piątek, 3 maja 2013

koniec akcji odpieluchowania

Wygląda na to, że popełniliśmy błąd. Utknęliśmy w martwym punkcie. Dziś mamy czwartek, czyli dokładnie tydzień temu zdjęliśmy młodemu pieluchę. Zdecydowaliśmy, że rozpoczniemy akcję odpieluchowanie, bo mężu był na L4 i mógł wziąć na siebie przebieranie małego siuśka 10 razy dziennie. Letko nie było, mimo że w większości to nie ja przebierałam młodego. Minął tydzień, pralka codziennie chodziła, postępy jakieś tam były, ale w sumie prawie jakby ich nie było... Dziecko mniej więcej wiedziało, kiedy chce się zsiuśkać i wtedy leciało w miejsce odosobnione, np. do drugiego pokoju, ale też nie zawsze.

Nocnik jest be. Młody rzucał nim i go kopał. Nakładka jest be. W dodatku ja sama czułam się jak be rodzic, bo stresowałam się okrutnie tym, że on się stresował. Liczyłam na to, że jak puścimy go w majtach zamiast pieluchy to po jakimś czasie sam zajarzy co jest grane, a tymczasem nie. Nie padło sakramentalne "mama, siku" ani nic w podobie. Siurał i kichał pod siebie. A że u nas w domu nagród i kar generalnie nie stosuje się, to żadne obiecanki typu "jak zrobisz na nocnik siusiu, to..." po prostu nie działają. Zresztą, ja jakoś tak nieswojo czuję się stosując takie metody. Bleeeeee. W dodatku jestem z młodym u dziadków, pogoda jest jaka jest (zimno) i mimo że przebierać pomagała mi babcia, to i tak wieczorami lecę z nóg. Wczoraj skonsultowałam się z małżonem i dzisiaj od rana młody znów otrzymał papmersiaka. Trudno. Koleżanka radziła nie przestawać skoro już zaczęliśmy, bo mały się znów uwsteczni, ale o jakim uwstecznianiu można mówić, skoro postępów nie było? Dziś od rana młody zadowolony, matka zadowolona, żyjemy dalej z pieluchą i spróbujemy, powiedzmy, za miesiąc-półtora, gdy będzie ciepło. Postanowiłam - nic na siłę. Może przyjdzie nam bujać się z założoną w dzień pieluchą do trzeciego roku życia - trudno.

Mały zrobił się bardzo asertywny i, rzekłabym, upierdliwy:) Stawia na swoim, nie chce się ubierać, przebierać butów itp. Proste czynności życiowe zajmują nam wieki, a mi brzuch ciąży. Może ta zmiana w zachowaniu ma też związek ze stresem, który przechodził w ostatnim tygodniu? Mam wyrzuty sumienia, że taki stres mu zafundowałam. No ale trudno. Spróbowaliśmy, nie wyszło. Dziecko jest przekochane tak czy siak, a do tego dorośnie. Historie typu że ktoś tam dziecku wpieprzył jak się zsikało poza nocnik wkładam sobie do szuflady. Nie, nie i nie. Pewnie wielu uznałoby mnie za leniwą i wyrodną matkę, której się sadzać na nocnik nie chce, no bo przecież teraz wszystko przez te pampersy, a kiedyś to jakoś tak szybciej szło i w zgodzie z naturą i dzieci wcześniej wołały same, no i w ogóle kiedyś to pięknie było i wspaniale... Ech, życie, życie...:) Za tydzień z hakiem jedziemy nad morze. No i to jest kolejny powód, dla którego zdecydowałam się odłożyć akcję "pielucha" - nie wyobrażam sobie latać po plaży przy 15 stopniach i zmieniać małemu gatki... A w brzuchu inny mały chłopczyk kopie i kopie...:)))

1 komentarz:

  1. ja nie naciskam z nocnikiem, jak zawoła albo widzę że chce - wtedy jej proponuje nocnik, jak tak - to tak, jak nie- to nie ;)

    OdpowiedzUsuń