czwartek, 25 czerwca 2015

dylemat

Wena mnie porzuciła i znów na blogu milcząco, a przecież dzieje się, dzieje.

Powoli kończę przygodę z lekcjami angielskiego na ten rok szkolny. Ciut smutno, ale potrzebujemy też tej przerwy. Lata, lata nam trzeba, a tymczasem od ponad tygodnia jest paskudnie, deszczowo, zimno i wietrznie. Już od kilku rodzinek wypłynęła propozycja kontynuowania współpracy w przyszłym roku, co jest miłe i cieszy.

Trwają intensywne eksperymenty kulinarne z botwiną w roli głównej - sosy i zupy. Mniam!!! Dziś na obiad wiejska kapustka z koperkiem i piure z ciecierzycy, a na pierwsze danie zupa z botwiny właśnie.

Póki co zmagamy się z dylematem, czy posłać Fr. do państwowej zerówki od września. Dostał się do beznadziejnej grupy - wymieszane są w niej pięciolatki, czterolatki i trzylatki - małe smerfy, które dopiero zaczynają przedszkole. Beznadziejna polityka, którą jestem bardzo rozczarowana. Tylko pani mi odpowiada, ale co z tego? Jak ona jedna ma zamiar ogarnąć taką grupę? Straszny wrzesień, kiedy maluchy sikają pod siebie i ciągle ryczą - nie mogę o tym myśleć, jak on się w tym wszystkim odnajdzie. Prześladuje mnie myśl, że moje dziecko z pewnością się uwsteczni - co do tego nie ma wątpliwości. Pieniądze dziś są, jutro ich nie ma, pojutrze znów są. Mają to do siebie, że da się je zarobić. A dziecko jest dzieckiem tylko raz w życiu i critical period też jest tylko raz. Już nigdy jego mózg nie będzie tak podatny na akwizycję języka, jak teraz. Nigdy też nie będzie tak jak teraz wrzucony w English speaking environment. Dodajmy do tego jego zdolności językowe. Dodajmy wsparcie w nauce języka, jakie otrzymuje w domu. Wiem, że jak pójdzie do szkoły, to i tak się uwsteczni - jak to w ogóle brzmi? Ale to prawda. Mimo to wierzę, że to gdzieś w nim zostanie. Coraz bardziej skłaniam się ku pozostawieniu go tam, gdzie jest. Na prywatną podstawówkę nie będzie nas stać, więc może darujemy mu chociaż to przedszkole jak prezent na dobry życiowy start językowy? Na studiach dużo mieliśmy metodyki nauczania języka angielskiego i wiem, że tu i teraz jest najlepszy moment, by się uczył. Jak słyszę teksty w stylu "nie zapisaliśmy go na angielski, bo przecież on jeszcze dobrze po polsku nie umie mówić" to się trochę uśmiecham w duchu.

Ktoś może powie, że jesteśmy głupi. To kwestia priorytetów. Nie zależy mi na leżeniu przez tydzień plackiem na Teneryfie i pokazywanie tego na fejsbuniu wszystkim znajomym. Hłe hłe.

Dylemat

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz