Stało się.
Dzieciaki od wczoraj jadą na "oszukiwanym" mleku.
Wczoraj rano była jeszcze resztka sojowego, a do południa zrobiłam swoje własne mleczko owsiane. Wyszło pycha!
Tak pycha, że dziś zrobiłam powtórkę z rozrywki, z braku laku, bo zakupy z Tesco dojadą jutro przed południem. Ave Techo i zakupy on-line! Gdy urodził się M., w tym całym zabieganiu często brakowało nam czasu na zakupy i korzystaliśmy z tej jakże wygodnej formy ich robienia. Dziś do niej wróciłam. Nie mam siły latać z M. w wózku i targać ze sobą Domestosu, jabłek, bananów, cebul, mąk ryżów i dżemów. Może i ciut przepłacam, ale mam to gdzieś. Przyjadą mi jutro wielkie zakupy prosto do mej ślicznej kuchni w stylu retro. Yes.
Tak pycha, że dziś zrobiłam powtórkę z rozrywki, z braku laku, bo zakupy z Tesco dojadą jutro przed południem. Ave Techo i zakupy on-line! Gdy urodził się M., w tym całym zabieganiu często brakowało nam czasu na zakupy i korzystaliśmy z tej jakże wygodnej formy ich robienia. Dziś do niej wróciłam. Nie mam siły latać z M. w wózku i targać ze sobą Domestosu, jabłek, bananów, cebul, mąk ryżów i dżemów. Może i ciut przepłacam, ale mam to gdzieś. Przyjadą mi jutro wielkie zakupy prosto do mej ślicznej kuchni w stylu retro. Yes.
Wracając do mleka. Rozgotowałam w garnku płatki owsiane z wodą w proporcjach "na oko". Następnie zmiksowałam je mym blenderem, który kocham. Następnie przetarłam całość do świeżego garnka przez nie tak znów gęste sitko. Wyszedł milutki, gęsty napój o nieco mdłym smaku. Dodałam doń ciut cynamonu, dużą łyżkę miodu i ciut oleju kokosowego. Mniaaaam. Otrzymałam całkiem sporo gęstego mleka o przyjemnym, korzenno-kokosowym zapachu i słodkawym posmaku. Dzieciaki piły jak złoto. Dziś zrobiłam powtórkę z rozrywki i wyszło podobnie. A te wytłoki, co na sitku zostały, też się nie zmarnowały. Wczoraj wkręciłam je do pasty kanapkowej, którą zrobiłam z ciecierzycy, groszku, masełka, pieprzu i soli (+ ciut gorącej wody, aby się lepiej miksowało cieciorę, tu znów szacun dla blendera zepterowskiego), a dziś do szarych klusek z surowych pyr. Dzięki tej wkładce kluchy z orkiszowo-ziemniaczanych stały się orkiszowo-owsiano-ziemniaczanymi i zdecydowanie ta zmiana wyszła im na dobre. Podam je memu lubemu zapracowanemu mężulkowi z zasmażaną cebulką, z dodatkiem miksu sałat oraz kotletami z selera - te ostatnie wciąż jeszcze do zrobienia, ale seler już ugotowany, więc tylko plasterki, panierka smażonko i włala.
Chciałam dziś uderzać do groty solnej, ale odpuszczam.
Mąż zmęczony po targach w Niemczech, niech zje spokojnie wyżej wspomnianą strawę i odpocznie (o ile można odpocząć z dwójką maluchów w domu; niech odpoczynkiem będzie brak stania w korkach). Pojedziem jutro. Zresztą mi też domowe pielesze dobrze zrobią, bo wirusy szaleją w mej umęczonej łepetynie. Trzeba mi ciepłego koca i szklanki herbaty z rumem. No dobra, rumu brak. To może z cytryną? No dobra, cytryny też bral, bo przyjedzie jutro z zakupami. Wiem - od Sylwestra domęczam limonki, które do dżinu z tonikiem przygryzało rozochocone towarzystwo. Będzie herba z limonką, bo domowy syrop imbirowy też dzisiaj się skończył. Techo, przybywaj zatem.
A oto fotosy mleka. Polecam!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz