poniedziałek, 11 listopada 2013

wieczory

Choć dziś święto, u nas dzień jak co dzień, bo mąż był w pracy. W mieście spokojniej niż zwykle i prawie wszystko oprócz kościoła zamknięte. Na naszym bloku aż 8 czy 9 flag. Nasza klatka wyraźnie przoduje. Oczywiście na euro bloki były oblepione flagami, no ale co kogo obchodzi jakieś głupie Święto Niepodległości. Nasi wspaniali piłkarze za to - bardzo. A teraz odchamiam się przed kompem. Zaraz będę sobie czytać. 

Uwielbiam ten moment, kiedy mój mężu wraca do domu. Wtedy zaczyna się ta lżejsza część dnia. Starszy już siedzi w wannie, a młodszy jest gotowy do kąpania.
Starszak z wanny, dostaje butlę z kaszą.
Mąż nalewa wodę do wanienki i odbiera ode mnie młodszego.
Ja oporządzam starszaka - piżamka, pielucha na noc, ewentualnie masażyk. Jeśli bardzo zmęczony - myjemy zęby i usypiam go. Jeśli jeszcze da radę, to czekamy aż tata skończy kąpać malucha i ja przejmuję dzidzię, a mąż czyta starszemu. W tym czasie ja karmię malucha. Jeśli szybko odjeżdża przy cycku, to mąż go przejmuje, a ja usypiam F. Jeśli długo karmię M., to mąż usypia F.

Ok. 20:30 obaj przeważnie już śpią, a my możemy: zjeść kolację, porozmawiać, posiedzieć przy kompach, poczytać i co tam jeszcze. Aha, gotować obiad na następny dzień. Co właśnie mój ukochany czyni.

Pomyśleć, że kiedyś o tej porze dopiero lądowało się w knajpie...:) Ale nie zamieniłabym życia z moimi Misiami na żadne inne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz