sobota, 23 listopada 2019

wieczornie i szczerze

Jak ja żałuję, że tak rzadko siadam do pisania... Żal mi bardzo tego dawnego blogowania, ale jak pisała Malgorzata Musierowicz - życie zawsze okazuje się ważniejsze...

Mamy więc listopad - najbardziej znielubiony przeze mnie miesiąc. Miłym w nim akcentem są urodziny mojego starszaka, który skończył 9 lat. Tak trudno w to uwierzyć. If I could turn back the hand of time... no właśnie, co jeśli mogłabym cofnąć czas? Cieszę się, że jesteśmy w tym momencie, w którym jesteśmy - macierzyństwo jest wciąż dla mnie niezłą przygodą, energogennym wyzwaniem, choć faktycznie lekko czasami nie jest - spiąć codzienność. Może gdybym cofnęła czas, bardziej cieszyłabym się z tych uroczych chwil, gdy byli mali. Notowałabym więcej, więcej o nich pisała. Choć pisałam całkiem sporo... tęsknię czasami za tymi chwilami.

Jacy są? Z pewnością są inni, niż my byliśmy jako dzieci. Zwłaszcza u F. rysują się cechy charakteru niełatwe czasami dla nas, rodziców, ale pozwalające wróżyć, ze wyrośnie kiedyś na silnego, asertywnego, podążającego własną ścieżką i samodzielnie myślącego człowieka. Oby tak było. Lubi czytać i jest indywidualistą. Zaskakuje niejednokrotnie dojrzałością swoich przemyśleń, samoświadomością i umiejętnością mówienia o emocjach.

Młodszy za to wyrósł z wczesnodziecięcych histerii i stał się łatwiejszy "w obsłudze" - chwała Panu za to. Aktualnie uczęszcza do przedszkolnej zerówki, ćwiczy pisanie literek, czyta ładnie, składając wyrazy w całość. Trzymają sztamę jako bracia, ale też oczywiście tłuką się i kłócą. Wczoraj M. kołysał się na krześle, po czym przewrócił się na nim i upadł na tyłek. Chodzi od wczoraj po domu, trzyma się po raz za tył i biadoli: Oj, moja kość krzyżowa... :)

Ja jestem aktualnie na zwolnieniu i dużo odpoczywam. Dzisiaj akurat P. pracuje i wróci dopiero jutro (nowy w tym roku aspekt naszego życia) i trochę się obawiałam naszego wspólnego popołudnia, bo chłopcy czasami gdy są razem, są nie do ujechania. Tymczasem urocze te istoty zamknęły się w pokoju i gdy matka zasnęła, oni najpierw pięknie się bawili, a potem wysprzątali swój pokój. Nawet po cichu zabrali odkurzacz z dużego pokoju i odkurzyli u siebie dywan i podłogę. Uroczy etap, gdy są już "odchowani" i potrafią dać mi czas dla siebie. Wyjątkowo sprawie przebiegła reszta naszego wieczoru. Zrobiłam F. dyktando, potem bajki, kolacja, pobawili się wspólnie i o 21:00 zgasło światło. A ja zasiadłam tutaj... :)

Obserwując ich często, jak współdziałają, dochodzę do smutnego wniosku, jak wiele straciłam jako dziecko. Patrząc dziś z perspektywy baby 37-letniej, często uderza mnie, jak samotna byłam. Towarzyszyło mi często poczucie wewnętrznej beznadziei. Nosiłam w sercu smutne, prawdziwe przekonanie, że nigdy nie będę mieć rodzeństwa. Wiedziałam to, zawsze czułam. Do dziś płacę za tamte decyzje moich rodziców i płacić będę do końca życia. Ciężko się spłaca czyjeś długi. Jednocześnie zawsze czułam też, jakie konkretne oczekiwania na mnie spoczywają i jaką cenę płaci się za wyłamywanie się. Do dziś w tym tkwię. To takie moje traumy, wciąż nieprzepracowane. Może kiedyś?

P. wróci jutro. Od stycznia pracuje z domu i to jest po prostu piękne. Więc ostatnie dwa dni spędziliśmy razem - on przy komputerze, ja w wyrku, rozmawiając raz po raz, wymieniając opinie, komentarze. Dobrze nam było, cudownie nawet. Ja - gwoli ścisłości - przez większość czasu byłam podpięta do youtube, oglądając wywiady i rozmowy z J.P. oraz L.C.... Potrzebowałam tego. Czytałam też książkę i było mi dobrze.

Coraz częściej kołacze nam się po głowie pomysł z powiększeniem naszej rodziny. Nie byłoby to łatwe przedsięwzięcie - jesteśmy wiecznie skazani na siebie. Ostatnio dziadkowie wzięli obu chłopaków na weekend, bo P. pracował, a ja byłam na konferencji. Zdaje się, że dziadkom nie było łatwo, a F. wrócił średnio zadowolony - nie lubi jak ktoś (babcia) rządzi nim i krzyczy. Yeah...

Zatem - jeśli rzucimy się na to przedsięwzięcie, nie będzie łatwo - zwłaszcza mi, bądźmy szczerzy. Znów ciąża, poród, połóg, cycek, nieprzespane noce. Znów oczekiwania rodziny, dlaczego zimne ręce, dlaczego wciąż na cycku, dlaczego tak rzadko przyjeżdżacie, dlaczego nie ma poduszki w wózku, dlaczego tak długo zbierasz się do spaceru, dlaczego w nocy nie śpi hahaha. Wyjazdy do dziadków kosztowały mnie zawsze sporo - zwłaszcza wyjazdy na święta. Czy chcę się w to ponownie ładować? Jednocześnie jednak czuję, że potrzebuję w życiu jakiej zmiany and I feel deep inside that change is to come. Zawodowo czuję się ostatnio fatalnie - przeciążona, przepracowana, przebodźcowana. Potrzebuję przerwy, aby zastanowić się, co ja naprawdę chcę robić. Czuję, że z mojego obecnego zawodu czas uciekać. Nie chcę już w tym tkwić - ta praca mnie pozbawia sił, radości. Jest parę jej aspektów, które bardzo lubię, ale w bilansie plusów i minusów szala coraz częściej przechyla się na stronę minusów. Jeśli uciekać - to niedługo. Tak czuję i myślę, że nadchodzący rok przyniesie jakieś rozwiązanie.

Marzy mi się dom - coraz częściej. Mam na oku dom - będzie na sprzedaż za jakieś dwa lata. My husband is rather sceptical about this idea. Próbuję go przekonać, aby choć wziął to pod uwagę. Potrzebuję przestrzeni, miejsca. Tu jest nam dobrze, ale może być nam lepiej.

Nadchodzą święta - to będzie trudny dla mnie czas. Nie przepadam za świętami - na pewno już o tym tutaj pisałam. Nie lubię opuszczać domku, spać w nieswoim łóżku, wiecznie połamana i obolała. Próbuję, by the way, odzyskać moją dawną formę i pozbyć się problemów z kręgosłupem i barkiem, które mnie od jakiegoś czasu prześladują. Trafiłam do fajnego miejsca z polecenia i żyję nadzieją, że oprócz kasy wyciągną ze mnie też moje problemy.

Jestem zmęczona dzisiaj. Jeszcze na poniedziałek wezmę zwolnienie. Antybiotyk to jednak osłabia człowieka. Głos już powoli odzyskuję, ale sił jeszcze nie. Dobrej nocy zatem:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz