poniedziałek, 23 marca 2015

jelitówka

Dom cały śpi, a ja, upiżamowiona już, siedzę jeszcze przed komputerkiem i referuję, co następuje.

1. Od czwartku gości wśród nas wirus jelitowy, zaczęło się od F., wymiotował i gorączkował cały czwartek od czwartej rano, potem przeszło i myślałam, że już po ptakach.
Niestety dziś w nocy znów wymioty i paskudna biegunka. Na dobre zasnął ok piątej rano, jak się porządnie wyrzygał i wykichał. Za to dziś od rana M. fiukał dalej niż widział. Do południa trzy serie, po południu biegunka co 10-15 minut, a wieczorem znów rigoletto (ładne słowo, czyż nie?). Suma summarrrrum teraz śpi, zarzygawszy materac w trzech kluczowych miejscach, z odparzonym tyłsonem, z włosami pozlepianymi rzygami, a obok niego umęczony ojciec, co obrobił dzisiaj kup krocie i którego też mdli. Matkę też muli i kto wie, co będzie jutro. Tata albo na L4 albo na opiekę. Już dzwonił, do kogo trzeba, że go nie będzie jutro. Prześladują mnie wspomnienia grudniowej jelitówki i błagam: nieeeee! Choćbym miała być jedyną osobą na chodzie w tym domu. W moim brzuchu trwają jakieś skomplikowane procesy, przewala się w nim i bulgocze, bul bul. Kwestia pójścia starszego do przedszkola jutro póki co nierozwiązana. Mają mieć warsztaty grania na bębnach afrykańskich, więc fajnie byłoby, gdyby poszedł, ale słabe to jeszcze i marudne ciut.

2. Wczoraj miałam niewątpliwą przyjemność być na targach edukacyjnych, a konkretnie na targach książki i zaszalałam, a jak! Ale o tym jutro. Nabyłam kilka interesujących pozycji i powiększyłam tym samym naszą dziurę budżetową, która się w tym miesiącu pojawiła w związku z dodatkowymi wydatkami typu ubezpieczenie auta czy chrzciny i okolice, ale skoro ona i tak jest, to stówka w jedną, stówka w drugą? :D

3. Przez ostatnie kilka dni dosłownie pożarłam Szalejąc za facetem.


Miałam długi start i nie mogłam się wgryźć, ale w końcu książka nabrała kolorów i blasku. Dobry kawałek rozrywki, choć jestem oczywiście ciężko obrażona na autorkę za uśmiercenie Marka (w tej roli w mojej wyobraźni zawsze bosssski Colin), ale miała przynajmniej dość przyzwoitości, aby zastąpić go na końcu kimś godnym (tylko kto może zastąpić Colina?), no ale co ja będę zdradzać. Niejeden raz rechotałam jak pijana żaba, a czasami i łezka się w oku zakręciła. Miło było pożreć coś, ot tak, po prostu, a nie dłubać żmudnie książkę od kuchni i martwić się o każde zdanie, by otworzyć potem pachnący drukarnią egzemplarz i znaleźć jakiegoś zonka. Oczywiście wprawne oczko widzi różniste usterki, ale i zatrzymuje się z podziwem nad kunsztem redaktora czy tłumacza, np. nad uroczym zwrotem "Dziękulski", które niniejszym włączam uroczyście do mego codziennego wokabularza:D

A teraz czas na sen, bo noc jest długa i oby była spokojna.

2 komentarze:

  1. O Jezusie! Jak ja Ci strasznie współczuję!

    OdpowiedzUsuń
  2. współpczuje i oby jak najrzadziej spotykala nasze dzieci jelitowka. sama gdy moje dziecko mam problem z jelitowka daje jej sporo pic(ile sie da oczywiscie) jakis sprawdzony probiotyk npLakcid i modle sie kiedy minie..

    OdpowiedzUsuń