wtorek, 19 kwietnia 2016

słowo się rzekło

Słowo się rzekło, kobyłka u płota.
Pojutrze jadę do pewnego przedszkola z pewną prelekcją.
Żałuję, że się zgodziłam, bo bardzo dużo mam z tym latania i M. musi zostać dłużej tego dnia w przedszkolu, a ma kaszel i wolałabym nie.
Poświęciłam ogromnie dużo czasu na przygotowanie tej prelekcji i w dodatku nie wiem, jak to wyjdzie. W dodatku nie jadę do obcych, a do znajomych, więc tym bardziej się stresuję. Ech.
Z grubsza już wszystko przygotowałam - pozostaje dopracowanie w szczegółach, dojazd tam (ponad 20 km) i odbębnienie tegoż. Nie wiem, jak mi pójdzie.
Żal mi mojego świętego spokoju, który tak ostatnio pokochałam...

Dziś F. pytał o umieranie - czy wszyscy umrzemy kiedyś? Czy tata umrze? Smutny był bardzo, choć tłumaczyłam, że tam, po drugiej stronie, wszyscy się spotkamy, u Pana Boga, że tam będziemy sobie żyć z Aniołkami i będzie nam dobrze. Mam nadzieję, że mówiłam przekonywająco. Prawda jest jednak taka, że przechodzę ostatnio kryzys światopoglądowy. Trwa on już dobrych parę miesięcy. Jest we mnie bunt przeciwko konkretnym punktom nauki Kościoła katolickiego i nie umiem już w nim odnaleźć sobie miejsca. A taka przynależność jest mi osobiście potrzebna, więc źle mi z tym. Nie umiem jednak inaczej żyć, nie umiem inaczej myśleć, nie umiem przemodelować sobie głowy - nawet chyba nie chcę. Mam jedynie nadzieję, że Pan Bóg będzie nas sądził za to, jakimi byliśmy ludźmi (choć z tym też u mnie chyba niezbyt dobrze), a nie za wierność doktrynie... Tylko ostatnio jakoś ciężko mi pracować nad sobą i ciężko mi wierzyć. Coś się we mnie wypaliło. Jest we mnie niezgoda na całe zło, jakiego rzesze ludzi doświadczają na co dzień. Ratuję się książkami Musierowicz, które ostatnio łykam dosłownie, po raz n-ty czytając te same dialogi, nurzając się w dobrze znanym klimacie. Pomaga. Ale Jeżycjada też ma ograniczone zasoby.

F. to mądry, empatyczny i rozsądny chłopiec. Gdy wypytywał, pod powiekami miałam łzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz