wtorek, 10 marca 2015

Łupnęło

Łupnęło mi coś w plechach albo się naciągnęło - nie mam pojęcia. To pewnie od bezustannego noszenia mojego małego ząbkującego Kwękusia (druga czwórka lekko wyczuwalna pod palcem, ale jeszcze się nie przebiła). Dziś mężu musi mnie nasmarować maścią rozgrzewającą.

Nadal jestem pozytywnie nakręcona perspektywą zmiany pracy przez mojego ukochanego.

Cichcem planuję mały wypad nad moooooooorze szumiące w maju i odwiedziny u mojej babuni, której nie widziałam już prawie dwa lata i która nie widziała jeszcze swojego prawnuka M.

Speaking of whom... niestety bierze antybiotyk, biedulek. W piątek odwiedziliśmy lekarza i z racji tego, że smarki zrobiły się zielone a bit, dr zalecił podanie antybiotyku, jeśli znów będzie gorączka wieczorem. Była niestety i podaliśmy. W sobotę nastąpiło totalne osłabienie, młody był dętka i dosłownie zasypiał na rękach (naszych), ale przespał 4 h i było lepiej. Tylko z apetytem gorzej, co u niego jest nowością:) Ale byle do przodu. Teraz mężula mojego gardło boli i mnie też, ale mam nadzieję, że mnie boli od paplania cały dzisiejszy dzień z jedną dobrą duszą, co tu dzisiaj cały dzień spędziła. Oby przestało, bo w sobotę....

Chrzciny małej M! So far kupiłam: białą szatkę, pamiątkę i piękną tytkę na prezent. Do tego akcesoria do tortu z pieluch, który mam zamiar przygotować - pierwszy raz sama. Myślę, że nie wymaga to aż takiego talentu czy inwencji. Nabyłam różne słodkie wstążki i inne ozdobniki, brakuje mi jeno pistoletu na klej, ale mężu obiecał, że mi kupi:) Instruktaże różne w necie są, więc z pewnością dam radę. Zresztą, przyznam, że zawsze uważałam, że się do takich prac nie nadaję, ale kiedy zrobiłam pierwszą w życiu kartkę, odkryłam, że niesamowicie mnie to relaksuje. Tym bardziej cieszy mnie efekt jakiegoś mojego artystycznego działania - bo zawsze wydawało mi się, że nie po drodze mi z tego typu czynnościami. Zresztą, moje dzieło nie musi być perfekcyjne. Za to będzie zrobione przeze mnie i to jest ważne.

Dziś koleżanka pożyczyła mi jogurtownicę i będę robić jogurt! 

Czytam beznamiętnie kiepską książkę - Szalejąc za facetem, czyli 3. część Dziennika Bridget Jones. Takie se...., ale czytam, bo lekkie to i czuję powiew życia z wysp :)

Nadal jestem pod wielkim wrażeniem osobowości genialnego twórcy, jakim jest Leonard. Bezcenny widok: Półtoraroczny M. łażący ze smokiem w buzi i śpiewający "Ajejuja!" :D


Jutro wstaję wcześnie, bo jadę do zdjęcia szwów z pleców. A zatem, czas na kąpu kąpu i masaż:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz