środa, 8 maja 2013

INTERNETOWY UNIWERSYTET MĄDREGO WYCHOWANIA

Dzięki mojej mamie trafiłam na fantastyczną stronę dla rodziców, nauczycieli, opiekunów i innych osób zainteresowanych tematem. Jest to INTERNETOWY UNIWERSYTET MĄDREGO WYCHOWANIA. Weszłam tam przedwczoraj pierwszy raz, ale tylko zajrzałam. Wczoraj zawitałam ponownie i... zaczytałam się. Ten uniwersytet organizuje właśnie na dniach e-learningowy kurs pt. "Wychowanie chłopców", na który bardzo chciałam się zapisać, tylko niestety termin mi nie pasuje, bo zaczyna się w najbliższą sobotę, a my w poniedziałek na tydzień wyjeżdżamy. Kurs wygląda na dość intensywny, trzeba przesyłać prace zaliczeniowe i pracować na platformie, której obsługi trzeba się nauczyć. Nawet jeśli wezmę tableta na wakacje, to nie wiem, czy będę w stanie poświęcać w tym czasie kilka godzin w tygodniu, aby siadać gdzieś, gdzie jest vifi i oddawać się naukowej pracy. Dodatkowo musiałabym opanować pracę na owej platformie, a do tego nie mam teraz głowy z pewnością... Liczę, że kurs będzie wznowiony, bo zapowiada się ciekawie. Oto opis ze strony IUMW:

Współczesna kultura nie służy dzieciom, ale szczególnie toksyczna jest dla chłopców, dlatego ich wychowaniu poświęcono oddzielny kurs, którego program zainspirowany został książką Stevena Biddulpha Wychowywanie chłopców. Chłopcy rozwijają się inaczej niż dziewczęta i później osiągają dojrzałość szkolną. Z uwagi na budowę mózgu powinni mieć więcej niż dziewczynki kontaktu ze słowem mówionym i czytanym. Współczesna szkoła jest jednak nieprzygotowana do ich potrzeb i niszczy ich potencjał. Choć chłopcy potrzebują ze strony rodziców i nauczycieli szczególnej troski, uwagi i stymulacji, zwykle traktowani są znacznie surowiej niż dziewczynki, zgodnie z panującym powszechnie przekonaniem, że „faceta trzeba wychowywać twardo”. Pragnieniem Fundacji ABCXXI jest, by kurs skłonił rodziców i nauczycieli do zrewidowania swojego stosunku do chłopców – mówi Elżbieta Olszewska, Dyrektor Programowy Fundacji „ABCXXI – Cała Polska czyta dzieciom”. Żeby chłopcy mogli osiągnąć dojrzałość, muszą otrzymać mądre wsparcie ze strony osób, które dobrze rozumieją ich potrzeby.
 
Interesujące, prawda? Dodam, że gdy wśród lektur do kursu zobaczyłam moją biblię, czyli W głębi kontinuum Jane Liedloff, od razu nabrałam do kursu zaufania. Może ktoś z Was skorzysta? Zapisy chyba tylko do dziś.

Na stronce znalazły się też ciekawe artykuły i wywiady. Na razie zgłębiłam dział Dla rodziców. Oto kilka fragmentów, które szczególnie do mnie przemówiły:


W pierwszych trzech latach życia dziecko potrzebuje matki, która jest biologicznie dostrojona do odczytywania i zaspokajania jego potrzeb, i z którą powinno zbudować bezpieczną więź, będącą podstawą jego zdrowego rozwoju. Matkę może ewentualnie zastąpić niania, która będzie jedna, niezmienna, skupiona na dziecku i która nauczy się rozumieć jego sygnały i właściwie na nie reagować. Małe dziecko potrzebuje bezpieczeństwa, znajomego otoczenia i spokoju – zinstytucjonalizowana opieka tego nie zapewnia. W żłobku jest wiele zmieniających się opiekunek, żadna nie może dać wyłącznej uwagi, bo musi się zajmować grupą dzieci. Maluch pozostawiony nagle w żłobku ma poczucie, że świat się kończy, bo kochana, najbliższa osoba go zdradziła. Brak szansy na zbudowanie bezpiecznej więzi może wywołać zaburzenia emocjonalne na całe życie. Tak działa mechanizm przywiązania, a wszystko, co dzieje się we wczesnym dzieciństwie, zapisuje się w mózgu najmocniej. Grozi nam więc, że tworząc na masową skalę żłobki, wychowamy pokolenie z problemami -  żyjące w lęku, pozbawione empatii i wrażliwości moralnej, podatne na uzależnienia, manipulujące, pozbawione zaufania do siebie i innych. 
(...)
Jest taki trend, by dzieci były jak najszybciej dorosłe, jak najwcześniej szły do przedszkola, do szkoły. Skracamy im dzieciństwo, nakładamy na nie coraz większe obciążenia To się odbija na kondycji psychicznej młodego pokolenia. Nie bez przyczyny mówi się o rozdygotanym emocjonalnie pokoleniu emo. Nastolatki na zachodzie mają wszelkie możliwe zaburzenia, a nasze je doganiają. Choroby cywilizacyjne – nerwice, autyzm, alergie, wady kręgosłupa - też są dla dzieci coraz większym zagrożeniem, a wywołują je: brak więzi z rodzicami, stres, brak ruchu, przetworzone i pełne toksyn jedzenie, godziny przed ekranem  telewizora lub komputera. Postęp cywilizacyjny nie służy dzieciom. W Wielkiej Brytanii autyzm rozpoznaje się dziś u jednego na 100 dzieci, a kiedyś  był  rzadkością


I.K.- Jakie cechy wyrabia w dzieciach telewizja?
M.M - dzieci stają się niecierpliwe, oczekują ciągłej rozrywki jako należnego im prawa, szybko się nudzą, nie umieją się skupić. Największym problemem zgłaszanym dziś przez nauczycieli są kłopoty z koncentracją uczniów. Współczesne dzieci mają bardzo krótki przedział uwagi. Poprzez nieprzerwany potok szybko zmieniających się obrazów, telewizja uszkadza zdolność do skupienia uwagi. Również pilot, którym ciągle zmienia się kanały, przyczynia się do skrócenia przedziału uwagi.
I.K.- MTV oraz reklamy prezentują obrazy trwające ułamki sekund.
M.M.- W początkach telewizji, każdy obraz trwał przeciętnie 30 sekund. Obecna przeciętna to
5 sekund, a w MTV i reklamach mamy po trzy, cztery, pięć obrazów w trakcie sekundy. To jest ledwo na progu świadomości, a często poniżej. Nie ma w nich linearnej akcji, która rozwijałaby myślenie. Nie ma zresztą czasu na myślenie. Nawet takie programy jak Ulica Sezamkowa przez swą wartką akcję powodują, że potem wszystko inne, zwłaszcza szkoła, staje się nudne, a do osiągnięcia zadowolenia dzieci potrzebują coraz mocniejszej zewnętrznej stymulacji. Ich własna wyobraźnia, jak nie używany mięsień, zamiera. Dużo mówimy o klinicznym obrazie zaburzeń uwagi, ADD, ale nie chodzi tu tylko o chorobę, chodzi o całe kulturowe podejście. Telewizja celowo wzbudza u ludzi niecierpliwość – w sprawie pieniędzy, rzeczy, seksu.... .
I.K.- I wywołuje niezadowolenie z dotychczasowego stanu posiadania.
M.M.- Oczywiście, ponieważ satysfakcja jest wrogiem reklamy. Telewizja jest opłacana reklamami, więc reklamujący chcą wywołać u ludzi to niezadowolenie. Nie będziesz szczęśliwy, jeśli nie kupisz tego samochodu, tej zabawki, tego komputera....
I.K.- A jeśli nawet kupisz, zadowolenie trwa krótko, bo zaraz pojawia się lepszy produkt.
M.M.- To dotyczy wszystkich rodzajów reklamy, ale reklama telewizyjna jest najbardziej agresywna i diabelnie skuteczna. Niecierpliwość i niezadowolenie są podsycane także przez programy telewizyjne. Jeżeli twoja dziewczyna nie wygląda jak modelka, nie jesteś zadowolony. Kultura telewizyjna przyczynia się do zaburzeń
w jedzeniu i u wielu osób wzbudza nienawistny stosunek do swego wyglądu. Telewizja uczy powierzchowności, ponieważ przekonuje, że to co widzimy, jest istotą sprawy. Nie pokazuje przyczyn ani konsekwencji. Liczy się tylko to co widzisz teraz.
 (...)
I.K.- A jaki wpływ na dzieci mają programy informacyjne?
M.M- Wiadomości są najgorsze ze wszystkiego, albowiem udają, że przedstawiają prawdziwy obraz świata. Tak naprawdę nie są to jednak wiadomości, lecz wyłącznie złe wiadomości. Jedynymi wydarzeniami, które uznane są za warte relacjonowania w dziennikach są okropne lub szokujące historie, tworzące całkowicie negatywny obraz świata. Jeżeli mówimy
o niezbywalnych cechach dzieciństwa, takich jak potrzeba bezpieczeństwa i optymizm,
to programy informacyjne zabijają obie te cechy jednocześnie.
(...)
I.K.- Według przytoczonych przez Państwa badań Amerykańskiej Akademii Pediatrów, przeciętnie dziecko zanim ukończy szkołę podstawową, obejrzy 8000 ekranowych morderstw
i 100 tysięcy innych aktów przemocy.
M.M.- To oczywiście stępia wrażliwość dziecka na zło w realnym życiu, a także podważa jego zaufanie do świata. Dzieci na takiej „diecie” stają się podejrzliwe, niespokojne, pesymistyczne, cyniczne i agresywne.
 (...)
I.K.- Po tym co zostało powiedziane o telewizji trudno przypuścić, by ktoś mógł z nią konkurować w atakach na dzieciństwo. A jednak lista oskarżonych jest według pana dłuższa. Są na niej również rodzice.
M.M.- Wielu rodziców, na szczęście nie wszyscy, uważa swą karierę, a często też różne prywatne zajęcia za priorytet ważniejszy niż dzieci. Dają swym dzieciom wszelkie dobra materialne, ale nie dają im najważniejszego daru – swego czasu. W rezultacie są często kompletnie niezorientowani, czym wypełnione jest życie ich latorośli.
W dodatku tę fatalną sytuację próbują przedstawić jako korzystną, bo oczywiście nikt nie chce czuć się winnym. Mówią: Mój sześciolatek zachowuje się zupełnie jak dorosły, czy to nie fantastyczne? To nie jest fantastyczne. Te dzieci nigdy nie staną się prawdziwymi dorosłymi. Nie można stać się dorosłym, jeśli nie miało się prawdziwego dzieciństwa. Tylko wtedy, gdy dziecko dorasta w bezpiecznym świecie, jest odpowiednio chronione i wychowywane, jego osobowość może nabrać właściwego kształtu. Przyjrzyjmy się dzisiejszym rodzicom - wielu z nich nigdy nie dojrzało i sami zachowują się jak chwiejne emocjonalnie, egoistyczne, aroganckie
i nieodpowiedzialne nastolatki. Tacy rodzice mają skłonność do zaniedbywania potrzeb dzieci, przerzucania na nie swoich codziennych frustracji i obarczania ich swoimi problemami.
(...)
I.K.- To smutny paradoks, że właśnie teraz, gdy świat stał się tak skomplikowany i dzieci jak nigdy potrzebują rodzicielskiego wsparcia i przewodnictwa, tak niewiele go otrzymują. Mówi się, że są źle wychowane, cyniczne i samolubne. Czy powinniśmy obwiniać je za te cechy?
M.M.- Oczywiście, że nie. To jest typowe oskarżenie ofiary. Przerzucamy na dzieci odpowiedzialność za winy i zaniedbania dorosłych. Ale trzeba też przyznać, że bycie mądrym i dobrym rodzicem jest dzisiaj trudniejsze niż kiedykolwiek.


I.K.- Następny sposób okazywania miłości to kontakt fizyczny...
R.C.- Wydawałoby się, że jest on bardzo naturalnym sposobem wyrażania miłości wobec dziecka, ale tak nie jest. Badania wykazują, że dzieci otrzymują kontakt fizyczny - i to niekoniecznie pełen miłości - kiedy zachodzi potrzeba, np. przy ubieraniu.
W dodatku dziewczynki w wieku przedszkolnym otrzymują pięć razy więcej pełnego miłości kontaktu fizycznego niż chłopcy i jest to główna przyczyna tego, że mali chłopcy mają o wiele więcej problemów emocjonalnych.
I.K.- Dość powszechnie uważa się, że chłopców trzeba traktować bardziej surowo, nie powinni oni na przykład płakać, bo to niemęskie...
R.C.- To jest pogląd całkowicie kulturowo uwarunkowany. Nie ma on żadnego uzasadnienia z punktu widzenia potrzeb emocjonalnych dziecka.
I.K.- Czy jednak nie ma obawy, że okazując chłopcu zbyt wiele uczucia wychowa się słabego, zniewieściałego mężczyznę?
R.C.- Prawda jest zupełnie odwrotna. Im bardziej ojciec jest serdeczny wobec chłopca, tym bardziej chłopiec identyfikuje się z nim
i tym pewniej będzie się czuł w roli mężczyzny. Chłopcy, których ojcowie są nieprzyjemni i odrzucają dziecko emocjonalnie, często stają się zniewieściali.
(...)
I.K. Wracając do Pańskiej koncepcji zbiornika emocjonalnego - jeśli zbiornik dorosłego jest pusty skąd ma on czerpać energię emocjonalną, by przelać ją na dziecko?
R.C.- Powinniśmy robić wszystko, by móc zaspokoić potrzeby naszych dzieci. Podstawą jest dbanie o trwałość i harmonię naszego małżeństwa, a także o nasze własne zdrowie fizyczne, emocjonalne i duchowe. Ale nawet gdy nasz zbiornik emocjonalny nie jest pełny możemy skutecznie napełniać zbiorniki naszych dzieci. Ponieważ sposoby okazywania miłości dziecku są takie proste
i wyrażają się w zachowaniu, to jeśli naprawdę troszczymy się o dziecko, zawsze możemy okazywać mu miłość.
(...)
I.K. – Utkwiło mi pamięci powiedzenie - Dziecko, które dobrze się czuje, dobrze się zachowuje. Dzieci niekochane niewątpliwie nie czują się dobrze.
R.C.- Dzieci instynktownie wiedzą, że potrzebują miłości i że rodzice powinni im ją dać. Jeżeli rodzic zaspokaja tę potrzebę, wówczas dziecko nie czuje żadnej presji, by źle się zachowywać. Kiedy natomiast dziecko ma pusty zbiornik emocjonalny, poprzez złe zachowanie domaga się uwagi i cały czas zdaje rodzicom pytanie - Czy mnie kochasz? Naszą złością i karaniem dajemy mu odpowiedź: Nie, nie kocham. Rodzice jednak przede wszystkim powinni się zastanowić, czego dziecko potrzebuje, ponieważ poprzez złe zachowanie wyraża ono zawsze jakąś niezaspokojoną potrzebę.
(...)
I.K.- Jednak w samym odczuwaniu złości nie ma nic złego. Uczucie to jest nawet pożyteczne, ponieważ informuje nas, że dzieje się coś, co budzi nasz sprzeciw lub nam zagraża - i mobilizuje nas do działania. Istotne jest jak je wyrazimy. W swej książce „Kids in Danger” podaje pan przykład matek, które po stracie dzieci w wypadkach spowodowanych przez pijanych kierowców założyły organizację MADD, która walczy ze społeczną tolerancją dla jeżdżenia pod wpływem alkoholu.
R.C.- To przykład dojrzałego sposobu wyrażania złości. Uczucie złości jest zupełnie normalnym uczuciem, nawet Jezus odczuwał gniew. Problem w tym, że bardzo wielu ludzi nie umie sobie z nim dojrzale radzić, ponieważ ich tego nie nauczono. Większość rodziców reaguje na dziecięcy gniew w niewłaściwy i bardzo destrukcyjny sposób. Rodzice ci uważają, że złość dziecka jest czymś niedopuszczalnym, więc powinna być z niego wypleniona przy pomocy dyscypliny i kar. To jest fatalny błąd. Złość jest naturalnym uczuciem i dziecko musi ją jakoś wyrazić. Może zrobić to tylko na dwa sposoby: w sposób werbalny lub poprzez zachowanie. Jeżeli szaleje, wali głową w ziemie, niszczy przedmioty, kopie – trzeba oczywiście interweniować. Ale kiedy wyraża złość w sposób werbalny, często niemiły, rodzic zwykle odbiera to jako brak szacunku i zakazuje dziecku okazywania złości: „Jak śmiesz tak do mnie mówić” itp. Wtedy zdławiona złość jest spychana coraz głębiej w podświadomość
i dziecko zaczyna wyrażać ją poprzez bierną agresję.
 (...)
I.K.- Jak ważna jest umiejętność kontrolowania własnego gniewu można się przekonać przeglądając choćby gazety i kroniki kryminalne. Coraz więcej młodocianych sprawców. Coraz więcej gwałtownie i destruktywnie wyrażanej złości.
R.C.- Tragedia. Dzieci i nastolatki dopuszczają się dziś bezprecedensowych okrucieństw
i zbrodni. Przemoc i źle wyrażana złość jest wielkim problemem rodzin i społeczeństw. Dlaczego? Ponieważ dojrzałe wyrażanie gniewu nie przychodzi w sposób naturalny i trzeba się tego nauczyć w domu, w dzieciństwie, a niestety rzadko to się dzisiaj dzieje. W wielu domach dzieci uczą się czegoś wprost przeciwnego - jak niewłaściwie i niedojrzałe radzić sobie z własnym gniewem. Nie tylko od rodziców, ale i z telewizji.
 (...)
I.K.- Bardzo często powód dla którego młodzi ludzie reagują brutalnym zachowaniem jest absurdalnie błahy. Czasem sprawca nawet nie umie wyjaśnić powodu. Jakby napędzany był jakąś siłą, której źródła nie jest świadom i nad którą zupełnie nie panuje.
R.C. Dominującą, pierwotną przyczyną złości u dzieci jest to, że nie czują się one prawdziwie kochane. Ponieważ tak wiele dzieci ma niezaspokojoną tę potrzebę, tak wiele z nich wyrasta na ludzi, którzy wyrażają swoją złość poprzez bunt, agresję i zachowanie skierowane przeciw wszelkim autorytetom. Te zachowania kształtują się w dzieciństwie. Są one wyrazem podświadomego gniewu dziecka, które nie czuje miłości ani troski ze strony rodziców, a do tego nie zostało nauczone, jak radzić sobie dojrzale ze swoim gniewem. Jeżeli chcemy, by dzieci wyrosły na ludzi prawych, odpowiedzialnych, z dobrym charakterem, musimy zaspokoić ich potrzebę miłości i nauczyć je radzenia sobie z własną złością. Dzieci muszą się nauczyć na przykładzie dorosłych, że istnieją inne, akceptowane sposoby wyrażenia swej niezgody niż poprzez brutalne zachowanie.


To tylko fragmenty. Serdecznie polecam całą resztę. Kupa pracy przede mną-mamą.

1 komentarz: