wtorek, 7 kwietnia 2015

działo się

Długo nas nie było. Działo się, działo. Jelitówka przeczołgała nas wszystkich. Najlepiej zniósł mężu, bo tylko osłabienie i mdłości. Potem ja - mdłości i całodzienna gorączka plus osłabienie. Najgorzej - dzieciaki. W pakiecie z jelitówką dostaliśmy wszyscy katar, a gdy ten minął, młodszemu wylazły pleśniawki, które zeszły pięknie po nystatynie, ale niestety wróciły i teraz leczymy daktarinem. Do tego tuż po jelitówie matka, ja czyli, musiała usunąć ząb - pewną uroczą ósemkę, która zaczęła boleć. Zabieg walnął po kieszeni, ale dostałam też rabat - lekarz okazał się być ojcem jednego z moich uroczych korkowiczów. Mężu ze względu na mój ząb przedłużył zwolnienie i miałam czas dojść do siebie przez weekend. Niniejszym nie mam już żadnej ósemki - wszystkie usunięte, amen.

Święta przeleciały szybciutko.
Tuż po przyjeździe Fr. dopadł konkretny katar,  który przeszedł na młodszego i aktualnie on ma fąfle po pas. Fr. już lepiej, ale cała rodzina rozczulała się nad nim, jakby miał co najmniej gruźlicę. A dziecko po prostu kaszlało sobie, bo spływała mu wydzielina z nosa. Chwała Panu, że ma rodzeństwo - w przeciwnym razie miałby naprawdę przekichane. Na każde jego pierdnięcie rodzina reaguje zachwytem. A tak ten zachwyt rozkłada się na dwoje - zawsze coś. Młody nauczył się kombinować i brać ludzi na litość (Fr: Prababcia... a ja mam kaszelek. Prababcia: Ojej, ojej, biedny ty itp.). Przydałaby im się pewnie siostra, a może nawet i brat, ale nie mam siły. Fizycznie to może jeszcze bym miała, ale psychicznie - nie. Zawsze jestem ta najgorsza, winna katarom, zimnym rączkom itp. Dziękuję, postoję. Może kiedyś jeszcze, może...

Dzieci zasypane prezentami od Zająca. Całą szafa zapchana słodyczami - co my z nimi zrobimy??? Mam niecny plan przekazania części tychże chorej na ospę sąsiadeczce.

Fr. dostał się od września do państwowej zerówki. Do nas będzie należeć decyzja, czy do niej pójdzie czy zostanie tam, gdzie jest. Plusy dodatnie, plusy ujemne. Trzeba to wszystko zważyć na szali, a póki co umowę z państwowym podpisać. Zaraz, halo, już zerówka??? Przecież dopiero co mi go z brzucha wyjęli, rączkę do mojej twarzy dali przytulić. 4440 i nie mam co do niego żadnych zastrzeżeń - nigdy tego nie zapomnę. Póki co śpimy sobie razem i tulę go mocno na dobranoc. Szkoda, że nie da się choć na krótko zatrzymać czasu. Powiedzieć światu choć na moment: STOP. Albo cofnąć czas i zagarnąć go z powrotem do brzucha wielkiego, poczuć jak się przeciąga i kopie. Do cyca przytulić. W rożek zawinąć. Uczyć świat poznawać, mieć znów na wszystko czas:) A ta kudłata głowa kochana coraz jest większa i wciąż tak samo urocza.

Za to młodszy nam się rozgadał: Gosia, tutaj, mama, tata, ocham (kocham), mynia mynia (smok lub jedzenie), pycia pycia (picie), ato bryń bryń, koć (kot), khhhhh (kura i jej podobne), pisu (długopis) i całkiem sporo innych słów, których teraz nie pomnę. Kompaj i Ciompaj to też dwa ulubione jego powiedzonka. Wymuszacz jest mały, kaskader i akrobata, włazi wszędzie i drze się o byle co. Miłośnik mleka i przytulak przekochany. Kilka razy dziennie wisi na mnie. Nie umiałabym go oddać do żłobka. Najcudniejszy fragment dnia to ten, gdy M. idzie "aa", czyli spaty. Kładziemy się razem, rolety na dół, piżamka na tyłek, nakrywamy się ciepłą kołdrą i "aa". Młody obejmuje mnie za szyję, sapie i po chwili zasypia. Uwielbiam ten moment ufnego wtulenia w mamę i gdy mogę, to też kimam choć parę minut z nim, bo błogo jest niesamowicie. Uwielbiam moje dzieciaki!!!

No a starszy czyta i to coraz bardziej skomplikowane wyrazy. U pradziadków przeczytał na kalendarzu "Zakład Kominiarski, Jan Iksiński". Pięknie radzi sobie z literami, a jego wiedza z obszaru angielskiego słownictwa obejmuje w tej chwili z powodzeniem zakres słów, które podstawa programowa przewiduje dla ucznia, który kończy klasę 3. Jest pod tym względem pięknie, tylko jak tego nie zaprzepaścić? Trudne decyzje przed nami.
Dziś zrobiłam przecudną pastę kanapkową z zielonej soczewicy. Składniki na oko:

1 szklanka soczewicy, ugotować, po czym dodać w dowolnych ilościach: masło, oliwę, cząber, majeranek, sól, pieprz, słodką paprykę, czosnek (skończył mi się świeży, więc dałam w proszku), ziarna słonecznika (uprzednio namoczyłam, ale pewnie nie trza). Wyszła poezja smaku. Idealnie wkomponowała się odrobina oleju kokosowego - taka kokosowa nutka. Pycha!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz