wtorek, 3 stycznia 2012

Dochodzę powoli do siebie...

... po tygodniu spędzonym poza własnym domem. Piszę dziś raczej z obowiązku niż z chęci. Nie chce mi się jakoś wdawać w szczegóły świąteczno-sylwestrowe. Same Święta - OK. Gorzej z czasem poświątecznym - tym do Nowego Roku. Nawet nie chce mi się o tym pisać... zawiodła mnie bliska osoba. Stres, presja psychiczna, postawienie mnie pod przysłowiową ścianą czy też może między młotem a kowadłem, brak względu na moje uczucia, egoizm? Sama nie wiem jak jeszcze to nazwać. Dodatkowo brak męża przy moim boku, bo w tym roku Święta i Nowy Rok pożarły nam weekendy. Było mi obco i źle, męcząco i tęskniąco. Teraz wróciłam do swojego domu i powoli dochodzę do siebie. Echo minionych dni czasami powoduje skręt w żołądku, ale staram się jakoś chwilowo o tym zapomnieć, choć problem nie został rozwiązany, a jedynie zawieszony.

1 komentarz: