sobota, 4 lutego 2012

Nie widać

Wczoraj byli u nas znajomi. Dziecię moje spało po południu ze mną 3 godziny, więc cieszyłam się, że wyspany i zadowolony będzie, gdy się goście zjawią. Goście zjawili się ok godziny 18, a w moje dziecię - zazwyczaj spokojne, kochane, roześmiane, kręcące przez 5 minut kółkiem od ciężarówki albo książeczkę kartkujące i matce towarzystwa dorosłych zażywać pozwalające - stało się nagle marudne, na szyi się wieszające, miałczące i rozmawiać niedające. No cóż, bywa. W końcu to dziecko, ma prawo do gorszego dnia, niekontrolowania swoich emocji, a ci co bywają u nas częściej lub sami dzieci posiadają, wiedzą o co kaman. A jednak...
SCENA 1.
Goście przy stole usztywnieni piją herbatę, F miałczy, ja na dywanie z F wśród zabawek, oni przy stole. Tworzy się pewien dystans:) Dziecię miałczy, moje próby zbawienia go książeczką, względnie świnką czy misiem spełzają na niczym, ja nerwowo zerkam na zegarek kiedy w końcu wróci mąż z pracy i z odsieczą ruszy.

SCENA 2.
ZNAJOMY: Oj, ale on dzisiaj jest marudny
JA: Oj, akurat dzisiaj ma taki dzień, ale ogólnie jest kochany na co dzień, bardzo spokojny i daje nam dużo radości.
ZNAJOMA (z uśmiechem żmijowatym): No nie widać.
JA: (zmieszana): Nie widać?
ZNAJOMA: (z uśmiechem wiadomo jakim): No nie widać.

No i przykro mi się zrobiło, bo po co ja ich zapraszam w ogóle? I nie chodzi tu o mnie, tylko o malucha mojego, którego mi żal się zrobiło, bo prawda jest taka, że on faktycznie na co dzień jest spokojny i kochany. Tylko właśnie wczoraj wstąpiło w niego to jęczenie. A może dziecko wyczuwa, że ten kto przychodzi jest usztywniony i nastawiony w jakiś tam sposób i tyle? Ech, jakoś tak nie mam ochoty na ponowną wizytę tych państwa w najbliższym czasie... Parówkowym skrytożercom mówimy: nie:)

5 komentarzy:

  1. Zabiłabym znajomych. No zabiłabym za taki tekst.

    OdpowiedzUsuń
  2. To ja po swojemu jak zawsze :)

    Jeżeli do mnie do domu ktoś przychodzi to musi się pogodzić z matą edukacyjną na pół pokoju, że o wyznaczonej porze daję dziecku jeść, usypiam (wtedy trzeba się zamknąć), no i dziecko jest u siebie i jak każdy człowiek ma lepsze i gorsze dni i jeżeli komuś to nie odpowiada to nie jest niestety mile widziany. Nie tłumaczę nigdy niespokojnego zachowania dziecka (a zdarzało się, że mój spokojny, grzeczny syn dostawał świra) jeżeli goście są u mnie. Po: "Oj jaki on jest marudny" z moich ust padło by pytanie "No i?" bo dziecko jest u siebie i ma prawo być marudne i mieć gości w nosie a już na pewno ma prawo do złego dnia i nie sądzę, że trzeba go z tego tłumaczyć ;)
    Nie daj się tym wrednym gościom!

    ps: ratunku :) kiedy używa się "mi" a kiedy "mnie" bo mój tato mnie o to notorycznie upomina, a ja nie bardzo łapię jego tłumaczenia, jakbyś znalazła chwilkę i skrobnęła coś na maila to byłabym zobowiązana :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hehe Hafijko dear, czuję się zaszczycona:) skrobnę coś na dniach:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Popieram Hafiję! A od siebie dorzucę,że dzieci jak zwierzątka,wyczuwają ludzi. Widzę po swoich córkach,że przy niektórych są grzeczne lub wręcz wchodzą na kolanka:)a na widok innych dostają histerii:)

    OdpowiedzUsuń