W niedzielę wróciliśmy z wakacji. Od poniedziałku do piątku byliśmy nad morzem, a na weekend pojechaliśmy do rodzinki na komunię mojego chrześniaka. Pogodę mieliśmy od środy po prostu cudowną. Wysypialiśmy się. W ośrodku byliśmy jedynymi lokatorami, a więc cisza, spokój. Na plaży jednostki w osobach niemieckich emerytów. Budki z goframi o lodami raczej pozamykane. Cisza, spokój, bezruch. Mieszkaliśmy praktycznie w lesie, a więc od rana budził nas śpiew ptaków. F. był ubierany i szedł prosto na plac zabaw, a my jedliśmy spokojne śniadanie i mieliśmy na niego oko przez otwarte drzwi. Po południu obiad i kurs na plażę. Mały nie chodził w dzień spać, więc o 20:30 po prostu spał snem sprawiedliwego. Był czas na czytanie książek i relaks. Totalne odcięcie od mediów jest wspaniałe. Mieliśmy co prawda mały telewizor w pokoju, ale jakoś nie bardzo chciało nam się go włączać. Tylko my, przyroda i książki. Tak dla mnie wyglądają prawdziwe wakacje. Mogłabym jeszcze z miesiąc tam siedzieć...
Jak cudnie... też tak chcę ;)
OdpowiedzUsuńAkumulatory naładowane. Teraz czas na oczekiwanie... :)
OdpowiedzUsuńBuziaki!!! :*