poniedziałek, 4 lutego 2013

zmiany, zmiany...

Długo mnie nie było. Styczeń upłynął pod znakiem choróbska, kiepskiego samopoczucia i powolnego wracania do formy. Nie jest jeszcze szałowo, ale coraz lepiej. Przez ostatni miesiąc miałam komputerowstręt i nie miałam ochoty stukać w klawisze. Ale dziś myślę, że już czas przedstawić Ją? Jego? Oto istotka, którą od kilku tygodni noszę pod sercem.

Półtora tygodnia wstecz dzieciątko miało 24 mm. Teraz ma pewnie ze 4 cm. Wielka radość i wielkie szczęście. Wszystko stało się nadspodziewanie szybko, ale przyznam, że prawie nie zaskoczyło mnie to, jak prędko nowe życie pojawiło się wśród nas. Jesteśmy szczęściarzami, bo marzyliśmy o pojawieniu się nowego członka rodziny - i oto jest w drodze. Miałam mdłości i wnioskowałam, że to pewnie dziewuszka, bo przy pierwszej ciąży tak się nie czułam. Teraz atakuję kiszone ogórki, co zdaniem mojej babuni wskazuje na chłopca. Cóż - pewnie w którymś momencie usg rozwieje te wątpliwości. Miło byłoby mieć dziewuszkę, ale chłopiec też będzie absolutną cudownością. Teraz leci nam 11. tydzień. Powoli mija mi ospałość i liczę, że za dwa tygodnie poczuję się bardziej rześko. A jeszcze lepiej - jak przyjdzie w końcu wiosna, do której bardzo, bardzo już mi tęskno. Dzieciątko przyjdzie na świat pod koniec sierpnia:)

3 komentarze: