środa, 12 października 2011

szczęście

Dziś dowiedziałam się, że moja koleżanka i jednocześnie była współlokatorka jest w ciąży. Mało tego, szczęście jest podwójne:) Nie mogę jakoś w to uwierzyć, trudno mi wyobrazić ją sobie z brzuchem. Po cichu trochę zazdroszczę. Dwójka naraz! Będzie jej ciężko, ale odchowa i będzie miała dwójeczkę. Ach...

Dziwnie jest ten świat urządzony, oczywiście niesprawiedliwie. Znam trzy cudowne kobiety, które starają się bezskutecznie o dzieciątka. Dlaczego im nie wychodzi, a innym tak? Dociera do mnie po raz kolejny, jak wielkie szczęście spotkało mnie i mężusia: mamy dziecko, owoc naszej miłości. Mamy bobasa, który jest wierną kopią taty swego, a do tego jest radością naszą każdego dnia. Do tego staraliśmy się o niego naprawdę krótko, bach-bach można powiedzieć i oto były dwie kreski na teście. Niesamowite. Na co dzień nie do końca sobie to szczęście uświadamiam. Często niewyspana, jedną ręką mieszająca w garnku, a drugą trzymająca dziecię, myśląca co dziś na obiad zrobić z tego co w lodówce i szafkach się znajduje albo gdzie na zakupy wyprysnąć po południu: do Netto czy Biedronki? Albo gdzie moje dwa dyplomy i życie zawodowe? Nie ma tego życia. I wiecie co? Dobrze mi:)

Dobrze mi w domu przy tych garach, dobrze mi się jeździ moim zdezelowanym wózkiem co już trzecie dziecko wozi i dobrze mi się tego bloga pisze, czekając na Miłość Mojego Życia aż z pracy wróci. Wszystko inne nieważne.

Książka na Allegro kupiona jest już w drodze, a u nas pojawił się problem związany ze spaniem małego w dużym łóżku. Otóż wczoraj dziecię się przebudziło dwa razy i sobie po cichu w tym łóżku siadło. Za pierwszym razem zrobił to na moich oczach, gdy wyszłam do przedpokoju męża po pracy witać, więc pół biedy, ale za drugim dość bezszelestnie. Akurat przytulałam się do mężula w kuchni, gdy usłyszałam podejrzany szelest pościeli. Myk do sypialni i co widzę? Piżamowiec sobie siedzi w pościeli i świat ogląda! Oczywiście wyobraźnia podpowiedziała mi czarny scenariusz: 3 sekundy później młody mógł już być na podłodze z rozbitą głową lub gorzej. Łóżko mamy bowiem iście królewskie, wysokie na pół metra. Teraz na każdy drobny szelest lecę do sypialni kontrolować, czy mi nie siada. Spokojna jestem tylko gdy śpi w łóżeczku, ale remonty na górze już go rozbudziły raz i musiałam wziąć go do przytulenia. Czyli już śpi w dużym łóżku... Myślę nad przeorganizowaniem moich wieczorów. Chyba będę robić tak, że gdy mały wyląduje już w dużym łóżku, to będę się razem z nim kłaść i czytać przy małej lampce. Są plusy takiego rozwiązania: w końcu znajdę czas na czytanie. Siedzenie przez monitorem zżera moje wieczory i coś trzeba z tym zrobić. Dobranoc, pchły na noc. Karaluchy do poduchy:)

3 komentarze:

  1. podpisuję się pod tym postem obydwoma "ręcami" mnie też jest tak dobrze.

    unas jak mały śpi w naszym to któreś z nas z nim jest, bo wiem jak to jest jak młode spadnie... nie polecam takich przygód

    OdpowiedzUsuń
  2. mi też jest dobrze :) i dziękuje Bogu za to że jesteśmy szczęśliwi i mamy zdrową śliczną córeczkę :) Pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń
  3. ja też wolałabym w domu ale muszę do pracy w styczniu wrócić - taki lajf

    OdpowiedzUsuń