piątek, 8 sierpnia 2014

"Zamień chemię na jedzenie" czyli jak się zaczęła nasza kuchenna rewolucja

Wszystko zaczęło się od tej TEJ książki:
 

Od jakiegoś czasu chodziły za mną pewne pomysły, ale ta lektura absolutnie przemeblowała mi głowę.

Jadało się u nas zawsze dość zdrowo. Generalnie mało mięsa i sosów, a dużo kasz, bo kasze "wyniosłam z domu", że tak powiem. Jeśli już mięso (mężu i tak go nie je), to raczej gotowane na parze albo pieczone, żadnych tłustych panierek. Brązowy ryż. Warzywa strączkowe. Mało makaronów. W pewnym momencie, jakieś pół roku temu, na stałe zagościła u nas jaglanka. Nawet Fr. już zjada chętnie, choć na początku podchodził doń z rezerwą. Wydawało mi się, że my to sobie zdrowo jemy.

Teraz wiem, że zdrowe żywienie to jednak coś innego. I każdemu bardzo serdecznie polecam książkę Zamień chemię na jedzenie, bo ona na wiele spraw otwiera oczy, uczy świadomych wyborów konsumenckich, pokazuje, co omijać jak najszerszym łukiem, a co - wręcz przeciwnie - wrzucać do koszyka jak najczęściej (czyli jaglaną:P).

Z ogromną pomocą przyszedł mi też wegańsko-bezglutenowy blog SMAKOTERAPIA (klik). Dzięki jego autorce na naszym stole zagościł na stałe karob, czyli mączka chleba świętojańskiego. Nie żebyśmy mieli aspiracje, aby zostać weganami. Po prostu pomysły smakoterapii są tak szalenie inspirujące, że niektóre rzeczy robi się po prostu z czystej poznawczej ciekawości (np. śmietana wegańska z migdałów - próbowaliście kiedyś?). Ten blog to dopiero otwiera głowę. Domowe lody sorbetowe na bazie bananów. Jaglany krem z karobem i daktylami (mężu uwielbia, ja mniej). Sałatki na bazie kaszy jaglanej. No i jaglaną dzięki smakoterapii nauczyłam się gotować naprawdę na sypko, po uprzednim podprażeniu. Orzechowa nuta urozmaiciła jej smak, który już nam się ciut ograł. Czytając skład niektórych przepisów, czasami zastanawiałam się: co to? Karob? Kasza quinoa? Ostropest? (Ten ostatni kupiłam - jeszcze niewypróbowany). I co fantastyczne - te przepisy są w większości prościutkie. Aż dziw, że można jeść tak prosto i tak zdrowo.

A jakie rewolucje w mojej kuchni?
Zaczęłam swoje własne poszukiwania, a thanks God mam męża z głowa otwartą na kuchenne rewolucje. (Koleżanka: Mój X tego by w życiu nie zjadł! albo Mój X to kaszy nie tknie! Ja [naiwnie]: No to co wy jecie na obiady? Kol: No ziemniaki, makarony i ryż. Ja [naiwnie]: Brązowy? Kol: Nie, biały). Moja wegetariańska druga połowa pożre z uśmiechem każdą moją kuchenną improwizację, nawet tę mniej udaną. Np. ostatnio zrobiłam to ciasto (klik) pełna nadziei, że znalazłam oto sposób, aby dziecięciu memu przemycać czerwoną fasolę do brzucha, a tu klops. Ciasto za bardzo nie nadawało się do jedzenia, mężu podziubał, teściowa (też do eksperymentów nawykła) też trochę zjadła, a resztę pochłonął osiedlowy kompostownik. No więc nie zawsze wyjdzie, a co tam.

A jakie zmiany u nas na stałe:
1. Jeśli cukier w ogóle, to tylko brązowy, ale i ten rzadko. Sami nie słodzimy, a dzieciom ewentualny kompot czy herbatę dosładzam syropem z agawy (ostatnio łatwo dostępny w Rossmannie w nowym dziale eko - duża butla za ok 22 zł.). Cukier dodaję jedynie do placka, a najczęściej piekę bezjajeczny z karobem i owocami tudzież bakaliami (klik), który serdecznie polecam. Karob można zamienić na kakao i też wyjdzie pycha, bo próbowałam.

2. Jeśli sól, to himalajska. O jej dobrociach internet pisze bogato. Ewentualnie ta gruba, kamienna, nigdy miałka. Nigdy jakoś szczególnie dużo nie soliliśmy, więc przestawienie się nań nie przetrzepało nam kieszeni. Zresztą superdroga to ona też nie jest.

3. Jaglana jak najczęściej, najchętniej codziennie. Odkwasza, uodparnia. Samo dobro. Znalazłam kapitalny sposób na przemycanie jaglanki młodemu, który musi na dobranoc wyżłopać butlę "mleczka", a jest nim cokolwiek, co białą barwę ma. Ostatnio jest to po prostu mleko jaglane z minimalnym dodatkiem mleka modyfikowanego, aby biały kolor i tradycyjny posmak zachować. Stawiam na wzmacnianie jego odporności, bo po tygodniu w przedszkolu już ma katar. Mężu porankowo na jaglaną nie jest tak chętny, jak ja, więc jemu jak najczęściej staram się robić czekokrem z karobem (klik). Zjada aż mu się te piękne uszka trzęsą:)

4. Białej mące mówimy stanowcze NIE. Kto czytał Zamień chemię, ten wie. Zresztą, internet też nie milczy na ten temat. Biała mąka to w dzisiejszych czasach proszek bez dobroczynnej wartości niestety. Zapychacz. No i ten gluten. Myślisz, że go tak pięknie tolerujesz? Nawet jeśli nie masz celiakii, to możesz cierpieć na nietolerancję, a objawy tejże mogą być najróżniejsze: od zwykłego kataru czy nawracających infekcji, przez bóle głowy, problemy z depresją, aż po bezpłodność. Lubisz sosy i panierki? Zamień mąkę pszenną na gryczaną. Może jest droższa, ale to samo zdrowie na talerzu. Nie jest jeszcze u nas idealnie, bo chciałabym wyeliminować makarony pszenne. Mamy jeszcze pewien zapas w szafkach i musimy je skonsumować, a idzie nam to powoli, bo rzadko makaron u nas spotkać można - średnio raz na dwa tygodnie. Ale pszenicy durum w makaronach też powiemy NIE już wkrótce. Spożywamy jeszcze częściowo pszenne pieczywo, bo nawet jak piekę swój chleb, to dodatek pszennej jest moim zdaniem konieczny - inaczej chleb klapnie. Ale to moje ukochane ciasto karobowe (klik) robię już kompletnie bez pszenicy i zawsze wychodzi na dowolnej mieszance, czy to żytnio-gryczanej, czy to samej żytniej, nieważne, czy razowej, czy nie.

5. RACZEJ :) nie ma w naszej szafce kupnych słodyczy. Staramy się nie jeść ciastek, wafelków, innego badziewia naładowanego mąką pszenną i tłuszczami trans. Ale mamy gorzką czekoladę i ta dopiero smakuje wybornie, jak się człowiek uniezależni od cukru. TO JEST MOŻLIWE. Mówię to jako osoba, która była absolutnie uzależniona od cukru i węglowodanów. Dla mnie dzień bez słodkiej przekąski nie istniał! Dziecko szło spać, a ja wtedy kawka i ciacha, wafelki, czekoladki... mniam mniam. I wydawało mi się, że ja bez tego energii nie mam. No bo nie miałam - byłam uzależniona.

6. Jemy zamiast słodyczy bakalie i to tylko te bez dwutlenku siarki. Okazuje się, że takowe są dostępne nie tylko w ekosklepie. W Intermarche też. W Piotrze i Pawle też. I smakują zupełnie inaczej. Morele są brązowe i mięciutkie. Rodzynki bez siary też. Śliwki normalnie rozpływają się w paszczy, a dziś rano odkryłam, że zapleśniały nam w otwartym nie tak dawno opakowaniu - najlepszy dowód na to, że są nietknięte chemią, bo o ile kojarzę, "normalne" śliwki suszone stały sobie w otwartym opakowaniu tygodniami i nic. Pyszne na słodyczowy głód są figi suszone. Pychota jest też fig bar z Żabki, o taki.


7. Wędlinom z tradycyjnego sklepu mięsnego też mówię od pewnego czasu NIE. Kupuję tylko w lokalnym sklepie ekowędliny bez konserwantów i glutenu. Uwierzcie mi, że smakują inaczej. Na początku jak ich spróbowałam, pomyślałam: what the f*ck? Wydały się zwyczajnie mdłe, bo pozbawione glutaminianu sodu. Szybko się psują w lodówce. Są droższe niż normalne (szynka kosztuje ok 40 zł/kg) i gdybym miała tradycyjnego męża, co codziennie na stole znaleźć musi schabowego tudzież mielonego, to miałabym rozkminę. A tak nie mam - dzięki Mąż!:)

8. Mam dystans do mleka i jego przetworów. Jogurty raczej naturalne, choć wciąż mam nadzieję, że znajdę ten jeden magiczny bez mleka w proszku (to g*wno jest praktycznie we wszystkim - why???). Młody pije mleko raczej tylko na dzień dobry, a na dobranoc, tak jak pisałam, mleko jaglane, czasami ryżowe lub ryżowo-owsiane.

Efekt tych zmian w żywieniu? Kupne placki wydają się za słodkie. Zupa cioci jest zdecydowanie za słona. Kupne soki są, jak mawia moja babunia, "za tęgie" - czyli trza rozcieńczyć i to fest. Za to przyprawy smakują zupełnie inaczej. Lubczyk i kozieradka są z nami już na stałe i myślę, że pozostaną. Nigdy nie piło się u nas coli ani innego gazowanego szytu. Pijemy po prostu wodę z brity albo domowe kompoty. Nasze dziecko nie je lizaków, nie zna co to nutella (bleeeee, pamiętam, jak się tym zażerałam jako dzieciak - w Polsce tego jeszcze nie było, ale ciocia przywoziła mi z Niemiec, tak, wiem, ona jest pyszna, oj tak), za to chętnie podgryza suszone śliwki i rodzyny.

Fr. gdy chodzi do przedszkola jest niestety poza moją kuratelą garnkową i boli mnie to, ale co na to poradzę? Plusów jego chodzenia tam jest tak wiele, że mówię sobie: coś za coś. Aż takim krejzolem nie jestem, żeby dziecko trzymać w domu, bo dieta.

Zdarza nam się kupić lody w sklepie i zjeść kupne ciacho. Czasami goście coś przywiozą albo coś za nami chodzi i nie sposób się uwolnić. Przy każdej wizycie w Rossmannie Fr. siłą tradycji dostaje mały soczek w kartoniku z Kubusiem, Tygryskiem czy czymśtam. Moim zdaniem to mniejsze zło - lizaków, czekolady, batoników się nie domaga. Gdy wyjeżdżamy na weekend, rzucamy zasady w kąt. U mojej babci jem tłusto i mącznie - smaki dzieciństwa wygrywają z wszystkimi żywieniowymi przykazaniami. Nie jesteśmy fanatykami. Mąż to w ogóle do pszenicy nic nie ma. Ale lubimy zmiany i eksperymenty. 

Czy po zmianie diety czujemy się lepiej? Chyba nawet nie, bo oboje zawsze byliśmy szczupli (geny). Ale na zachętę powiem, że nasza przyjaciółka zrzuciła w ciągu kilku miesięcy 10 kg, bo odstawiła pszenicę i cukier. Brzmi fajnie? To spróbuj przemeblować swoją głowę i Ty, drogi Czytelniku. Na początek może zamień biały chleb na ten żytnio-pszenny (zauważcie, że ten, co się szumnie żytnim zowie, przeważnie ma żytniej zaledwie mały dodatek). Może upiecz swój chleb raz-dwa razy w tygodniu? A zamiast słodkiej przekąski do kawy w pracy, zabierz ze sobą w pudełku jaglankę z bakaliami albo owocami sezonowymi. Może uparuj mięsko zamiast wcinać je w tłustym mącznym sosie. A może ten sos zrób właśnie z mąką żytnią albo gryczaną? Może daj szansę kaszom. Albo wymieszaj biały ryż z brązowym - ja tak robię (tylko biały dorzucam pod koniec gotowania). A z tego, co zostanie od obiadu robię Fr. mleko ryżowe na kolację albo domowy kleik ryżowy dla M. Bycie eko wcale nie jest dla bogaczy. 

Niektórzy mówią: nie mam czasu. A to kwestia zmienienia paru przyzwyczajeń i wyzbycie się uprzedzeń. Pewnie, że mi też na początku biała gryczana niepalona kasza (Cenos, polecam, u mnie w P i P, wcale niedroga) za bardzo nie podeszła. Ale oswoiłam się z jej smakiem, choć nie równa się z pęczakiem:) Zachęcam:)))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz