótkie drzemki, ok 45 minut, rzadziej 1,5 godziny, ale też się zdarza. A jak tak szybko kończy konsumpcję, to oczywiście w głowie biednej niedoświadczonej w macierzyńskiej sferze mamy kołacze się pytanie: mam za mało pokarmu czy po prostu dziecina tak szybko go wyssała? Zauważyłam, że w pewnych ciocio-babcinych kręgach pokutuje wciąż mit, że jak dziecko marudne albo ma problemy ze spaniem, to na pewno jest...? Oczywiście GŁODNE. Najprościej przecież podać dziecku butlę. Tylko że może się okazać, że marudne będzie nadal, a laktację szlag trafi. Zresztą, co lepszego mogę dać mojemu synkowi na starcie jego życia w tym chemicznym świecie niż moje własne mleczko? Ach... z drugim dzieckiem będzie już chyba łatwiej. Teraz działam po omacku, wierząc, że z moim pokarmem wszystko si. Speaking of which, idę zrobić sobie bawarkę:)

sobota, 19 lutego 2011

lumpiara



Jestem lumpiarą i przyznaję się do tego bez bicia:) Przez cały tydzień siedzę sobie z Maleństwem w domku, a gdy nadchodzi sobota, myślę: to jest mój dzień. Karmię synka i już mnie nie ma. Na całe szczęście ulica, przy której mieszkamy przylega do jednej z głównych ulic Poznania, a przy tej głównej ulicy usytuowanych jest kilka przyjemnych second handów. Myk, myk, myk - oblatuję główniejsze z nich. Co prawda czasu nie mam wiele - ot ok. 2 godziny (karmię piersią), ale wystarczy, by zajrzeć do mojego ulubionego. Dziś zostawiłam tam 30 zł i kupiłam: bluzę dla synka, 2 koszulki i polar dla mężulka i dwa sweterki: jeden dla synka, a drugi różowy dla dziewczynki. Nic nie szkodzi, że nie znam żadnej dziewczynki w niemowlęcym wieku, na którą ów sweterek by pasował. Na pewno jakaś się pojawi, a sweteruś taki śliczny jest, że żal było go nie wziąć. Nie wiem co jest w tych lumpeksowych zakupach, ale relaksują mnie niesamowicie:))) Za niewielką kasę można trochę poszaleć. Strach pomyśleć, co byłoby, gdybym mieszkała na jakimś zadupiu. Nie mogłabym się wcale zrelaksować - czas by na to nie pozwalał. Dodam, że mój wspaniały mąż w czasie gdy ja buszowałam, wysprzątał nasze 28 metrów kwadratowych, a potem usmażył naleśniczki. Wspaniała sobota, która właśnie się kończy... Maleńki zasnął już sobie snem, mam nadzieję, nocnym, a mi pozostaje wyłączyć komputer i zatopić się w lekturze na miłą chwilkę. Czytam teraz 2 książki na zmianę:


oraz



Ta pierwsza, otrzymana od męża w prezencie naprawdę zaczyna mnie wciągać. Ta druga, czytana po raz tysiąc pięćset sto dziewięćsetny :), koi moją duszę - jak zawsze. Nie zdradziłam jeszcze bowiem, że jestem od wielu, wielu lat wierną wielbicielką Jeżycjady Małgorzaty Musierowicz. Co jakiś czas odświeżam sobie poszczególne części serii, aby uprzyjemnić i osłodzić sobie życie. Dobranoc zatem.

wtorek, 15 lutego 2011

ave mata!


Mój syn zaległ dziś po raz pierwszy na wspaniałym wynalazku, co zwie się MATĄ EDUKACYJNĄ!!! Nie wiem kto wymyślił to ustrojstwo, ale należy mu się Nobel w dziedzinie upraszczania życia kobiet przebywających na urlopie macierzyńskim. Leży sobie oto moje dzieciątko od 20 minut na takiej macie, grucha radośnie, pedałuje ile wlezie, a mama może wejść do Internetu i nawet króciutkiego posta sklecić. Do tego dziecię niechybnie rozwija się, nie muszą więc biednej steranej matki męczyć wyrzuty sumienia, że oto kosztem własnej internetowej przyjemności zaniedbuje rozwój malucha. Troszkę tu żartuję, oczywiście, ale wiadomo, że coś w tym jest. Póki Franek nie umie zabawiać się sam, staram się zapewniać mu jakieś rozrywki gdy czuwa, bo przeca od tego mam ten urlop.

Tymczasem dziś obiad zupełnie jeszcze nietknięty, bo zaniedbałam stary zwyczaj pichcenia wieczorem. Mielone w stanie skostniałym, surówki brak, mam tylko woreczek kaszy i resztę ryżu od wczoraj...

Gdyby ktoś śledził mojego bloga, zapytałby może: jak twoje powtórki słownictwa matko na macierzyńskim? Pozostaje mi ucieszyć się ten jedyny raz faktem, że nikt tu nie zagląda:)