Powiało wiatrem zmian, całkiem niespodziewanie. Choć pewności nie ma, czy zmiany będą duże czy małe, to jednak jakieś będą na pewno. Póki co o wszystkim cicho-sza.
Dzieciaki, o dziwo, dość zdrowe, tylko M. męczy kaszlisko. Wokół panują przeziębienia, zapalenia płuc i oskrzeli, no i grypa.
Z uwagi na ferie mam mniej lekcji angielskiego, co jest mi nawet na rękę, bo mogę dokończyć zlecenie. Pierwszą część już wysłałam, a resztę muszę oddać w poniedziałek.
Czekam wiosenki jak kania dżdżu. Chcę zrzucić i chcę, by dzieci zrzuciły zimowe obuwie, kurtki i czapki. Choć, jak w poprzednich latach, pewnie po zimie przyjdzie od razu lato.
Mamy przymusowy dekoder (tv analogowa---> cyfrowa) i obdarzono nas pięćdziesięcioma kanałami plus jeszcze szybszym internetem za cenę niższą jeszcze, niż płaciliśmy. Ciekawe, kto te 50 kanałów będzie oglądał? I kiedy? Bleeeeeee.
Gdy oddam zlecenie, czekają na mnie dwie lekkie lekturki:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz