wtorek, 26 kwietnia 2016

dobrze, że się rzekło

Rzekło się słowo i dobrze, że się rzekło, bo po raz kolejny musiałam przekroczyć swoje głupie przyzwyczajenia, strach, stres i nieśmiałość. Spotkanie z przedszkolakami okazało się bardzo przyjemne. Po czasie powiem, że lubię takie wyzwania:)

Młody już czwarty tydzień w przedszkolu i przechodzi, biedaczek, chyba jakiś kryzys od wczoraj, ale damy radę! Chciałam opisywać te jego przedszkolne początki, ale skończyło się na opisaniu zaledwie pierwszego dnia, bo choróbsko mnie dopadło i spędzałam ten pierwszy tydzień na leżeniu z termoforem przy uchu i zakraplaniem tegoż ucha kroplami bez recepty. Ostatecznie skończyło się na antybiotyku niestety. Pogoda nas nie rozpieszcza i niestety ucho znów zaczyna się odzywać, choć nie zapominam rano o czapce. Mam jeszcze dicortineff i zaraz się położę i zakropię sobie ucho...

Początki M. w przedszkolu nie były złe. W pierwszym tygodniu trochę miałczał - potem już było ok. Gdy jechałam na prelekcję do przedszkola, został aż do obiadu i do tej pory na tym obiadku zostaje. Odbieram go o 14. Od wczoraj ma mały kryzys, ale nie będę go odbierać wcześniej i wybijać z rytmu, bo lada dzień dostanę zlecenie z wydawnictwa i będę je dłubać od rana do 14 właśnie.
M. jest pogodny i dzielny. Chętnie siada do obiadku i pono ma niezły apetycik. O wszystko pyta i jest spokojny. Niewątpliwie pomaga mu bardzo obecność F., który jest wspaniałym i opiekuńczym bratem. Jestem z niego bardzo dumna. Pogoda jest koszmarna niestety i znów od wczoraj włączyłam ogrzewanie, bo temperatura spada nam poniżej 20 stopni. W niektóre przedpołudnia chałturzę "w terenie" i to też jest fajne.

Ostatnie tygodnie są też dla mnie intensywne towarzysko i to bardzo mnie cieszy, bo dla mnie spotkania z ludźmi są niezbędne do egzystencji po prostu:) Wczoraj była u mnie nieoceniona wprost persona (Aniu, dziękuję!) z butami dla dzieci, słoiczkami z owocami i garścią niezwykle ciekawych tematów do omówienia. Dziś była u mnie na angielskim D., jutro widzę się z G., pojutrze po południu z A., a wieczorem z H., a w piątek po południu znajomi przywiozą nam zaproszenie na wesele. Do tego jeszcze wizyty z językiem angielskim w domu kilku innych osób i tak ma być - ja żyję!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz