czwartek, 2 sierpnia 2018

sierpniowo i upalnie, przedweselnie i przedwyjazdowo

Zaczął się sierpień i choć trudno w to uwierzyć - jestem sama w domu. F. pojechał wczoraj do dziadków. M. od wczoraj wrócił do przedszkola. A ja mam wiele tzw. "tudusów" na mojej liście, ale postawiłam też sobie za cel sklecić dziś post na moim starym i zaniedbanym blożku.

Trwają upały i to już od maja! Temperatura w tym tygodniu każdego dnia sięga 30 stopni, a w domu "zaledwie" 27. W dużym pokoju mam całkowicie spuszczone rolety i siedzę przy zapalonym świetle. Przyjęłam strategię nieotwierania okien. To lato oddaje nam z nawiązką paskudną zeszłoroczną pogodę o tej porze :)

Co u nas?
Dzieci nam rosną. M. za miesiąc skończy 5 lat, a F. w listopadzie aż 8. Dzięki Bogu są zdrowi i radośni. My jesteśmy za to coraz starsi. Ja w grudniu skończę 36. P. w lutym 34. Ja mam coraz więcej siwych włosów, zwłaszcza w grzywce (wczoraj fryzjerka trochę mi je powycinała), a P. siwieją włosy na klacie :P  Uporczywie odwlekam moment ponownego rozpoczęcia procederu farbowania włosów, bo wiem, że jak już w to wdepnę, to nie ma zmiłuj przez resztę życia. Czeka mnie to nieuchronnie i wiem o tym. Pewnie na powrót stanę się blondyną:) Ale włosy to pal sześć, byle zdrowie było. Problemów z ręką prawie się wyzbyłam, teraz boli mnie kolanko, no i tradycyjne problemy z plecami. Ale nie mam ochoty o tym pisać.

Marzy mi się jeszcze powiększenie rodziny, ale przydałoby się też powiększyć przestrzeń życiową. Na naszych prawie 60 metrach my się nie mieścimy! Przytłaczają nas: ciuchy do wyprasowania (w ten upał nikomu się nie chce, a poza tym nie mamy czasu), biblioteka (o tendencjach rozrostowych - wciąż lubimy kupować książki i co ja na to poradzę), gry planszowe itp. W roku szkolnym wszędzie panoszą się też moje materiały, co jest solą w oku męża mego i wcale mu się nie dziwię. Czas powitać minimalizm życiowy - tylko jak??? Skoro wszystkiego żal mi wyrzucić...

Często gęsto nawiedza mnie myśl, że nasza rodzina jest jeszcze niekompletna, że brakuje jeszcze Marcjanny / Ignacego. Ale często też myślę, że na kolejne nieprzespane noce nie mam siły. Jeszcze rok poczekamy na pewno. M. wciąż jest mamusiowaty bardzo i wciąż wymagający. Mnie zbyt często biorą nerwy i zastanawiam się, gdzie jest ta mama małego F. sprzed sześciu lat, która była oceanem cierpliwości? Otóż jej nie ma. Łatwo jest dawać rady innym i łatwo jest być cierpliwym, gdy ma się jedno niewymagające dziecko. Dużo trudniej jest wychowywać dwóch chłopców o wybitnie różnych temperamentach, który bardzo się kochają, a jeszcze bardziej nie znoszą w wielu momentach dnia. Coraz częściej myślę o sobie niestety, jak o matce wybrakowanej życiowo - nie miałam rodzeństwa i nie potrafię znieść ich ciągłych słownych i nie tylko słownych utarczek, bójek, szarpanin i wrzasków. Wiem, że to normalne, że każde rodzeństwo się kłóci, szarpie, nawzajem tępi. A jednak gdzieś w głębi chciałabym, aby było idealnie. To mi niedawno powiedziała teściowa i ona ma rację. Że chcę być idealną mamą, córką i wnuczką, a tak się nie da. Potrzebna mi terapia, tylko kiedy mam ją wcisnąć i za co?

F. określa się jako pesymista. Choć ganię go za to, sama gdzieś tam w głębi duszy trochę pesymistką jestem, choć na co dzień staram się dostrzegać jasne strony życia. Przeszkadza mi w tym permanentne zmęczenie. Ale teraz odsapnę - do końca tygodnia i w przyszłym. Ku niezrozumieniu rodziny (wyłączam z tego mojego męża) potrzebuję najzwyczajniej w świecie pobyć sama, w ciszy i spokoju. Kocham moich chłopców nad życie, ale aby zachować emocjonalną (tak!) równowagę, potrzebuję odrobiny samotności, CISZY, momentu z książką czy też najzwyczajniej - przy komputerze, jak teraz - chwili na uporządkowanie rzeczywistości, także tej wirtualnej. Nie wymagam od innych, by to rozumieli, ale chcę by tę potrzebę uszanowali. Tylko tyle. Tak więc dziś i jutro to czas dla mnie. Dzisiaj ma do nas wpaść koleżanka ze studiów - nie widzieliśmy się małe 8 lat! Ostatnio odwiedziła nas, gdy F. był w moim brzuchu. Mam nadzieję, że spotkanie aktualne, choć nie jestem pewna - nie mam od niej odzewu. Jutro wieczorem jadę do kochanej mojej R. - zrobi mi brewki i może pazury. Wczoraj nareszcie byłam u fryzjera - podcięłam grzywkę i trochę włosy "z długości". W sobotę śmigam na wieczór panieński drogiej M., a już za dwa tygodnie na jej wesele z M.! Nie mogę doczekać się imprezy. Zaraz potem wyjeżdżamy na tydzień nad morze - hurrrra. Can't wait. No a potem kierat pracy, której już odrobinę mi brakuje (czy jestem nienormalna?) :)

Czerwiec był dla nas trudny. Ja osobiście jechałam na oparach energetycznych. Festyny, dni rodziny, turniej, który organizowałam, oceny końcowe itede, itepe. Wszystko dawało radość, ale było też męczące, zwłaszcza, że już wtedy trwały upały. Do tego perspektywa niepłatnego dwumiesięcznego urlopu nie napawała mnie optymizmem. Do tego perspektywa wyjazdu z moimi chłopcami na wieś, gdzie moje samopoczucie nie będzie zwyżkować - wszystko to mnie dołowało. Pierwsze dwa tygodnie lipca faktycznie spędziłam z chłopakami na wsi. Potem wróciłam do siebie na tydzień. Potem P. miał tydzień urlopu. Teraz M. wrócił do przedszkola, a F. wczoraj wyjechał na wieś.

Mnie dziś czeka jeszcze wyjście na dwór w ten skwar - muszę zanieść sukienkę weselną do pogotowia krawieckiego - trzeba ją wszyć pod pachami. Póki co jeszcze nie bardzo wiem, gdzie ją zanieść :) Teraz kilka zdjęć. Na początek moje zaprawy. Będąc w zeszłym tygodniu na wsi, zrobiłam 22 słoiki kompotu z papierówek i jeden słoik musu. Mamy klęskę urodzaju. Dziadkowie byli w górach, a my przez dwa dni pilnowaliśmy chaty, naprawialiśmy dach na kurniku pradziadków (dzielny mąż!), zapawialiśmy (dzielna ja), nocowaliśmy w namiocie (dzielni chłopacy). Oto część mych zapraw in statu nascendi:
Oto zakiszone przeze mnie papierówki (!) i buraki w zalewie korzennej:

Oto zrobione wczoraj przeze mnie i F. owoce w galaretce krystalicznej. F. poznał długą drogę, jaką przebyć musi galaretka, nim stanie się zakrzepniętym tworem, otulającym owoce i gotowym do zjedzenia:
Oto wreszcie fryzura, którą planuję na wesele M. Suknia ma gołe plecy, więc fryz ma być skromny. Bo ja w ogóle skromna dziewczyna jestem i nie lubię ekstrawagancyi:

Teraz kolejne przedsięwzięcia będę wdrażać, ale dumnam wielce, że dałam radę coś sklecić - kolejny list z przeszłości, który kiedyś przeczytam :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz