poniedziałek, 17 grudnia 2012

do bombecków!

Postanowiłam, że nie pozwolę sobie zepsuć tych Świąt. Mimo strzelaniny w Stanach, mimo że zmarł tata mojego dawnego ucznia - parę lat starszy ode mnie, którego jeszcze z podstawówki kojarzyłam. Mimo że życie jest kruche i ulotne, a moja rodzina znów opłatkiem podzieli się pro forma, z zażenowaną miną i po serii protestów. Święta są wszak w nas, w naszych sercach, w oczach ukochanej osoby, w cieple choinkowego blasku.

Kiedyś w Święta było inaczej. Tak, było - byliśmy dziećmi, a członkowie mojej rodziny byli młodsi, pełniejsi entuzjazmu, niestetryczali. Robiliśmy sobie prezenty, bo nie mieliśmy pełnych tyłków i każdy drobiazg nas cieszył, a już najbardziej - sam fakt dawania. My - dzieciaki czekaliśmy ze zniecierpliwieniem na pierwszą gwiazdkę i na zapach choinki, który rozniesie się po domu. Ubieranie drzewka nie było - jak teraz - przykrym obowiązkiem, który chce się zepchnąć na innych. A najlepiej to w ogóle nie mieć choinki, tylko ze dwie gałązki świerku w wazonie i tyle - przecież i tak całe Święta spędzi się przed telewizorem, jak każdy inny dzień. Przez kilka ostatnich lat zastanawiałam się w ten świąteczny czas co się stało z naszym świętowaniem. Dobrobyt? Upływający czas? Kryzys wiary? Zobojętnienie? Konsumpcjonizm? Co roku jakoś żenowało mnie to, że jestem jedynym "dzieckiem" w rodzinie i wieku dwudziestu paru lat muszę stroić dwie choinki - swoją i u dziadków i zabiegać o świąteczną atmosferę. Bo innym się nie chce, bo nie chciało im się mieć dzieci w ogóle albo więcej dzieci. Bo nie ma u nas na święta - jak w "Noelce" Musierowicz - gwaru, pisku i tupotu małych stópek dookoła wigilijnego stołu. Miałam wrażenie, że stoimy w miejscu.

W tym roku chcę inaczej. Dotarła do mnie banalna prawda, że Święta są w nas, jeśli tylko tego chcemy. Że magia świąt tworzy się w oczach drugiej osoby - nawet w jakiejś piosence świątecznej to ostatnio słyszałam, tylko nie wiem w jakiej - że szukamy pierwszej gwiazdki, a ona jest przecież w oczach bliskich. Będę się cieszyć, że to kolejne nasze Święta razem - moje i mojego kochanego męża. A co najważniejsze - mamy synka, który jest naszym największym światełkiem. Kto wie, co przyniesie kolejny rok? Może na następnej wigilii kolejne małe oczka będą się wpatrywać w płomień świecy? Marzę o tym...

Nasze dziecko świadomie ubierało choinkę u nas w domu. Choć na Święta wyjeżdżamy, to zapragnęłam mieć własne drzewko, którym nacieszymy się choć przez parę dni. Nabyłam trochę przecenionych (już!) ozdób w Rossmanie. Brakuje nam jeszcze lampek - te mam nadzieję nabędę dziś w moim ulubionym Pepco. I jeszcze jakieś drewniane ozdoby by się przydały. No i proszę - start! Zaczęliśmy kolekcjonowanie naszych własnych domowych ozdób. Wracając do synunia. Najpierw z zaciekawieniem przyglądał się choince, a potem tata nawlekał po kolei bombki na nitki i dawał Frankowi. Ten brał bombkę, podbiegał do drzewka i wołał: Pomóc ciiii! Mama albo tata podchodzili i zawieszali bombkę, a F. wołał: Widzis? i biegł do taty ze słowami Następną! na ustach:) Tak ubrał drzewko. A teraz interesuje go ono niezmiernie. Gdy jest w innym pomieszczeniu i przypomina sobie nagle o choince, mówi: Chces iść do bombecków! A gdy podbiega do drzewka. woła To są! To są! A mama dopowiada: Bombeczki. Nawiasem mówiąc, słowo "bombecków" stworzył sobie sam - przez analogię do innych słów, jak sądzę.

A może magia świąt rodzi się w nas ponownie za sprawą dzieci?


czwartek, 13 grudnia 2012

piernikowo

Wyskoczyłam dziś rano do lumpeksu i za 33 zł. nabyłam to i owo: dla małego trzy bluzki, dla mnie bluzkę (niestety za mała, a nie chciało mi się przymierzać;/), oraz dwa fajne szale. Wszystko było -50%, więc fajnie. Szkoda tylko tej bluzki, ale kosztowała parę złotych, więc nie jest źle. Jeszcze dzisiaj dwie lekcje wieczorem i można witać weekend, bo piątek to już tylko formalność.

Mamy nowy telewizor - płaski. Dostaliśmy go w spadku od rodziny. Nasz stary Sony zabrał kolega męża. My się cieszymy, żeśmy się pozbyli grata, a oni, że mają swój własny i do tego całkiem spory - nie tylko ekran jest duży, ale i zadek owego grata, przez co zajmuje sporo miejsca:). Zyskaliśmy do tego jeszcze jedną szafę, w której można upchnąć graty, bo do tej pory drzwiczki były wyjęte i stał w niej tenże zacny kloc.

Święta za pasem, a u nas ani choinki, ani pierników. Choć wybywamy na wieś, to za punkt honoru poczytuję sobie upieczenie pierników, bo co roku  - przyznam nieskromnie - wychodzą cuuudne. A wolę je upiec u siebie niż u mamy, bo mam termoobieg i idzie to zdecydowanie szybciej - dwie blachy do pieca naraz i jechane. W zeszłym roku wyglądało to tak.


A nasz syn gada, gada i jest przezabawny.

Franio podaje mi książkę "Śmieciarka Jarka" i prosi: O śmiecialce Jalce. :)))

Franio gryzmoli na kartkach kształt podobny do ślimaka i komentuje: Jak ty ladnie lysujes! Jaki ladny Ślimak hm hm hm:)))

F. je jabłko. Odkłada je na stół ze słowami: Juz nie chces jabuka. Za chwilę bierze je znowu: Jednak chces jabuko.

Jak widać, dziecię jest jak gąbka - chłonie wszystko i to w tempie ekspresowym.

wtorek, 11 grudnia 2012

słowa, słowa, słowa

Tata nalewa wodę do wanienki. Franio klepie tatę po plecach.
Tata: Franiu, co tam znalazłeś?
F: Plecki!
Tata: A czyje są te plecki?
F: Zielone!

Mama w drugim pokoju włącza telewizor.
F: Co to było?
Tata: Nic takiego.
F: Tam jest telewizolek!

Mama chce pooglądać "Dzień dobry tvn". Franek niezadowolony powtarza: Wyłącamy telewizolek. Wyłącamy telewizolek.

Franek wkłada mamie rękę w dekolt. Mimo, ze leci mu już piaty miesiąc bez picia mleka z piersi, to sentyment do cycków został. Wpycha mi ręce w dekolt i woła: Pac tata! Pac tata! A gdy była u nas ciocia, to robił to samo, ale wołał: Pac ciocia! Pac ciocia!

Rano F. zarządza: Wstajemy, wstajemy.
Mama: Poczekaj Franiu, ubiorę ci skarpetki.
F: Zeby nie zmalzły nóski.

Wczoraj przychodzi do mnie do kuchni i mówi: Pójdzies z mamą do śniegu.:)

Pasją ostatnich dni jest namietne majstrowanie przy pralce. Chłopiec wywala brudne ciuchy z kosza na bieliznę i wpycha je do pralki. Gdy nie może dać rady woła: Pomóc!, a gdy zapakuje pralkę, mówi: Mama telaz włący plalkę.

O sobie póki co mówi tylko w drugiej osobie. Chces. Nie chces. Chces oglądać lucki (lucki to - chyba - śrubki przy drzwiach zmywarki). Chces mlecko. Chces jabusko. Juz nie chces jabusek. I tak dalej. Choć ostatnio, gdy wypije mleko, oddaje butelkę i mówi: Napiłem. To juz postęp.

No i literki. Tu jest literka Ł! Tu jest literka Ł! Co to za litelka? Jesce laz litelki!

Do nocnika czuje niechęć wielką i wrzucamy na luz. Będzie co ma być...:)