środa, 15 marca 2017

gazetka, łóżko i buty, czyli co się u nas działo

Dni mijają szybko i znowu nie blogowałam czas jakiś.

Po nowym roku spadały na nas infekcje i problemy zdrowotne. Gdy wydawało nam się, że wychodzimy na prostą - dzieci złapały grypę. My - dorośli ostaliśmy się i chwała Panu za to.

Dzieci do stycznia chorowały mało. Po Nowym Roku F. zaczął łapać to i owo, ale ogólnie nie jest źle. Po grypie M. do dziś ma lekki katar. F. od wczoraj pokasłuje i zobaczymy, czy nic się z tego nie wykluje.

M. zrobił się bardzo pocieszny, choć wciąż miewa ataki histeryi. Ale teksty też ma niezłe. Np. wczoraj chciał wyrazić swoją niechęć do taekwondo: Ja nie chcę w ogóle lubić niczego na taekwondo!

Zmiany na lepsze: już nie jestem taka przepracowana, bo nie jeżdżę już do jednego z przedszkoli, w którym miałam zajęcia. Oddałam je koledze po półrocznej przerwie - on wrócił z zagramanicy. Mam też niestety mniej pieniędzy - trudno. Ale i tak uważam, że mam całkiem przyzwoitą pensję. Mój dochód w tej chwili częściowo pochodzi z uczenia angielskiego, a częściowo a zajęć dodatkowych, które prowadzę. Jestem zadowolona, choć oczywiście marzy mi się więcej od września. Wiem już jednak, że nie należy szarżować, że zdrowie jest najważniejsze - niby banał, a jaki prawdziwy. 

Bycie freelancerem to wspaniała sprawa - pod warunkiem, że myśli się zawczasu o wakacjach. Co miesiąc odkładam pewną kwotę i dzięki temu w lipcu i sierpniu wypłacę sobie pensję. Poza tym uwielbiam księgować sobie moje fakturki. Firma generuje też koszty, jak chociażby książki edukacyjne czy gry, no i oczywiście benzyna. Póki jestem na tzw. małym ZUSie, nie jest źle. W szkole, gdzie dorabiam, pracuje mi się naprawdę dobrze. Być może w przyszłym roku uda mi się łapnąć tam więcej godzin. Time shall tell.

Ostatnio odetchnęłam, bo firma męża mego wróciła do P-nia i on między innymi dzięki temu właśnie ma trochę bardziej elastyczny czas pracy. Oznacza to w praktyce, że to on wozi rano dzieci do przedszkola, a ja mogę w spokoju "wyszykować" się do roboty i nie gnam już na łeb, na szyję, nieumalowana, z rozwianym włosem i nerwami w strzępach. Jest dobrze.

F. uczy się grać na klawiszach. Przychodzi do niego pan K., którego polecono nam w Domu Kultury. F. zadowolony wielce i uwielbia te zajęcia. Dziś pan K. właśnie u nas zawita. Dwa tygodnie go u nas nie było - przez choroby jego i naszych dzieci. F. ma też inną nową pasję: pisanie na laptopie w programie Word. Młody siada i kreśli tabelki, robi kalendarze, pisze zestawy słów, pisze z głowy słowa piosenek itd. Mamusiu, czy mogę robić moją pasję???

Zaprenumerowaliśmy "Świerszczyk". Póki co przyszły dopiero 2 numery, ale i tak już wiem, że był to strzał w dziesiątkę. Ja sama mam miłe wspomnienia z dzieciństwa związane właśnie ze "Świerszczykiem". Rodzice kupowali mi tę gazetkę i uwielbiałam go czytać. Teraz wydaje go wydawnictwo Nowa Era. Naprawdę muszę przyznać, że jest to zrobione mądrze i z pomysłem. Wierszyki, opowiadania, zagadki, łamigłówki i krótkie komiksy, a wszystko jest spięte myślą przewodnią danego numeru. Dziecko nasze czytać uwielbia, więc "Świerszczyk" bardzo mu się podoba. Oczywiście cały czas czytamy też wieczorem, bo przecież to rytuał.


W naszym życiu zaszła jeszcze jedna zmiana na lepsze i to zmiana naprawdę epokowa! Kupiliśmy naszym dzieciom łóżko. Jest to łóżko parterowe, którego dół wyjeżdża na noc i śpi na nim drugie dziecko. Na dzień dół wjeżdża pod spód. Ogromnym jego plusem jest to, że nie zajmuje dużo miejsca. Minusem jest to, że nie ma szuflady na kołdrę i trzeba ją gdzieś indziej schować (my upychamy ją na dole dużej szafy na ubrania). Teraz jest tak, jak sobie zawsze marzyłam: dzieci zasypiają razem. Gasimy światło, dostają buziaka, zostawiamy uchylone drzwi i oni zasypiają. A mężu i ja mamy czas dla siebie - coś pięknego! Coś bardzo, bardzo pięknego! Oczywiście raz po raz trzeba w nocy iść do nich, bo M. przez sen marudzi, ale tym zajmuje się mężu i czasami juz tam u chłopaków po prostu zostaje do rana. JA natomiast wróciłam do sypialni i na nowo odkrywam uroki naszego bardzo, bardzo wygodnego materaca.


Pisałam kiedyś, że w mojej rodzinie szykuje się rozwód. Został on już sfinalizowany. Oczywiście ucierpiały na tym nasze rodzinne więzi Na szczęście ja nie zostałam w to zamieszana i stałam gdzieś z boku, a teraz jest już po zawodach i bardzo się cieszę, że nie byłam w to wciągnięta. Pozostał tylko drobny nieistotny szczegół, czyli podział majątku, ale to nie mój problem i nie zamierzam się tym przejmować.

Wszyscy mamy już dosyć zimy. Śniegu było oczywiście mało. Niedługo dzieci w ogóle nie będą wiedziały, co to jest śnieg. Mrozy też nie były jakiś szczególnie ciężkie, ale generalnie mamy dość. U pradziadków za domem wybiły już przebiśniegi!!! To niechybny znak, że wiosna wkrótce zakróluje. 

Jednak na przykład wczoraj rano było minus jeden, więc ja na razie pozostaję przy zimowych butach i zimowej kurtce. Niektóre osoby już wskoczyły w wiosenne kurtki i botki. Apropos butów, wczoraj kupiłam sobie dwie pary - zaszalałam!!!

Uwielbiam kupować buty właśnie tak - ad hoc, bez planu. Nie znoszę natomiast na ostatnią chwilę przewalać sklepowych półek w poszukiwaniu upragnionego rozmiaru 41, wraz z tłumem innych osób, którym niedawno przypomniało się, że nie mają w czym chodzić na wiosnę. Gdybym nie pracowała, nie pozwoliłbym sobie na te butki - wiem to. Nie chodzi o to, że mój mąż wydzielał mi wtedy kasę albo coś w tym stylu. Nie, po prostu żal byłoby mi naszego skromnego domowego budżetu. Dwie stówki dostałam na Dzień Kobiet od mojego chrzestnego, a za drugą parę zapłaciłam sobie sama i czułam się z tym fantastycznie. Kupiłam jedną parę wiosennych prześlicznych kolorowych czółenek, a drugą parę eleganckich sandałów na lato, które w tym roku na pewno mi się przydadzą, bo w mojej pracy kładzie się ostatnio nacisk na elegancki strój.



Nikt nam tego wprost nie mówi, ale wiadomo, ze jeśli wymagamy określonego stroju od dzieciaczków, to sami musimy też tak wyglądać. Dżinsy i swetrzyska niestety odpadają. Przez 5 lat tzw. "siedzenia w domu" nie nazbierałam zbyt wielu ani eleganckich ubrań, ani eleganckich butów. Teraz muszę nadrobić zaległości. Dzisiaj byłam w lumpeksie i zabrałam mojemu mężowi do przymierzenia trzy koszule:) Oto uroki osiedlowego lumpka - można zabrać do domku do przymierzenia i oddać następnego dnia. A koszule eleganckie, tylko czy będą dobre?

Jutro czeka mnie fryzjer! Czas ogarnąć ciut domek, bo niedługo będą chłopaki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz