Tadam! Ladies and Gentlemen, 23 września lecę do Empiku. Leonard Cohen wydaje nową płytę "Popular Problems". Piosenki Almost Like the Blues promującej nowy album można już posłuchać, jak to niektórzy mówią, "na internecie".
Kolega mojego ojca, mieszkający przez wiele lat na emigracji,
opowiedział mu kiedyś, jak idąc ulicami Montrealu spotkał po prostu
Leonarda Cohena. Szczęściarz! Śpiew Leonarda jest ze mną od dawna. Pierwsze poważniejsze moje z nim zetknięcie to lata liceum, gdy bardziej świadomie zaczęłam słuchać muzyki. Lubił go mój tata, więc jakoś samo to przyszło. Wielbiłam wtedy (i jest tak do dziś) jego stare fantastyczne utwory, jak Marianne, Bird on the Wire, Sister of Mercy, Lady Midnight, The Partisan, Famous Blue Raincoat, Joan of Arc, Dance Me to the End of Love i wiele innych. Nie mam jednej ulubionej jego pieśni, choć Take this Waltz, muszę przyznać, ma szczególne miejsce w moim serduszku.
Latka mijały, liceum, jedne studia, drugie, praca, Leo zawsze był ze mną. W międzyczasie pasją doń zaraziłam przyszłego męża - posłuchał i wpadł po uszy. Ale L.C. absolutnie znokautował mnie w 2012 albumem "Old Ideas". Padłam. Poległam. Geniusz. Każda z piosenek dopracowana w szczegółach, dźwiękowo i poetycko. Rozmowa mądrego starca z Bogiem, z drugim człowiekiem, z słuchaczem. Dziesięć perełek, wśród których moją ukochaną jest Come Healing. Ten album brzmiał jak pożegnanie - ze śpiewaniem? z fanami? z życiem? Ale ten wspaniały bard znów zaskakuje - kolejną płytą, już niedługo. Czekam na nią, czekam.
W ostatnich latach Cohen dwa razy wystąpił w Polsce, ale nie było mi
dane dotrzeć. W październiku 2010 r. byłam w zaawansowanej ciąży z F., a
w lipcu 2013 w zaawansowanej ciąży z M :) Mam nadzieję, że jeszcze gdzieś kiedyś uda mi się posłuchać go na żywo.
Za co kocham śpiew L.C.? Za piękną barwę głosu - kiedyś donośną, odważną, dziś - zachrypniętą, podszytą refleksją. Za klasę. Za dykcję, bo rozumiem praktycznie każde jego słowo. Za dźwięczne głoski w wygłosie wyrazów:) Za odwagę tworzenia inaczej. Za poezję, którą są jego pieśni. Za wyjątkowość. Zostawiam Cię, Czytelniku, z Almost Like the Blues.
Za co kocham śpiew L.C.? Za piękną barwę głosu - kiedyś donośną, odważną, dziś - zachrypniętą, podszytą refleksją. Za klasę. Za dykcję, bo rozumiem praktycznie każde jego słowo. Za dźwięczne głoski w wygłosie wyrazów:) Za odwagę tworzenia inaczej. Za poezję, którą są jego pieśni. Za wyjątkowość. Zostawiam Cię, Czytelniku, z Almost Like the Blues.
Ja też lubię. :-)
OdpowiedzUsuń