Za rzadko piszę i wiem to. Czasami sięgam sobie to wcześniejszych postów. Każdy z nich jest na wagę złota, bo opisuje nasze życie z maluszkiem. Tyle rzeczy nam ucieka i tyle zapominamy! Dzisiaj bedzie zatem kronikarsko.
We wtorek wybyliśmy na długi weekend do dziadków. Jeszcze w poniedziałek byłam z małym u pediatry. Osłuchowo był ok i gardło też było czyste, więc pojechaliśmy. Mąż opuścił nas w środę rano i wrócił w piątek, a dziś zlądowaliśmy we trójkę w naszym kochanym mieszkanku. Choróbsko malucha prawie całkowicie zażegnane. Dziecię przebywało po kilka godzin dziennie na dworze, co bardzo dobrze mu robiło. Skończyło się chodzenie spać o 22, bo dziecię zaliczało krótką godzinną drzemkę w spacerówce, a za to ok 20 był już tak padnięty, że odpływał przy cycku. Za to wstawał nasz urwipołeć o 6 lub wcześniej nawet!
Ma nasz urwis niespełna pół roku. Zaczął wchodzić sam po schodach, trzymając się obiema rączkami ściany. Zagląda mi za bluzkę i mówi "Ciciu". Zaczął przesypiać noce, choć nie każdą i nie wiem, jak długo potrwa to szczęście. Ja umęczona trwającymi od półtora roku ("półtorej roku" - jak mówią niektórzy) nocnymi pobudkami nawet nie potrafię docenić tego komfortu. Organizm snu spragniony, gdy wreszcie go dostanie w ilości pożądanej, jest tak oszołomiony, że chciałby go więcej i więcej. Po przespanej nocy jestem czasami bardziej nieprzytomna niż zwykle.
Z dialogów rodzinnych:
Franiu, jak robi kurka?
Koko!
A jak robi krówka?
Muuuuuuuuuuu!
A piesek?
Hof! (z miną groźną i namaszczoną)
A jak robi kotek?
Mijał!
A jak robi konik?
Ija!
A masz na imię Franek?
Mam! :)
Z sytuacji rodzinnych:
Franiu przechodzi obok drapaka dla kotów, stojącego u dziadków na korytarzu i mimochodem komentuje: Mijał!
Chłopczyk staje u pradziadków przed kojcem, w którym pomieszkuje wielce przyjemny pies.
Mama: Franiu, widzisz, piesek.
Franiu: Hof!
U dziadków chłopczyk śpi z mamą na tapczanie, a tata zalega na podłodze, co lubi okrutnie (pozdrawiam Hafiję:). Chłopczyk budzi się rano, wychyla się i patrzy na podłogę, po czym woła: Tita! Tita!
Franiu grzebie łyżeczką w swojej kaszce, wkłada łyżeczkę, a właściwie jej trzonek do buzki i woła: am! (nie uczyliśmy go tego, sam jakoś na to wpadł).
Dziecię ma prawie półtora roku i ma też w wielu sprawach swoje zdanie, które manifestuje obrażonym rykiem, matkę o spazmy przyprawiającym. Zaciskam zęby, staram się przeczekać, przytulam, tłumaczę, że wiem, że rozumiem, że chciał, ale niestety nie może. Nie jestem ideałem, o nie. Zdarza mi się krzyknąć albo zajęczeć pod nosem "Ja pier....". Zdarza się, a co. Zdarza się też brak konsekwencji, gdy na ten przykład, dziecięciu mówię, że nie może tego właśnie, ale ustępuję, bo ryk jest straszliwy. Ważę w głowie ryzyko: lepiej mu pozwolić pod nadzorem czy słuchać wrzasku? Niejednokrotnie wygrywa opcja numer jeden.
Kocham z nim być, kocham poznawać z nim świat. Małe ciepłe rączki obejmujące mnie za szyję - cudo! Mały filozof, z namaszczeniem polewający książkę herbatą z butelki - widok bezcenny. Zaślinione łapki klepiące mamę po buzi. Spokojna buźka przytulona wieczorem do cycusia. Ach:)
Skończyłam czytać "W głębi kontinuum", wkrótce opiszę moje wrażenia. Teraz wieczorami zaczytuję się w "Więź daje siłę", też z wydawnictwa Mamania. Szkoda, wielka szkoda, żem nie trafiła na te lektury zanim moje serce się na tym świecie pojawiło. Uniknęłabym błędów, pewnie popełniłabym inne, wiem, wiem - nikt nie jest ideałem. Pocieszam się, że rodzicem wciąż uczę się być, że i tak nie jest źle, że niedociągnięcia wynagradza mu wieczorny cycek, wspólne spanie, dni spędzane razem i przytulanie.
Mąż przyszedł z kolacją, więc kończę. Dobrej nocy.
Pozdrawiamy także!!! :D
OdpowiedzUsuńNam u dziadków się kiepsko spało... straszna dziura między ścianą, a łożem i musiałam nakombinować się, żeby dzieciak nie spadł...
Pisz częściej!
obie ksiazki sa genialne :-) polecam jeszcze tomasa gordona wychowanie bez porazek!
OdpowiedzUsuń