sobota, 28 września 2013

farewell

Pożegnaliśmy dziś kolegę. Przez ostatnie dni myślałam tylko o nim, o nich, o niej. Bezsenne noce sprzyjały rozmyślaniom. Wielki smutek, wielka pustka po kimś, kogo właściwie znałam niewiele. Wciąż to samo pytanie kołacze mi się po głowie: dlaczego? Dlaczego właśnie on, dlaczego ktoś tak potrzebny tu musiał odejść Tam, dlaczego tak nagle, tak wcześnie? I jaki plan miał Bóg, że na tak krótką chwilę jednak postawił go na naszej drodze? Zbieg pewnych okoliczności, raczej przypadkowych, sprawił, że dano nam było się poznać - mężowi mojemu wcześniej, a mi później. Miałam taką nadzieję, że ta nasza znajomość z nimi ewoluuje, że będzie z niej wiele dobrego, czułam, że oni mogą mnie wiele nauczyć, wiele pokazać. I tak pewnie wciąż jest, choć jego już nie ma tu. Niesamowite było dziś jego pożegnanie poprowadzone przez neokatechumenów. Żarliwa wiara, która od nich bije. Przepiękne, wzruszające i porywające śpiewy. I to niezbite przekonanie, że każda śmierć ma sens, choć nam po ludzku wydaje się inaczej. 

Oglądam przepiękne zdjęcia z wesela, na którym bawiliśmy się zaledwie dwa miesiące temu. Ja z wielkim brzuchem, oni też uśmiechnięci i szczęśliwi. Wydaje się, że to było wieki temu. W jakimś zupełnie innym świecie, w alternatywnej rzeczywistości. Jak pisał poeta
kochamy wciąż za mało i stale za późno
  (...)
i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości
czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą

1 komentarz: