piątek, 18 grudnia 2015

to blog or not to blog?

Cały dom śpi. Znów korzystam z komputera męża mego, bo mój stary dobry sprzęt jest jednak kaput i między świętami a Nowym Rokiem czeka mnie kupno nowego. Trzeba będzie ruszyć oszczędności.

Święta za pasem. W tym roku nie spodziewam się cudów. Te ostatnie były beznadziejne i nastawiam się, że i te takie będą. Najwyżej miło się rozczaruję...

Za nami tydzień chorób. Dzieci zasmarkane i kaszlące. F. cały tydzień w domu, bez przedszkola. M. też smarkający. Mam jednak wrażenie, że od kiedy zakupiliśmy fridę do odkurzacza podłączoną, jakoś szybciej mu te katary mijają. Jest szansa, że na święta bąki będą zdrowe... Oby tak było.

Ja wciąż się miotam: porzucić blogowanie czy nie? Internet to bagno - czy jest tutaj jeszcze miejsce na opisy życia mojego i mojej rodziny? Z drugiej strony, łapię czas na gorącym uczynku - mam piękny zapis ostatnich pięciu lat. Szkoda byłoby zarzucić całkowicie. Zarchiwizować z pewnoscia należałoby, ale czy chcę pisać dalej?

Czytam świetną książkę. Ameryka po kawałku M. Wałkuskiego.


Poznawczo - fantastyczna. Redakcyjnie - słabsza. Ale polecam.

Przeczytałam już dwa razy nówkę Małgorzaty Musierowicz - Feblik.
Piękna rzecz. Też polecam.

A teraz czas na spanie, bo jutro - przebojem w nowy dzień :)

środa, 9 grudnia 2015

środa jesienna i pochmurna

Środa - jesienna i pochmurna. Nie ma jeszcze 16, a na dworze już szaro. Trzeba to przetrwać. Młody jeszcze delikatnie drzemie, a mnie dołuje fakt, że mój komputer chyba jest do wymiany... Kochany sprzęt  służył mi prawie 10 lat. Marzy mi się nowe białe cacko. Trzeba będzie uszczuplić konto oszczędnościowe, a tak bardzo chciałam tego uniknąć. Jeszcze nadzieje w moim szwagrze, że on coś pomoże... Pracuję na kompie P. i co chwilę zżymam się, bo a to worda nie mogę znaleźć, a to irfana...

wtorek, 8 grudnia 2015

prawie pół roku


Minęło prawie pół roku.
Często zadawałam sobie pytanie: czy wrócić do blogowania? Czy chcę? Czy warto?
Nieblogowaniu srzyjał fakt, że mój komputer załapał jakiś błąd i nie chciał mnie logować na blogowym koncie. Nadal nie chce. In fact, właśnie od kilku dni strajkuje i nie chce odpalić. Niewykluczone, że czeka mnie kupno nowego komputera, co lekko mnie przeraża.

Korzystam właśnie z komputera mojego męża i tak jakoś zachciało mi się zajrzeć tutaj. Właśnie wydrukowałam sobie materiały na korki (ostatkiem tuszu - wszystko albo się kończy, albo wysiada) i mam pewnie krótką chwilkę, zanim obudzi się M.

Pół roku minęło. Co się wydarzyło?
Piękne lato i duży projekt, w którym brałam udział. Fajne pieniądze, które zarobiłam i po których pozostało już wspomnienie. Wspaniały tygodniowy pobyt nad morzem. Pażdziernikowy dwutygodniowy pobyt w F. w szpitalu, który przewrócił do góry nogami dosłownie cały mój świat i po którym jeszcze się nie otrząsnęłam.

Zbliżają się Święta. Pisałam już kiedyś, że nie lubię świąt. Nie mam wątpliwości - nie odpocznę. Dłuższy pobyt z maluchami poza domem zawsze mnie stresuje. Najlepiej odpoczywam tutaj. Niestety tak się nie da.

F. pozostał w prywatnym przedszkolu i M. też do niego pójdzie. Ja opiekuję się M. i popołudniami daję korki. Ten stan rzeczy już zaczyna mnie męczyć. Coraz bardziej chce mi się wspólnych popołudni z P. i dziećmi.  Coraz mniej chce mi się mijać z nimi. Mam dość tego "Ty przychodzisz, a ja wychodzę".
Chyba sie starzeję. Coraz cześciej chodzę spać o 21-22. Gdy kładę się spać o północy, następnego dnia jestem nie do życia. Musi być co najmniej 23. Musi.