Na szybko, bo M. pewnie zaraz się obudzi i śmigamy po Fr. do przedszkola. Fr. pierwsze dwa dni po przerwie chodził bardzo chętnie, ale wczoraj już zastrajkował. Dziś też ciut marudził, ale w końcu poszedł. Wczoraj nie chciał rano wyjść z domu i w końcu na zachętę dostał kawałek czekolady, a drugi od taty w przyczepce. Ot, przekupstwo, ale co zrobić? Na miejscu nie chciał wyjść z przyczepki, w końcu ciocia jakoś go zachęciła i poszedł, ale tatę serce bolało:) Po południu ciocia powiedziała, że młody powiedział, że się nie wyspał i pół godziny przeleżał na kanapce odpoczywając? przysypiając? - trudno orzec, ale po tej półgodzinie wstał i już był ok przez resztę dnia. Dziś rano też marudził, ale w końcu pojechał bez problemu. Tak się cieszyłam, że chętnie chodzi, że tak przedszkole lubi, a tu znów klops - pewnie musi znowu minąć parę kryzysowych dni, zanim od nowa wejdzie w rytm po miesięcznej przerwie. Kolejny dowód na to, że z dziećmi nie ma nic pewnego.
Dziś musimy jeszcze skoczyć zanieść firanę (my - Wielkopolanie mówimy "firana" zamiast "firanka") z pokoju chłopaków do sklepu, gdzie pani szyje nam drugą taką samą i ta pierwsza potrzebna jest jako wzór. Kupiłam jedną, ale okazała się za wąska, a chcę, żeby kwestia była dopracowana na tip-top, zanim jesienią zabraknie nam forsy na takie zbytki. Firana jest w auta i myślę, że to lepszy wybór niż Kubuś Puchatek, bo za dwa-trzy lata Fr. Kubusia może już nie chciałby, a auta jednak powiszą mam nadzieję dłuższy czas. Jest to pewna inwestycja finansowa, ale ma być pięknie - i już. W pokoju zamieszkał też ostatnio piękny żółty koc, pełniący funkcję narzuty (lumpex - 17 zł) i dwa doniczkowe drzewka szczęścia na parapecie (od babci I.). Marzyła nam się też jakaś fajna dziecięca lampa w kształcie samolotu lub innego gadżetu, ale póki co stwierdziliśmy, że obecna jest nie dość, że całkiem nowa, to jeszcze pasowna. Brakuje jeszcze paska tapety i takiej miarki przy drzwiach, aby sprawdzać, ile dzieciaki urosły, To się jeszcze dopracuje. Śliczny ten ich pokój, bardzo pozytywny, a jednocześnie przyjemnie wyciszający. Lubię tam przebywać z M. gdy jesteśmy sami - on baraszkuje na dywanie, ja podaję mu różne zabawki i cieszę się tym klimatem, który sami stworzyliśmy. Za jakieś dziesięć lat ten pokój zrobi się dla nich za mały i wtedy... wtedy nie wiem co. Ale na zapas martwić się nie będę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz