poniedziałek, 10 października 2016

na gorącym uczynku


Na weekend byliśmy na wsi i był to miły czas, mimo że w mojej rodzinie trwają niezbyt miłe przetasowania. Konflikty są tuż obok, ale na szczęście tym razem omijają moją skromną osobę. Patrząc na wszystko to niejako z boku, po raz kolejny uświadomiłam sobie, jak wielkie mam szczęście, mając u swego boku wspaniałego i odpowiedzialnego mężczyznę, a do tego dwójkę małych-wielkich Słoneczek. Każdy dzień jest darem, którym powinniśmy się cieszyć. Banalne, a jednak prawdziwe.

W sobotę zaczęłam brać biseptol, bo czułam się naprawdę beznadziejnie. Kaszel, który nie chciał minąć, no i zawalone zatoki. Do tego całą sobotę było mi zimno, a na wieczór wyskoczyła mi opryszczka - tradycyjny znak, że człek przemęczony i wyziębiony. Muszę, koniecznie muszę zacząć uprawiać jakiś sport, bo bez tego moja odporność nigdy się nie poprawi. Praktycznie miesiąc w miesiąc jestem chora

Dziś i jutro stacjonuję w łóżku i nie chodzę do pracy. Nie wiem jeszcze, co ze środą, ale możliwe, że też odpuszczę, choć środa to dzień dla mnie wyjątkowo lukratywny, bo jeżdżę wtedy do przedszkola do Poznania, w którym dostaję bardzo dobre pieniążki. A nic tak nie daje satysfakcji z pracy, jak dobry zarobek :)))

Postanowiłam pisać tutaj częściej, choć kilka zdań. Wszystko znika w mroku niepamięci. Moje dziecko starsze ma prawie 6 lat! Czas tak szybko leci, a my zapominamy wszystko. To, co zanotuję tutaj, zostaje. Uwiecznione. Czas złapany na gorącym uczynku.

Dziś F. po 3 tygodniach nieobecności wrócił na basen. Boi się zamaczania głowy, ale odważnie stawia czoła swoim lękom. Dzielny mały wojownik! Gdy był z tatą na basenie, ja siedziałam w domku z M. i trochę kolorowaliśmy. W pewnym momencie M. mówi: Narysuję ci miłość, żeby nie miałaś chore gardło. :))))))))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz