Od poniedziałku jesteśmy w domu. Mężu urlopowany, ale praktycznie każdego dnia pada. We wtorek zlało nas dokumentnie. Staramy się jeździć na małe wyprawy rowerowe między atakami deszczu.
W sobotę byliśmy na weselu cioci K. Była imprezka jak się patrzy. Dzień upalny i duszny, a w nocy burza...
Mamy końcówkę lipca, a jeszcze nie było upałów. Marzy mi się parę cieplutkich dni - z upałem ok 25-30 stopni, z krótkimi spodenkami i grzejącym słońcem. Póki co figa z makiem.
W przyszłym tygodniu dzieci wracają do przedszkola, a F. przez kilka dni będzie chodził na basen - odrabia zajęcia, za które miał zwolnienie lekarskie.