piątek, 23 czerwca 2017

tadam, koniec roku szkolnego


Scena z dzisiejszego wieczoru, którą szybko zapisuję, póki mam ją przed oczami:

M. liczy nogi gąsienicy w książce: jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć...
Mama: Could you count in English?
M: One, two, three, four, five, six...
Mama: Could you count in Spanish?
M: One, two, three...
Mama: No, M., in Spanish: uno...?
M: (uśmiechnięty) Uno, dos, tres, cuatro, cinco!

Zakończył nam się rok szkolny. Mam mnóstwo całe kwiateczków, kwiatków, kwiatów. W całym pokoju unosi się ich zapach. Piękne są.

Wieczorami jestem bardzo zmęczona. Mam wrażenie, że z każdym rokiem bardziej zmęczona. Od rana jeszcze jakoś funkcjonuję, ale wieczory są kiepskie.

Dzieci są bardzo energetyczne, często rozkrzyczane i często też bardzo, bardzo kochane. M. pięknie mówi, powoli wychodzi z seplenienie (już nie cemu, a czemu, już nie ctely, a cztely itd.). A F. coraz bardziej samodzielny, sam już wyciera sobie tyłsona i sam bierze prysznic. Ale myślenie też ma już bardzo samodzielne, wybija się na niepodległość, często gęsto dyskutuje bez sensu i w przedszkolu też daje czadu - ciocia się na niego skarży ostatnio...

A ja mam bezustanne wychowawcze dylematy i widzę, że im dalej w las, tym więcej drzew... Że sił mi nie przybywa, a coraz więcej wyzwań przede mną. Że spraw jest do ogarnięcia tyle, a znikąd pomocy.

Jutro przyjedzie moja przyjaciółka z mężem. Mam nadzieję na owocną i wzmacniającą pogawędkę. Przyszły tydzień mam już luźniejszy.
1. Posprzątam w szafach.
2. Spiszę co najważniejsze rzeczy z tego roku do mego megaavansu zawodowego.
3. Posprzątam i posegreguję materiały.
i jeszcze parę innych ciekawych rzeczy zrobię.

F. jest z tatą nad rzeką na puszczaniu wianków, M. śpi, a ja zaraz pakuję się do wyrka.
Od poniedziałku - upały! :)))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz