środa, 23 listopada 2016

6 lat!

Wczoraj zawieźliśmy do przedszkola całe pudełko babeczek.
Mój starszy synek skończył 6 lat.

Oznacza to, że z pewnością już od 6 lat, z mniejszymi i większymi przerwami - bloguję:)
Oznacza to, że muszę mieć prawie 34 lata, skoro urodziłam go, gdy miałam prawie 28.
Oznacza to, że mam całkiem sporego chłopca w domu, a właściwie to dwóch chłopców.
Oznacza to, że czas bynajmniej nie stoi w miejscu i choć czuję się wciąż tak bardzo lekko i młodo, to jednak już najmłodsza nie jestem.
Oznacza to, że dziecko moje jest już prawie szkolniakiem, a przecież niedawno jeszcze był przyssany do mojego cycka i nie odstępował mnie na krok.

Jest przesłodki i kochany.
Gra w Scrabble dla dorosłych i czasami nas ogrywa.
Rysuje mi laurki pełne serduszek i opowiada, jak bardzo nas kocha.
Potrafi mówić o swoich emocjach - tych pozytywnych i tych negatywnych i uważam ten akurat fakt za nasz rodzicielski sukces.
Ma wyjątkowe zdolności językowe i myślę też, że ma zdolności muzyczne.
Uwielbia zajęcia na basenie.
Kocha rower, planszówki i książki.
Lubi rysować, pisać swoje historyjki, ogólnie - tworzyć.
Lubi zasypiać z którymś z rodziców - tak jest od zawsze i pewnie jeszcze jakiś czas tak będzie, bo nie umiemy mu tego odmówić. Czasami, gdy czas nas goni, zasypia sam przy uchylonych drzwiach.
Bywa fochowaty i obrażalski, ale wiele można z nim wynegocjować i wiele da sobie wytłumaczyć.
I co najważniejsze - od momentu, gdy przeszedł ospę we wrześniu, jest zdrowy. Odpukać. Nie choruje już tak bardzo w tym roku - może dlatego, że już swoje przechorował? Niezwykle mnie to cieszy, bo mam wciąż w pamięci szpitalny koszmar minionej jesieni.

A ja?
Zachwycam się tymi moimi chłopakami i dziękuję Bogu za to, że ich mam, za to że są. Każdy rzut oka na fejsbukowe prośby o wsparcie chorych dzieci daje mi kopa w tyłek i energię do działania.
Zachwycam się tym, że jest obok mój Mąż - najwspanialszy facet, jakiego mogłam sobie wymarzyć na życiowego partnera.
Cieszę się z tego, że mogę pracować i że ta praca daje mi satysfakcję i radość.
Raz w tygodniu chodzę na kije ze starą przyjaciółą z podstawówki. Dziś zrobiłyśmy ponad 4 km! Wieczorami ledwo żyję ze zmęczenia i to jest kolejny sygnał, że latka lecą. Potrzebuję więcej snu niż kiedyś, a wieczorami padam na twarz.
Wrzask moich dzieci po południu i wieczorem doprowadza mnie do szału. Bywam niemiła, ale cóż. Nie ogarniam mojej chaty i mam w niej permanentny bałagan, choć szczerze bałaganu nie znoszę.

Trudny to dla mnie czas, bo mentalnie powoli, stopniowo i bez pośpiechu żegnam się z moim Mistrzem.
Słucham L.C. gdzie się da, ale potrzebuję takiego oczyszczenia.
Powoli wyjaśniam sobie jego odchodzenie, oswajam je.
Jest ciężko, ale przynajmniej już nie chlipię po kątach. Chociaż tyle.
Jestem rozdarta, choć wiem, że miał dobrą śmierć.
Że miał ciekawe i pełne twórczych osiągnięć życie.
Że dożył starości, w otoczeniu dzieci i wnuków.
Że się spełnił.
Że był pięknym człowiekiem i uratował wiele, wiele dusz.
Że zapalił tysiące świateł i dlatego jego światło nigdy nie zgaśnie.
Potrzebuję na to czasu.

1 komentarz:

  1. Ciekawa jestem jaki prezent dostał solenizant :) jestem na etapie poszukiwania zabawki dla dzieci od 5 lat, dlatego tak podpytuję, co się sprawdziło.

    OdpowiedzUsuń