Wczorajsze spotkanie ze znajomą, która miesiąc temu straciła męża. Serce walące z nadmiaru empatii i chęci ulżenia jej w bólu. Rozdarcie między potrzebą ubrania w słowa tego, co chciałabym jej powiedzieć i niemożność ubrania myśli w słowa. Bliskość drugiej osoby i tysiące kilometrów dzielące teraz nasze rzeczywistości. Uścisk i słowa, które mogą tak niewiele. Bezsilność wobec tego, co nas spotyka. Ogrom bezsensownej samotności drugiego człowieka. Na nowo obudzone w głowie pytanie: dlaczego? i pragnienie zatracenia się w pewności, że oni spotkają się na nowo.
Ostatnio na nowo zachciało mi się słuchać starych ukochanych przebojów z
pierwszej solowej płyty Anitki...Czy przy tej piosence da się nie ryczeć?
życie bywa trudne, bardzo trudne...myślę, że sama obecność i uścisk też mogą ulżyć, że jest ktoś z nami, choć na chwilę...i masz rację ciężko w takiej sytuacji o odpowiednie słowa, bo czy właściwie są jakieś odpowiednie?
OdpowiedzUsuńKocham Anitę... zawsze jak słucham jej utworów solowych z pierwszej płyty właśnie to zanurzam się w jakiś inny magiczny świat...
OdpowiedzUsuń