F. oddaje podaną mu właśnie butelkę mleka: Wies co? Tego mlecka nie chce Flaniu, bo to mlecko jest za golące.
Tata pyta o coś Franka. F na to: Wies co? Chyba pewnie ze tak!
Mama podaje F. owoce na talerzyku: Franiu, weź sobie jabłko albo mandarynkę.
F: Wies co? Mandalynkę po plostu.
F. bawi się niesmiertelnymi literkami na dywanie.
F: Telaz Flaniu układa "kot".
Mama: Tak? Pokaż.
F: Chyba to jest tludny wylaz.
M. na balkonie w wózku. Słychać płacz.
Mama: Czy to M.?
F: To chyba nie M. To chyba jakieś dziecko na ulicy.
Mama rysuje Frankowi. F: Telaz nalysować pysny musik!
F. koloruje jasną, słabo widoczną kredką. F: Ta kledka jest cośtam kiepska.
F. u mamy na kolanach.
F (pokazując na siebie i mamę): To jest Dzamejka!
Mama: Dżamejka?
F: Z mamy i Flania.
F. koloruje z mamą. Kolorujemy świeczkę. F. bierze kredkę: Na pomarańcowo. Bo świecki są pomalańcowe.
I hit ostatnich dni. F. stwierdził: Mama jest apodycnym sefem! (czyli apodyktycznym szefem - oto plon oglądania (jak mi się zdaje) "Troskliwych Misiów".
Hura, udało mi się sklecić posta - starszy na nocniku a młodszy wietrzy się na balkonie. Ciężko mi ostatnio. F. nie chodzi do niani, bo jej dzieci są zakatarzone. A więc bujamy się codziennie do 19 we trójkę i nerwy mi puszczają niestety. Moje macierzyństwo było kiedyś lajtowe - do takich wniosków dochodzę. Teraz z dwójką - to jest dopiero jazda czasami. I z tych codziennych prób ja często wracam na tarczy, a nie z tarczą. Szkoda. Życie uczy pokory.
Hihihi! Uwielbiam takie teksty brzdąców
OdpowiedzUsuń