środa, 21 grudnia 2016

Święta

Za parę lat zajrzę sobie tutaj może z ciekawości: jak wyglądały Święta parę lat temu? Co czułam i kim byłam? Bo przecież zmieniam się z roku na rok i czuję sama, że nawet od zeszłego roku zmieniłam się - może trochę, a może więcej niż trochę.

Choinka z rolek po papierze toaletowym - taka "eko" - ubrana.
Gryczano-orkiszowe ciasto na pierniki leżakuje w lodówce.
Prezenty mniej więcej kupione, choć u nas to sprawa zawsze drugorzędna.
Praca jest i jest mi w niej dość dobrze.

L.C. nie ma z nami i z tym jest mi źle. Pociesza mnie grupa wsparcia na fb, gdzie piszemy sobie, jak wiele L.C. dla nas znaczył, udostępniamy fotki i dzielimy się całym tym dobrem, które uczynił nam LC.

Psychicznie jest mi różnie, czasami lepiej, a czasami gorzej. Z pewną jasnością dotarły do mnie pewne rzeczy na przestrzeni ostatnich tygodni i dodałam pierwsze noworoczne postanowienie do mojej listy.

Dzieci są kochane, choć wieczorami ja jestem wykończona. Sił mam o o wiele mniej niż dziesięć lat temu. Dobija mnie to. Gdy odchowam dzieciaczki będę już stara - tak ostatnio czuję. Nie lubię wyjeżdżać z domu, ale będzie trzeba - i to na tydzień.

Dziś jasełka przedszkolne i zamierzam się dobrze bawić. Wracam jeszcze na dwie godzinki do pracy, potem odbiera mnie mężu z dzieciaczkami i pędzimy ma jasła. Będzie pięknie i cieszę się na ten czas. Magia.

To ostatni rok F. w przedszkolu i za parę miesięcy ruszy do szkoły. Jest coraz większy, coraz mądrzejszy. A ja coraz częściej - może z powodu zmęczenia, może przez to, że widzę w lustrze, że skóra na twarzy już nie taka sprężysta - odnajduję się po drugiej stronie barykady - tam gdzie zawsze sytuowałam tych starszych od siebie. Źle mi jakoś z tym. A jednocześnie - coraz więcej rzeczy widzę z większą jasnością, z większym dystansem, więcej rozumiem.

W mojej rodzinie trwa procedura rozwodowa i wigilii już pewnie nigdy nie będziemy spędzać w takim gronie jak kiedyś. Rozwodzą się też moi znajomi, którzy wraz z trójką uroczych dzieci byli zawsze dla mnie wzorem rodziny. Więc i tak można - po prostu w pewnym momencie rozmyślić się, odejść, wyprowadzić się i przekreślić wszystko, co się wspólnie zbudowało, obrócić wniwecz wszystkie wspólne plany. Smutne, a to dzieje się obok mnie. Samo życie.

W tym wszystkim jest muzyka Mistrza, która jak nigdy jest jak ukojeniem, balsamem, kontaktem z czymś "wyżej".

Gdzieś tam na serce dnie żyje we mnie pragnienie powiększenia jeszcze naszej rodziny - nie teraz, ale za jakiś czas. Z drugiej strony to taka ulga, że moi chłopacy są już z grubsza odchowani. Odrzuca mnie myśl o tym, że miałabym przechodzić ponownie przez procedurę ciąży i porodu.

Z dnia na dzień coraz bardziej kocham moje dzieci (można bardziej?) i mojego kochanego mężula. Uczę się kochać go inaczej i wciąż jest mi go za mało. Ostatnio jest bardzo zapracowany i żal mi go, ale mam nadzieję, że w Nowym Roku trochę odpocznie. Gdy jest mi źle, myślę o magii, która połączyła nas 11 lat temu - na Święta. Magia Świąt i magia uczucia. Tak miało być.

A teraz muszę zrobić obiad i pędzę do pracy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz