piątek, 5 października 2012

McDusia - plasterek na duszę steraną

"Plasterek na duszę steraną" - tak nazwał mój znajomy jej powieści. Czekałam cztery lata na nową i oto ją mamy. Ledwo skończyłam ją czytać, a już zabrałam się do ponownej lektury. Pierwsze czytanie to chłonięcie książki całą sobą, jak zaciąganie się papierosem przez nałogowca. Drugie czytanie odbywa się już na spokojnie - wiem już, co się wydarzy i delektuję się innymi walorami książki. Obracam w głowie ulubione wyrażenia, słowa. Myślę o dawnych dziejach moich bohaterów. Lączę niewidzialnymi nitkami tę kolejną część sagi z pozostałymi.

Za co kocham Musierowicz? Za ten szczególny sposób oglądu świata, za słowa, w które ubiera moje własne wątpliwości, żale i nadzieje. Za to, że dzięki niej wiem, że nie jestem sama w swoim idealistycznym podejściu do świata. Za to, ze jestem z jej książkami - a może one są ze mną - już ponad piętnaście lat. A jednak wciąż zawsze mam ten sam dreszcz emocji nad jej nową powieścią, ten dreszczyk przed poznaniem niewiadomego, to miłe oczekiwanie, że oto nadejdą dwa - góra trzy dni wypełnione cudownym delektowaniem się, nurzaniem w ukochanej tematyce, pękaniem ze śmiechu i ocieraniem łez wzruszenia. Ściskaniem serca tą specyficzną obręczą. Powieści Musierowicz to podobno książki dla młodzieży. Ja widzę to trochę inaczej, bo każdą jej nową powieść głęboko przeżywam, po swojemu, po dorosłemu. A może to znak właśnie geniuszu pisarskiego - że czytać je potrafi z wypiekami na twarzy nastolatka, a dorosły przeczyta to inaczej, coś innego dla siebie znajdzie, inne rzeczy zwrócą jego uwagę, tu i tam ściśnie się serce, bo: inne doświadczenia, inne przemyślenia, inny ogląd świata po prostu.

Wczoraj wróciłam po 22:00 z lekcji angielskiego, a moi chłopcy właśnie zasypiali. Usiadłam w fotelu z książką i czytałam, czytałam, czytałam. Rechotałam jak żaba gdy swoje monologi prowadził Bernard i wyłam jak bóbr, gdy w dal odjeżdżał pociągiem Janusz - człowiek, który nie umiał kochać. Człowiek, który nie umiał kochać i został z pustymi rękoma, choć nie z własnej winy. Nikt tak nie umie pisać o emocjach, ludziach, miłości, odchodzeniu, umieraniu. Nikt tak głęboko nie dotyka mojej duszy jak ona. Nikt tak nie ubiera w słowa mojego żalu, radości, wątpliwości, nadziei. Dzięki niej nie boję się kochać, wierzyć, mieć nadziei, być sobą na przekór światu. Czuję się mentalnie jej córką. Jak pewnie jedna z wielu:)

2 komentarze:

  1. Ja również kocham Musierowicz.Żadna inna twórczość nie przypadła mi do gustu tak bardzo;)Pora wziąć się za McDusię!

    OdpowiedzUsuń
  2. rety, Musierowicz to moje dziecinstwo :-D z zalem stwierdzam ze nie pamietam zadnej z jej ksiazek.. moze powinnam i ja po nia siegnac? :-)
    a przy okazji:
    http://uwolnicmysliniechciane.blogspot.co.uk/2012/10/wyroznienia.html

    OdpowiedzUsuń