Dzidziuś-dziuś - mówi mój synek i głaszcze brzuszek albo przytula się do niego. Zaczynamy 12. tydzień i brzuszek już widać - tak, tak, potwierdzam - w drugiej ciąży faktycznie szybciej wyskakuje ta piłka z przodu. Zwłaszcza po całym dniu obżarstwa, a to jest mi nieobce ostatnimi czasy:) Ale jest inaczej niż z Frankiem - wtedy jadłam wszystko łącznie ze słodyczami. Teraz słodycze w ilości naprawdę minimalnej (nie mam na nie ochoty), ogóry kiszone - bardzo często, a o mięsie smażonym typu kotlet w panierce nawet myśleć nie mogę. Ale kabanosy na przykład - z wielką chęcią. Zawęża to mój repertuar obiadowy, ale co zrobić. Ospałość mnie wielka prześladuje i mam szczerą nadzieję, że to minie niedługo.
A nasz synek się pochorował. W sumie to tylko katar, ale i tak znów wiem, co to bezsenne noce. Żal malucha, że tak się męczyć musi, a wydmuchiwać nosa nie umie jeszcze i nie chce dmuchać za Chiny ludowe po prostu. Mieliśmy na weekend wyskoczyć do rodzinki i plany uległy tymczasowemu rozwiązaniu...
Nasze dziecię pojmuje już, że litery tworzą jakąś całość i niosą przesłanie. Franio pokazuje na jakiś napis i pyta: Co to za litelka? Czytamy mu literki po kolei, a on łączy paluszkiem wszystki razem i pyta: Cyli lazem?
Np.:
F: Co to za litelka?
Mama: D - O - M
F: Cyli lazem?
Mama: Czyli razem: dom.
Wychodzą z tego śmieszne sytuacje. Mamy np. taki żółty śrubokręt firmy Torx.
F: Co to za litelka?
Mama: T - O - R - X.
F: Cyli lazem śluboklęt zółty!
F. pokazuje na napis Campus na kurtce taty.
F: Co to za litelka?
Tata: C - A - M - P - U -S.
F: Cyli lazem tatulek!
F. pokazuje na napis Koło na kibelku.
F: Co to za litelka?
Tata: K - O - Ł - O.
F: Cyli lazem ubikacja!
Przekochany jest ten nasz smyk. Gada jak najęty, choć ciągle o sobie mówi w 2. osobie. Ostatnio wymyślił sobie, ze jest Figlusiem. Wyznał pewnego dnia: Jesteś naszym Figlusiem. Musiał sam to wymyślić, bo nikt w rodzinie nie zwracał się do niego w ten sposób. Czasami mówi też: Jesteś nasz uchwyt.:) Bo uchwyt to takie słowo-wytrych. Franiu jak ma na imię twój tata? Uchwyt. A jak ma na imię mama? Uchwyt. A ty jak masz na imię? Uchwyt. (Z wielkim uśmiechem zadowolenia). Ale miała też miejsce taka rozmowa:
Mama: Franiu, a jak ma na imię twój tata?
F (szczerząc się) : Lampa.
Mama: A mama jak ma na imię?
F (wciąż zadowolony): Nawilzac! (chodzi tu o nawilżacz powietrza, który stoi koło łóżka). Ot, takie żarty językowe.
Teraz ja nadrabiam blogowe zaległości, a mąż mój walczy w kuchni, słuchając listy na Trójce. Synek mu asystuje i właśnie przed chwilą wyznał: Jesteś nase słonecko.
Skończyły się dwa niełatwe dla mnie tygodnie - mężuś pracował w godzinach 11-19, czego szczerze nie znoszę. Przed nami cały miesiąc zmiany 9-17, więc nie będzie źle, a po miesiącu - już na stałe - 10:30-18:30. Fatalne i antyrodzinne te jego nowe godziny pracy, ale za to awansował i dostał podwyżkę, a to się liczy! Jestem z niego dumna jak paw, choć zastanawiam się, jak wysiedzę od września w domu z dwójką dzieciątek? Jak już wielokrotnie pisałam, lubię moje życie i to, że jestem w domu, doglądam ogniska domowego i rozwoju mojego malucha. Tylko czasami, bardzo czasami mam dosyć i zazdroszczę P., że wychodzi na osiem godzin, przebywa z ludźmi w wieku powyżej lat 2, ćwiczy na co dzień swój angielski i po prostu wyrywa się z domowych pieleszy. Do tego - zarabia pięniądze, a ja nie zarabiam nic. Dopiero jak on wraca, to ja ruszam na zarobek lekcyjno-korepetycyjny, który ostatnimi czasy nie jest zbyt imponujący. W styczniu sporo musiałam odwołać z powodu choroby, w ostatnim tygodniu też mi część odpadła - ten wyjeżdza, tamta ma operację, tamta ma nocny dyżur albo właśnie jest po nocce, a mi pieniądze przepadają i nie stać mnie na szafkę z Ikei do zabudowy pralki, taką o:
Kosztuje ona ok 280 zł i marzy mi się zabudowa naszej pralki, która stoi w łazience w zgrabnej wnęce i nad pralką jest do zagospodarowania całkiem sporo przyjemnej przestrzeni. Ostatnio w Lidlu pojawiło się coś podobnego w cenie 180 zł.:
Niestety newsletter z Lidla wszedł mi nie wiadomo dlaczego do spamu i szafki były od poniedziałku, a ja ofertę odkryłam dopiero w środę. Wieczorem czem prędzej wyciągnęłam męża do Lidla i oczywiście o szafce mogłam już pomarzyć. Co więcej - dowiedziałam się, że szafki były tylko w poniedziałek i to aż dwie! Naprawdę nie rozumiem, jaki jest sens drukowania tych gazetek promocyjnych z urządzonymi apetycznie łazienkami i zachęcania potencjalnego klienta, skoro na takiego poznańskiego Lidla "rzucili" tylko dwie szafki. Chyba że jest to celowe działanie marketingowe - klient przyjedzie po szafkę, a wyjdzie z całą kupą innego towaru - jak my właśnie. Przyjdzie mi składać na szafkę z Ikei i może dobrze, bo ta przynajmniej jest bardziej pakowna, a w blokowym mieszkaniu - jak nasze - każda zagospodarowana przestrzeń się liczy.
Nasz synek słucha listy z tatą i właśnie powiedział / zanucił: Skyfall...:) A ja zamykam rozważania na dziś i uściskuję moją nową Czytelniczkę:*
O kim mowa na końcu? :)
OdpowiedzUsuńKochana, jak ja Cię w wielu rzeczach rozumiem...
A szafka jeszcze się kupi, zobaczysz!
Uściski dla Was (i Fasolki oczywiście też!):*
szafka naprawdę super! A może na zamówienie da się taką zrobić?
OdpowiedzUsuń