piątek, 14 września 2012

językowe rozważania i książki, które czytamy

Mało mnie tu, ale jestem, jestem. Wpadam codziennie na chwilkę, podczytuję ulubione blogi, ale na napisanie posta jakoś tak czasu, chęci i motywacji brak. A tak szybko życie nam ucieka i wrzesień nam się rozwrześniowił, jesień nadciąga nieubłaganie i jest w tym wszystkim oprócz nitki żalu jakiś nieodparty urok. Zimne poranki i wieczory, ciepłe bluzy i buty, czyste powietrze poranne, prawie przymrozkiem podszyte. Przyjdą znów te krótkie dni, przyjdą pluchy i mrozy, katary i kaszle, siedzenie w domu i wyglądanie przez okno, kiedy tatuś z pracy wróci. Ale tak ma być, tak musi być i już.

A nasz syn zmienia się za dnia na dzień dosłownie. Więcej rozumie i doświadcza rzeczywistości w coraz to nowych wymiarach. Była u nas przez 3 dni babcia, która bardzo się miło wnukiem zajmuje, bawiąc się z nim, czytając i prowadząc dysputy. Nauczyła Frania mówić "szok!" :). W ogóle zauważyłam, że kontakt z innymi niż mama osobami bardzo służy dziecku memu. Ciekaw jest tych innych osób, lubi z nimi przebywać, naśladuje, współdziała mniej lub bardziej chętnie, ale zawsze jakoś i z tej współpracy czerpie radość.

Mówi dużo i nie jestem nawet w stanie spisać tutaj choćby części jego słownika. Powtarza jak papuga i pilnować się trzeba, żeby nie wyjechać przy nim z jakimś "kurde molek" albo czymś gorszym. 
Każdy dzień przynosi nowe słowa lub nowe, ulepszone wersje słów już znanych. Po latach chciałabym jednak pamiętać, że

panu = makaron, obecnie już pokaron
pinu=pomidor, obecnie już pimidor czy jakoś tak :)
patu=parasol, obecnie już palasol
piny=maliny
piki=porzeczki
kako=traktor, obecnie już tlaktol
jejej = rower, obecnie już chyba lowel
mimo = misio, obecnie już myszio
momo = motor, obecnie już motol
chypyć = chłopiec, obecnie już chopiec
Z innych ciekawszych słów:
mumaptka = betoniarka
djewo= drzewo
beteb = buty
chiep = chleb
zoda = woda
miko = mleko
heg = żółty ser
hege = serek homogenizowany lub do kanapek
Dużo słów wymawia już poprawnie, np. kaloszki, ciapka, auto, mamusia, tatuś, babtia, poduśka. Bawi się słowami: mamusia, mamulka, tatusia, tatusiem, tatulkiem. Każdego wieczora i ranka wydaje komendę "titać!" i trzeba mu czytać - do poduszki i  - że tak powiem - od poduszki. Krzyczy "uwaga, uwaga" i rzuca piłką (szkoła babci), wymienia imiona kotków pradziadka (Anunia, Buźko, Patkot - Lalunia, Buźko, Palikot), a na pytanie "Co jest najważniejsze w życiu?" mówi "miłoszcz":) Wiem, że nie zna prawdziwego znaczenia tego słowa, ale myślę, że czuje, co to miłość:) Czasami mówi, że najważniejsze jest auto albo dake (dziadek). Na każdy sprzęt typu mikser, suszarka mówi "hałas".

Lubi bawić się ze mną w ten sposób:
F: Samolot!
Mama: Gdzie?
F: Samolot!
Mama: Gdzie samolot?
F: Nie ma! (rozkładając rączki i z zadowoloną miną).
Powtarzamy tę sytuację kilka razy w ciągu dnia i chłopiec ma wtedy dużo radości..

Inna sytuacja: Franio targa zostawione gdzieś przez tatę klapki i woła "tatusia! tatusia!".

Albo taka scena: Wjeżdżamy lub wchodzimy do piekarni, a Franio w tym momencie zaczyna skandować: "Bułka! Bułka! Bułka!". Oczywiście musi bułę dostać i od razu się nią zapycha, niezależnie od tego, czy jest przed śniadaniem czy świeżo po obiedzie.

Albo taka sytuacja: Jesteśmy u dziadków. Jest wieczór, usypiam Frania. Chłopiec nadaje jak nakręcony "po postu, po postu, po postu". W końcu odwracam się do niego plecami, a on wiercąc się i przewracając przywala mi w łopatkę. Nic nie mówię, a on sam strofuje siebie: "Bam! Mamusie! Uwazaj! Mamusie!" :)))

Gdy siedzi przy stole na krześle, wskazuje pod stół i stwierdza "ga gófke", a po chwili "uwazaj".:))))
Zabiera z sofy poduszkę, kładzie ją na dywanie, na poduszce kładzie główkę i stwierdza :"aa" (czyli "spać").

A ja? Przyglądam się temu małemu-dużemu przytulaśnemu chłopcu i nie mogę uwierzyć, że ten mały-duży gaduła to ten sam chłopiec, co leżał w rożku i był dzidziusiem małym jeszcze nie tak dawno, a za dwa miesiące stukną mu dwa lata! Uwielbia się przytulać i moje matczyne serce kocha te chwile. Obejmuje mnie za kochanymi łapkami, wtula buzię w moją szyję. Czasami rozczula mnie kompletnie, bo obejmuje mnie za szyję i mówi "kam!" (kocham). Daje mi buziaka-śliniaka. Czasami niestety gryzie, ale z tego pewnie wyrośnie. 

Zaobserwowałam rozwój jego samodzielności po odstawieniu od cyca. Nie wiem właściwie, czy jedno ma z drugim coś wspólnego, ale fakt jest faktem. Przesypia teraz całe noce - czasami z jedną pobudką na przytulenie. Wczoraj położony o 20:15 spał do 7:15 rano bez jednej pobudki. Zajęczał tylko jeden raz przez sen. Cóż... gdybym wiedziała, że tak pięknie będzie spał, może akcję odstawienia przeprowadzilibyśmy wcześniej. Ale nie miała ciśnienia, dawałam radę. Czekałam na odpowiedni moment. Nadszedł i tyle. Mamy piękne wspomnienia i na długo naładowane akumulatory. Odchorowałam swoje, muszę iść do przodu. Przed nami wiele fantastycznych wspólnych chwil i wiele rodzicielskich wyzwań.

Oto, co właśnie przeczytałam:

Teraz czytam:


Mężu za moją namową zgłębia:

A nasz synek raczy się w wolnych chwilach i w naszym towarzystwie tą oto pozycją:



Wszystkie cztery godne polecenia. Koniec rozważań na dziś. Czas do wyrka.


1 komentarz: