poniedziałek, 30 kwietnia 2018

zaległości

Wiele wydarzyło się od stycznia, a mi wciąż brakuje czasu, by usiąść do komputera i opisywać rzeczywistość. Teraz mamy już prawie maj. Właściwie rozpoczął nam się majowy weekend - mężu w drugim pokoju pracuje dziś z domu, a ja nadrabiam zaległości w czym się da i mam na dzisiaj całkiem długą listę tzw. tudusów. Hit jest taki, że chłopacy pojechali w sobotę do dziadków i dziadkowie ich tam ogarniają, a mój mąż i ja w sobotę byliśmy ze znajomymi na piwku (ja wino), włóczyliśmy się po mieście jak za studenckich lat i wracaliśmy do domu nocnym autobusem (!). Wczoraj byliśmy na rowerach, potem na lodach, potem w teatrze (!), 
a potem jeszcze na pięknej Mszy św. ze scholą nie-tylko-młodzieżową w centrum Poznania. Dziś wystawiłam faktury, zrobiłam zaległą korektę, wrzuciłam do pralki zimowe kurtki i myślę powoli o obiedzie. 

Kocham moich chłopaków nad życie, ale zdecydowanie za rzadko dziadkowie nas tak odciążają. A nam potrzeba czasu dla siebie też. Rozmowy, wyspania się spokojnego.

Jutro spotykamy się z chłopakami w rodzinnym mieście męża mojego i tam starszy będzie grał w turnieju, a młodszy pojedzie z tatą do babci.

Co u nas? Ja męczę się z bolącą ręką, przeszłam rezonans, na rezonansie wszystko ok. Będę mieć serię zabiegów na NFZ w sierpniu (!), a póki co chodzę prywatnie co tydzień na zabiegi do fizjoterapeuty. Niby jest lepiej, ale czasami nie. Powoli tracę nadzieję, że ktoś mi w końcu pomoże. Może zintensyfikowana seria zabiegów w sierpniu mi pomoże, bo zauważyłam, że po laserze i ultradźwiękach jest mi zdecydowanie lepiej. Lubię moją pracę, choć kokosów nie zarabiam, ale cóż. Mam względna stabilizację i mam nadzieję na umowę o pracę od września. Myślę, że jako pracownik sobie na nią zasłużyłam, jak również na zaufanie pracodawcy.

Mój kochany mąż (jest bardzo kochany i uwielbiam tego faceta) od stycznia prawie zmienił pracę, ale jednak został w swojej starej. Warunki finansowe mu się poprawiły, więc jest ok. Ostatnio mamy finansowe doliny, samochody dały nam popalić, wykładamy kasę za kasą, naprawy, nowe opony, wymiana przepustnicy, na wszystko poszło blisko 2 tys. W dodatku nasze drugie auto praktycznie nadaje się do zezłomowania, nie pali mu jeden cylinder w silniku, ale póki co nie mamy pieniędzy, aby w nie inwestować, wiec póki chodzi, bo chodzi. Przez lato nie potrzebujemy dwóch samochodów, a co będzie jesienią, to się jeszcze zobaczy.

Nasz F. za chwilę skończy pierwszą klasę i jak każdy rodzic zastanawiam się: kiedy to zleciało? Na przestrzeni ostatniego roku bardzo się zmienił, wydoroślał, pod wieloma względami pójście do szkoły dobrze mu zrobiło. Ma wspaniałą wychowawczynię, która bardzo troszczy się o ich rozwój społeczny i emocjonalny. Wszelkie problemy sygnalizuje i omawia z nami-rodzicami. Urządza im fantastyczne wycieczki, dzieci biorą udział w konkursach, naprawdę ich pani bardzo się stara i widać, że ich bardzo kocha. Cieszę się, że F. do niej trafił. Pod wieloma względami szkoła ma też na niego zły wpływ, np. koledzy, od których nauczył się już prawie wszystkich możliwych wulgaryzmów. Dużo o tym rozmawiamy, wałkujemy ten temat. F. jest niezależnym wolnomyślicielem i to bardzo utrudnia negocjowanie z nim wielu spraw, ale mam nadzieję, że pomoże mu w życiu.

Przez cały rok F. uczęszczał na treningi judo i to dało mu siłę i krzepę fizyczną. Chodzi tez na basen, uczy się grać na instrumencie, gra w szachy. Do wszystkich tych aktywności jeszcze we wrześniu pałał mniej więcej takim samym zapałem, teraz jednak na czoło wysunęły się szachy. Z judo najchętniej już by się wypisał, z basenu też, ale przecież nie będę wszystkiego odkręcać i rozwiązywać umów raptem na miesiąc-dwa przed końcem. Trener judo bardzo się dziwi, że Fr. nie chce już chodzić, bo na zajęciach radzi sobie świetnie, ale ja podejrzewam, o co tak naprawdę chodzi: F. przestało chcieć się męczyć, woli już rower i bieganie dookoła placu zabaw bo pogoda wypiękniałą nareszcie i przyszła piękna wiosna. Tłumaczę mu, że aby być lepszym w szachy też musi trenować i te treningi też są męczące. W szachach ma swoje pierwsze sukcesy za sobą, dostał się do finału mistrzostw wielkopolski chłopców w swojej grupie wiekowej - uważam to za duży sukces jak na siedmiolatka. Nadal uwielbia się przytulać. Lubi czytać i to bardzo cieszy, gdy dziecko kocha książki. I uwielbia rower - to też bardzo cieszy. Ma silne barki i figurę za tatusiem :)

Nasz M. jest bardzo kochany, choć pozostał dzieckiem wymagającym i bardzo dociekliwym. Ma wieczne wątpliwości i zadaje wiele, często meczących pytań, choć mam nadzieję, że ta dociekliwość zaprocentuje w przyszłości pędem do wiedzy - mam przynajmniej taką nadzieję :) Przestałem już głodnieć - oto cytat najnowszy z syna naszego. Jest rozśpiewany, muzykalny, widać że ma polot do języków i do śpiewu. Pokochał jeżdżenie na rowerze - póki co jeszcze z tylnymi kółkami. W sobotę przyniósł do domu wielki kamlot i mówi: To jest ozdoba do domu. Dla wszystkich, którzy tu przychodzą. :) Więc zamieszkał z nami ten kamlot, co zrobić:) Mój młodszy syn skończy we wrześniu 5 lat i to mnie szokuje!!! :) 

Czuję się czasami staro, kostium mi się marszczy pod oczami, jak mówiła Gabrysia B., ale czuję się też dobrze we własnej skórze - jak nigdy dotąd. Uroki życia po trzydziestce.

Miesiąc temu odszedł mój sąsiad z lat dziecinnych i kolega. Odszedł w bardzo smutnych okolicznościach, które trudno zaakceptować i przeboleć, zwłaszcza gdy za oknem taka piękna wiosna. Życie jest trudne i pełne smutnych zwrotów akcji. Odchorowałam jego odejście bardzo, teraz jest już ciut lepiej. Nie chcę o tym pisać.

Każdego dnia widzę, że życie jest cudem - to że znaleźliśmy się z P. i trwamy razem już tyle lat. To ze Bóg obdarzył nas dwójką wspaniałych dzieci. To że mamy co jeść i pić, że mamy pracę, choć nie zarabiamy kokosów i nie latamy na zagraniczne wycieczki, często brakuje nam pieniędzy na koniec miesiąca. Największym naszym skarbem są dzieci i dom, który razem tworzymy, dom, w którym się rozmawia, bałagani, czyta, gra w planszówki, czasem krzyczy. Nie szkodzi. Mamy siebie, kochamy się. To są nasze największe wartości i zdobycze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz