piątek, 7 października 2016

jesiennie



Minął pierwszy miesiąc prowadzenia mojej działalności.
Nie jest źle, nie jest źle.
Zarobek całkiem przyzwoity.
Zbiegło się to wszystko z ospą dzieciaczków, więc nie było lekko, ale daliśmy radę.
Po tym wszystkim rozłożyłam się ja i zeszły weekend przeleżałam. Nadal zresztą trwam niewyleczona. Właśnie robię sobie w kuchni domową inhalację. Zamierzam posiedzieć z nakrytą ręcznikiem głową nad garnkiem pełnym parującego naparu z szałwi, tymianku i mięty. Oby pomogło, bo mam już dość. Do tego popijam od dziś syrop z cebuli i imbiru. Syropy z szafy pokończyły się i stawiam na naturalne sposoby.

Prowadzenie działalności jest całkiem przyjemne, a najlepszym jej aspektem jest niewątpliwie niezależność i brak szefa. Dobra jest świadomość, że ja u nikogo nie pracuję. Ja jedynie z różnymi instytucjami czy osobami współpracuję, ale szefem swoim jestem sama.

Nie mam już jednak ubezpieczenia grupowego i dziś podpisałam deklarację płacenia polisy. Polisa będzie emerytalna i na życie. Kolejny wydatek, a jednak zapewnia jako taki spokój wewnętrzny.

Przy etacie miła jest świadomość, że w razie choroby można iść na L4. Tutaj mam L4, ale tak beznadziejnie płatne, że aż strach. Aż prawie się nie opłaca go brać...

Mój Ukochany bardzo mi pomaga. Bez niego chyba nie wkręciłabym się w to wszystko. Pomaga od strony prawnej, dzwoni, pyta, uczy mnie księgować i wystawiać faktury. Niezmiernie kochany jest.

Dziś, gdy z doradcami z firmy ubezpieczeniowej rozmawialiśmy prawie przez dwie godziny, dzieci były idealne. Cichutko bawiły się u siebie i oglądały bajki. Kochane nasze Słoneczka. Udało też nam się trafić dzisiaj z nimi do pani fryzjerki i są pięknie wystrzyżeni.

Inhalacja już gotowa. Zaraz po niej idę spać - to mój piątkowy prezent dla samej siebie. Jutro po miesięcznej nieobecności ruszamy na wieś.

Jesiennie już - dziś był pierwszy przymrozek i rano skrobałam auto...

Dzieci chwilowo zdrowe. Karmię ich tranem i immunotrofiną. Niech stan ten trwa...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz